Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 08:20
Reklama KD Market
Reklama

Narodowość, ale nie obywatelstwo

Amerykańska konstytucja stanowi: „Wszystkie osoby urodzone lub naturalizowane w Stanach Zjednoczonych i podlegające ich jurysdykcji są obywatelami Stanów Zjednoczonych”. Ogólnie rzecz biorąc, jest to prawda. Osoby urodzone w jednym z 50 stanów, w okręgu federalnym (DC) i czterech głównych terytoriach – Portoryko, Wyspy Dziewicze, Guam i Mariany Północne – są automatycznie obywatelami amerykańskimi. Jest jednak jedno terytorium, gdzie ten konstytucyjny przepis nie działa...

Nie całkiem Amerykanie

Mieszkańcy liczącego około 50 tysięcy ludzi Samoa Amerykańskiego – które pozostaje w posiadaniu USA od ponad 120 lat a położone jest około 2600 mil na południowy zachód od Hawajów – co roku w kwietniu obchodzą Dzień Flagi. Jest to najważniejsze święto w roku, upamiętniające przyjęcie pięciu wysp i dwóch atoli w poczet terenów należących do Stanów Zjednoczonych. Tubylcy służą w armii amerykańskiej, a jeśli zdecydują się opuścić swoją wyspę, mogą mieszkać w dowolnym innym miejscu w USA.

Mieszkańcy Samoa posiadają nawet amerykańskie paszporty, ale nie dokładnie takie jak wszyscy inni. Nie są bowiem obywatelami Stanów Zjednoczonych, lecz non-citizen U.S. nationals. Jest to trudny do przetłumaczenia termin, który opisowo oznacza kogoś, kto jest wprawdzie amerykańskiej narodowości, ale nie posiada statusu obywatela.

Pozornie może się wydawać, że jest to drobna różnica bez większego znaczenia. W rzeczywistości jednak status ten uniemożliwia Samoańczykom głosowanie w wyborach, ubieganie się o urzędy wybieralne i zajmowanie stanowisk w pewnych dziedzinach. Mogą zostać obywatelami po przeprowadzce na kontynent, ale proces ten jest długi, wymaga zdania testu z historii i kosztuje co najmniej 725 dolarów, nie licząc opłat prawnych.

Do niedawna różnica między byciem obywatelem USA a kimś narodowości amerykańskiej była powszechnie ignorowana. Wielu Samoańczyków amerykańskich mieszkających gdzieś w Stanach Zjednoczonych głosowało w wyborach, nie wiedząc, że nie mają do tego prawa. Jednak za czasów administracji Donalda Trumpa to rozróżnienie stało się ważniejsze. W 2018 roku kobieta urodzona na Samoa Amerykańskim kandydowała na Hawajach do parlamentu stanowego, ale potem dowiedziała się, że nie kwalifikuje się do tego, ani nawet nie może głosować. Samoańczycy amerykańscy służący jako oficerowie w armii amerykańskiej nagle odkryli, że jeśli nie przejdą procesu naturalizacji, nie będą mieli szans na awanse.

Garstka Samoańczyków amerykańskich mieszkających w Stanach Zjednoczonych próbowała zakwestionować ten stan rzeczy. W niedawnej sprawie, której rozpatrzenia Sąd Najwyższy USA odmówił, trzech Samoańczyków mieszkających w Utah próbowało zademonstrować, w jaki sposób brak amerykańskiego obywatelstwa jest dla nich szkodliwy. Jeden z nich powiedział, że był krytykowany przez swoich rówieśników za niegłosowanie w wyborach. Drugi powiedział, że nie mógł kontynuować kariery funkcjonariusza policji, a trzeci stwierdził, że ​​jako obcokrajowiec nie może sponsorować swoich chorych rodziców na wizy imigracyjne do Stanów Zjednoczonych, gdzie mogliby otrzymać lepszą opiekę zdrowotną. W sumie jednak ludzie ci niczego nie wskórali.

Obce rasy?

Być może nieco zaskakujące jest to, że rząd Samoa, podobnie jak większość obywateli tego terytorium, sprzeciwia się automatycznemu nabywaniu amerykańskiego obywatelstwa przez ludzi, którzy się tam rodzą. W 1900 roku wodzowie Samoa zgodzili się stać częścią Stanów Zjednoczonych, podpisując akt, który obejmował ochronę tzw. fa’a Samoa, czyli „samoańskiego sposobu”, co odnosi się do ochraniania tradycyjnej kultury wysp.

Jeden z tamtejszych polityków powiedział niedawno: – Naród amerykańskiego Samoa obawia się, że hurtowe przyznawanie obywatelstwa nowo narodzonym może mieć szkodliwy wpływ na naszą tradycyjną kulturę. Samoańczycy wierzą, że jeśli będą musieli dokonać tej fundamentalnej zmiany, powinni to zrobić sami, a nie mieć jakiegoś sędziego w Salt Lake City, Denver lub Waszyngtonie, by to zrobił za nich.

Jednak powody, dla których Samoańczycy nie mają automatycznie obywatelstwa, nie były pierwotnie związane z jakimikolwiek próbami ochrony kultury. Przez wiele dekad panowało przekonanie, iż Samoańczycy w jakimś sensie nie byli gotowi na bycie obywatelami kraju z powodu swojej „obcości”. Na mocy szeregu spraw sądowych z początku XX wieku, znanych jako „sprawy wyspowe”, ustalono, że niektóre terytoria były „obce w sensie krajowym”, „zamieszkiwane przez obce rasy”, a zatem rządzenie nimi „zgodnie z zasadami anglosaskimi może przez pewien czas być niemożliwe”. Ostatecznie w roku 1940 Kongres zatwierdził po raz pierwszy dyskryminacyjną ustawę, na mocy której obywatelstwo USA nie przysługiwało automatycznie osobom, które rodziły się w Samoa.

Obecny stan rzeczy budzi jednak wiele wątpliwości. Wśród osób wzywających do zmian jest Charles Ala’ilima, prawnik z Samoa: – W Stanach Zjednoczonych jest tylko jedna klasa obywateli – z wyjątkiem Samoa. To, co mamy teraz, to w zasadzie narzucenie statusu drugiej kategorii narodowi podlegającemu suwerenności rządu amerykańskiego. To jest definicja kolonializmu.

Niektórzy prawnicy twierdzą, że Samoa nie podlega całkowicie konstytucji Stanów Zjednoczonych, co pozwala zachować wyspom pewne cechy specyficzne dla tego terytorium, np. godzinę policyjną w niektórych wioskach i tradycyjną społeczną własność ziemi. Twierdzą oni, że narzucenie obywatelstwa wraz z narodzinami naraziłoby te tradycje na ryzyko prawne.

Dla innych mieszkańców Samoa ostrzeżeniem są Hawaje, czyli dawne terytorium USA, które stało się stanem w 1959 roku. – Rząd Samoa patrzy na Hawaje i widzi, co stało się z rdzennymi Hawajczykami. Hawaje stały się placem zabaw dla bogatych Amerykanów, a rdzennym Hawajczykom rzuca się tylko okruchy – mówi Ala’ilima.

Andrzej Malak


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama