Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 08:27
Reklama KD Market
Reklama

Tajemnica czwartego szpiega

Pod koniec XX wieku trzej oficerowie amerykańskiego wywiadu zostali skazani na wyroki dożywocia, ponieważ przyłapano ich na szpiegowaniu na rzecz Rosji. Są to Robert Hanssen z FBI oraz Aldrich Ames i Edward Lee Howard z CIA. Ten ostatni zmarł na emigracji w Moskwie. Jednak wiele wskazuje na to, że na wolności pozostaje szpieg numer cztery, który nie został dotychczas zidentyfikowany i aresztowany...

Zdradziecka trójka

Edward Lee Howard został zatrudniony przez CIA w 1980 roku, a później dołączyła do niego jego żona Mary. Oboje zostali przeszkoleni w zakresie metod wywiadowczych i kontrwywiadowczych. Krótko po zakończeniu szkolenia, a przed powierzeniem mu pierwszego zadania, badanie wariografem wykazało, że Howard kłamał na temat używania narkotyków w przeszłości. Został zwolniony z CIA w 1983 roku.

Niezadowolony z rzekomo niesprawiedliwego zwolnienia, zaczął dostarczać KGB tajne dane, prawdopodobnie kontaktując się z agentem KGB w Austrii. FBI zaczęło obserwować Howardów w Santa Fe w Nowym Meksyku. Następnie założono podsłuch ich telefonu. Howard uciekł do Helsinek, gdzie udał się do sowieckiej ambasady, by ostatecznie znaleźć schronienie w Moskwie. Do śmierci w 2002 roku utrzymywał, że nie był sowiecką wtyczką. Twierdził, że uciekł tylko dlatego, iż CIA wybrała go na kozła ofiarnego. Upierał się, że odmówił ujawnienia czegokolwiek naprawdę ważnego w zamian za sowiecką ochronę. Został skazany na dożywocie in absentia.

Aldrich Ames rozpoczął pracę w CIA w latach 60. Początkowo był cenionym biurokratą, gdyż doskonale radził sobie z papierkową robotą i planowaniem operacji w terenie. Jedynym problemem było nadużywanie przez niego alkoholu. Ames miał dostęp do wszystkich planów i operacji CIA wymierzonych przeciwko KGB. W połowie lat 80. Ames zaczął nawiązywać kontakty z sowiecką ambasadą w Waszyngtonie. W kwietniu 1985 roku dostarczył Sowietom tajne informacje, za co dostał 50 tysięcy dolarów. W trakcie swojej dalszej działalności szpiegowskiej zidentyfikował więcej niż dziesięciu agentów CIA, w wyniku czego niektórzy z nich zostali przez Rosjan straceni.

Pod koniec 1986 roku CIA powołała zespół do zbadania źródła powtarzających się w agencji przecieków. Grupa ta, kierowana przez Paula Redmonda i składająca się z Jeanne Vertefeuille, Sandry Grimes, Diany Worthen i Dana Payne’a, zbadała różne możliwe przyczyny. W 1990 roku CIA nabrała pewności, że w agencji pracował sowiecki agent. Trzy lata później CIA i FBI rozpoczęły intensywne dochodzenie w sprawie Amesa, które obejmowało elektroniczny nadzór, przeszukiwanie jego śmieci oraz instalację urządzenia GPS w jego samochodzie. 21 lutego 1994 roku został aresztowany. Przed sądem Ames przyznał się do winy i otrzymał karę dożywotniego więzienia.

Robert Hanssen od końca lat 70. pracował w biurze FBI w Nowym Jorku. W 1979 roku po raz pierwszy nawiązał kontakt z wywiadem sowieckim. Cztery lata później zaczął regularnie przekazywać sowieckiej agenturze tajne informacje, m.in. dane o oficerach KGB i GRU współpracujących z CIA. W wyniku jego działalności rozstrzelano w ZSRR dwóch generałów, a trzeci wojskowy został skazany na 15 lat obozu pracy.

W 1990 roku szwagier Hanssena, Mark Wauck, także agent FBI, zauważył w jego domu duże sumy pieniędzy oraz kosztowne meble, co zrodziło w nim podejrzenia. Napisał w tej sprawie raport do szefa kontrwywiadu ekspozytury FBI w Chicago, ale z jakichś powodów pismo to zostało zignorowane. Hanssen został aresztowany dopiero w 2001 roku. Amerykańskie władze zapłaciły rzekomo agentowi KGB 7 milionów dolarów za materiały ostatecznie obciążające Hanssena. Wpadł między innymi dlatego, że szastał pieniędzmi i wiódł życie ponad stan.

Cała ta trójka wyrządziła wywiadowi amerykańskiemu ogromne szkody i na kilka lat sparaliżowała działalność CIA dotyczącą Europy Wschodniej. Ujawnienie tożsamości licznych szpiegów równało się wydaniu na nich kary śmierci. Amerykański wywiad pod koniec lat 80. przestał werbować nowych agentów, ponieważ obawiano się, iż ewentualni współpracownicy mogli być ludźmi podstawionymi przez Kreml.

Szpiegowska zagadka

Do dziś podejrzewa się, że prócz wymienionej powyżej trójki w tamtych latach na rzecz Sowietów działał jeszcze czwarty szpieg, którego tożsamość pozostaje nieznana. Śledczy już w latach 90. zdawali sobie sprawę z tego, że Rosjanie wiedzą więcej aniżeli mogli im powiedzieć Howard, Hanssen i Ames. W związku z tym w 1994 roku wewnątrz CIA zaczęła działać ściśle tajna grupa, której celem było ustalenie tożsamości czwartego zdrajcy. Dociekania tej grupy wyłoniły głównego podejrzanego, choć wyniki śledztwa utrzymywane były w tajemnicy. Ostatnio jednak ukazała się książka, która zawiera szereg niepublikowanych wcześniej rewelacji oraz sugestii, co może doprowadzić do ostatecznego rozwiązania szpiegowskiej zagadki.

Robert Baer to legendarny, emerytowany oficer wywiadu CIA, którego wyczyny zostały opisane w licznych książkach i filmach. Głośny film pt. Syriana, w którym George Clooney wciela się w postać Baera, jest politycznym dreszczowcem, skonstruowanym na podstawie jednej z jego książek. Przed kilkoma miesiącami na półkach księgarskich znalazła się najnowsza książka Baera pt. The Fourth Man: The Hunt for a KGB Spy at the Top of the CIA and the Rise of Putin’s Russia. W publikacji Baera pada teza, iż czwartym szpiegiem jest Paul Redmond. To człowiek, który przed laty stał na czele grupy mającej dociec, czy szpiegiem był Aldrich Ames.

W skrócie Baer opowiada następującą historię. Pod koniec lat 80. oficer rosyjskiego wywiadu Aleksander Zaporożski, nazywany Maxem, którego CIA zwerbowała w jednym z krajów Afryki Wschodniej, powiedział swojemu oficerowi prowadzącemu, że Rosjanie dokonali dwóch penetracji amerykańskiego wywiadu, jednej w CIA i jednej w FBI. Pierwszym agentem miał być Aldrich Ames, a drugim Robert Hanssen. Max następnie był w stanie dostarczyć odpowiednie dowody wskazujące na zdradę Amesa. Ale w 1994 roku Max dodał, że miała też miejsce druga penetracja CIA, a jego twierdzenie zostało potraktowane niezwykle poważnie.

Główny podejrzany

Max dostarczył dwóch ważnych wskazówek dotyczących tej powtórnej penetracji. Podejrzany agent brał udział w spotkaniach szefów Dyrekcji Operacyjnej (DO) i miał dostęp do zestawu tzw. kart 3 na 5, na których DO trzymała pewne bardzo poufne informacje operacyjne. Wynikało stąd, że jeśli informacje Maxa były prawidłowe, szpieg był kimś starszym rangą. Dlatego właśnie w czerwcu 1994 roku Ted Price, szef DO, utworzył tajną jednostkę dochodzeniową w celu zidentyfikowania tego rzekomego szpiega. W listopadzie 1994 roku w wyniku intensywnego śledztwa namierzono jednego konkretnego podejrzanego – szefa grupy dochodzeniowej, Paula Redmonda. Kiedy Redmondowi przedstawiono wyniki śledztwa, ten wszystkiemu zaprzeczył, a następnie wszczął swoistą wendetę skierowaną przeciw swoim kolegom.

Redmond, absolwent Harvardu, do CIA wstąpił w połowie lat 60. i służył w Agencji nieprzerwanie do roku 1997. W trakcie swojej kariery był m.in. oficerem rezydentury amerykańskiego wywiadu w Zagrzebiu, a w pierwszej połowie lat 90. zajmował stanowisko zastępcy szefa kontrwywiadu CIA. 28 czerwca 1990 roku do Warszawy przyleciało pięciu oficerów CIA, by zasiąść do rozmów w sprawie nawiązania współpracy pomiędzy służbami specjalnymi Polski i Stanów Zjednoczonych. Delegacji przewodniczył właśnie Paul Redmond. Był on jednym z architektów współpracy pomiędzy polskimi i amerykańskimi służbami specjalnymi. Wielu funkcjonariuszy CIA oraz FBI twierdzi, że wówczas mógł już od wielu lat być rosyjską wtyczką.

Życiorys Redmonda pełen jest faktów budzących pewne wątpliwości. Niewykluczone, że w latach 80. odbył on nieautoryzowaną przez CIA podróż do Moskwy w sobie tylko wiadomym celu. Gdy dowiedział się, że jest podejrzany o działalność na rzecz Rosji, wykorzystując swoją pozycję w CIA sabotował śledztwo i próbował mścić się na osobach w nie zaangażowanych. Mimo że już w 1994 roku wspomniana tajna grupa śledczych alarmowała, że Redmond może być rosyjskim szpiegiem, w obliczu braku jednoznacznych dowodów i dzięki mocnej pozycji w agencji pozostawał on autorytetem w dziedzinie kontrwywiadu. W oczach niektórych był nawet bohaterem. W CIA tylko garstka osób wiedziała o podejrzeniach względem jego osoby.

Redmond jeszcze do niedawna pozostawał w cieniu i wiódł zaciszne życie emeryta. Jednak po publikacji książki Baera w swoim pierwszym publicznym komentarzu w tej sprawie zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek był sowieckim szpiegiem. Stwierdził m.in.: – Książka Roberta Baera to bzdura, pełna błędów i dezinformacji. Z drugiej strony, zarówno Redmond, jak i jego były bezpośredni zwierzchnik, David Major, przyznają, że w CIA lub FBI musiał działać „czwarty człowiek”, ponieważ tylko w ten sposób można wytłumaczyć niektóre przecieki informacji, jakiw miały miejsce w latach 80.

Wątpliwości

Czy Redmond to na pewno ów czwarty szpieg? Pewne wątpliwości ma sam Baer, który w brytyjskiej telewizji powiedział: – Według śledczych – a w mojej książce korzystałem tylko ze źródeł z pierwszej ręki – Redmond pasuje do profilu kogoś, kto uzupełnił informacje przesłanie Sowietom przez Amesa i Hanssena. Jednak intuicja mówi mi, że to nie on. FBI powiedziało mi, że mam tylko jedną czwartą dowodów przeciwko niemu. Nie widziałem oryginalnych dowodów, ale gdybym zasiadał w ławie przysięgłych, nie skazałbym go.

Major zgadza się z Baerem i twierdzi, że to nie Redmond był czwartym szpiegiem. Jego zdaniem brakuje jednoznacznych dowodów jego winy, mimo że śledztwo przeciwko niemu toczy się od wielu lat. W trakcie tego śledztwa agenci FBI zaczęli odwiedzać ludzi, którzy w latach 90. zajmowali się tymi sprawami. Odwiedzili między innymi dawnego szefa kontrwywiadu CIA, Jima Olsona, którego pytali o to, czy wie coś o wspomnianym nieautoryzowanym przez CIA wyjeździe Redmonda do Moskwy w połowie lat 80.

Olson stwierdził, że jeśli Redmond rzeczywiście udał się do ZSRR bez wiedzy przełożonych, to jest to coś niepokojącego i coś, za co traci się pracę. Dodał, że nie widzi żadnego sensownego wyjaśnienia faktu, iż Redmond pojechał rzekomo do Moskwy, by spotkać się z jakimś emerytowanym generałem KGB. Rosjanin ten zaledwie parę lat wcześniej pracował ramię w ramię z oficerami prowadzącymi Hanssena i Amesa, a zatem być może dużo wiedział o ich działalności. Sam Redmond zasłania się tym, że po odejściu z CIA pracował dla londyńskiej kancelarii prawnej, a na spotkanie do Moskwy pojechał dlatego, że miał nadzieję, iż generał pomoże mu w rozwiązaniu sprawy jednego z klientów firmy.

Jeśli Redmond istotnie jest tajemniczym czwartym agentem, zapewne uniknie odpowiedzialności, ponieważ biorąc pod uwagę jego zaawansowany wiek i w obliczu braku jakichkolwiek formalnych oskarżeń pod jego adresem czasu na ewentualne postawienie go przed sądem jest mało. Jeśli jednak to nie on jest owym agentem, sprawa pozostaje otwarta. Budzi to niepokój w szeregach CIA i FBI, gdyż jest to nie do końca zamknięty rozdział dość niechlubnego okresu w historii amerykańskich agencji wywiadowczych, które w latach 80. ubiegłego wieku zostały częściowo sparaliżowane przez KGB.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama