Liczne plemiona indiańskie w całych Stanach Zjednoczonych, od Nowego Jorku po Alaskę, mają obecnie pod swoją pieczą ponad 20 tysięcy bizonów w 65 stadach, a liczba ta szybko rośnie. Pragnieniem rdzennych Amerykanów jest odzyskanie kontroli nad populacją tych zwierząt, obok których żyli i na których polegali ich przodkowie przez tysiąclecia. Europejscy osadnicy zniszczyli tę równowagę, trzebiąc wielkie stada. Systematyczne polowania bez troski o przyszłość gatunku spowodowały, że amerykański bizon prawie wyginął…
Plan eksterminacji
Bizony, których na kontynencie żyły niegdyś miliony, przez wieki wyznaczały rytm życia Indian. Zwierzęta te stanowiły nie tylko główne pożywienie, ale służyły także jako źródło materiału do wytwarzania wielu przedmiotów codziennego użytku. Ze skór szyto ubrania i tipi, kości używano do wyrobu narzędzi i broni, rogów do chochli i łyżek, sierści na liny, itd. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę biali koloniści.
Sekretarz spraw wewnętrznych USA, Deb Haaland, pierwsza w historii Indianka w gabinecie rządu federalnego, powiedziała w niedawnym wywiadzie: – [osadnicy] (...) chcieli zaludnić zachodnią część Stanów Zjednoczonych, ponieważ na wschodzie żyło zbyt wielu ludzi. Chcieli, by wszyscy Indianie zginęli, bo wtedy mogli zabrać ich ziemię. Myślenie było wtedy proste – jeśli zabijemy bizony, Indianie wymrą. Nie będą mieli nic do jedzenia.
Plan ten w znacznej mierze się udał. Bizony niemal wyginęły, a garstki pozostałych przy życiu Indian zamknięto w rezerwatach. Jednocześnie z powszechną eksterminacją bizonów plemiona takie jak Lakota zostały ograbione z ziemi. Złamano podpisane cztery dekady wcześniej traktaty, co doprowadziło w 1889 roku do ograniczenia Wielkiego Rezerwatu Siuksów do kilku znacznie mniejszych, rozsianych po w całej Dakocie.
Pozbawieni bizonów członkowie plemienia polegali na rządowych „stacjach wołowiny”, które rozprowadzały mięso z okolicznych hodowli bydła. Program ten okazał się dobrodziejstwem dla białych farmerów. Do dziś w powiecie Cherry w stanie Nebraska, wzdłuż południowej granicy rezerwatu Rosebud, znajduje się więcej bydła niż w jakimkolwiek innym miejscu Stanów Zjednoczonych.
Wyginięcie bizonów były tragedią na wielką skalę. Przed przybyciem do Ameryki Kolumba na kontynencie żyło ponad 100 milionów bizonów. W 1900 roku, po masakrze, która miała miejsce w drugiej połowie XIX wieku, doliczono się zaledwie 25 sztuk żyjących na wolności. Jednak ówcześni ekolodzy oraz niektórzy politycy, w tym prezydent Teddy Roosevelt, skutecznie interweniowali i przywrócili niewielką liczbę stad, głównie na ziemiach federalnych.
Święte zwierzę
Bizon ma za sobą długą drogę w czasie i przestrzeni. Podobnie jak w przypadku Indian, jego przodkowie zawędrowali na kontynent północnoamerykański z Azji, w epoce zlodowacenia. Przed dziesiątkami tysięcy lat na terenie Ameryki Północnej żyło kilka gatunków bizonów. Bardzo rozpowszechniony był tak zwany bizon stepowy (Bison priscus). Żył on także w Euroazji i to jego sylwetki malowali prehistoryczni artyści w europejskich grotach, spośród których najsłynniejszą jest jaskinia Lascaux. Ich potomkiem jest żubr.
Bison priscus zamieszkujący północne połacie Ameryki ewoluował w gatunek, który okazał się największym bizonem, jaki kiedykolwiek nosiła matka ziemia. Był to Bison latifrons, gigant dwa razy większy od dzisiejszego gatunku. Niestety olbrzym ten wymarł mniej więcej 25 tysięcy lat temu, wraz z innymi wielkimi ssakami plejstoceńskimi. Ostał się jednak mniejszy gatunek, tzw. bizon antyczny (Bison antiquus), który rozprzestrzenił się po całym kontynencie, docierając nawet do Ameryki Środkowej. Jednak i on zniknął wraz z ostatnim lodowcem, jakieś 10 tys. lat temu. Jego miejsce zajął Bison occidentalis, który z kolei, parę tysięcy lat później, zamienił się w gatunek żyjący do dzisiaj, czyli Bison bison.
Związki Indian z bizonami datuje się od prehistorycznych czasów. Najściślej z tymi zwierzętami związane były plemiona zamieszkujące prerie Wielkich Równin, takie jak np. Siuksowie, Czejeni, Komancze, Crow, Czarne Stopy, Szoszoni, Nez Perce. Dla niektórych plemion, jak np. Kiowa, bizon był dostarczycielem wszystkiego, co posiadały. Był ich życiem, światem i religią. Indianie Crow nazywali bizona cherapa, czyli „świętym”.
Uratowanie amerykańskiego bizona przed wyginięciem było żmudnym procesem, który trwał praktycznie całe stulecie. Dziś jednak chodzi o coś innego. Tym wielkim zwierzętom nic już nie zagraża, ale Indianie domagają się, by odrestaurować w pełni jego status wśród rdzennej ludności. Chodzi o powrót bizonów na wielką skalę, tak by można było porównać dzisiejszą populację tego zwierzęcia ze stadami, które wędrowały po kontynencie przed kilkoma wiekami.
Wymaga to czasami podejmowania kontrowersyjnych kroków. Indianie zabiegają między innymi o to, by na wielu obszarach południa Dakoty i północy Nebraski zlikwidować grodzenie między poszczególnymi farmami, tak by stada bizonów mogły się bez przeszkód przemieszczać z miejsca na miejsce. Wymaga to często delikatnych negocjacji z hodowcami bydła, choć w ostatnich latach są oni znacznie bardziej ugodowi i podatni na kompromisy.
Trzeba podkreślić, że Indianie sprawują jedynie opiekę nad coraz większymi stadami dzikich zwierząt, ale nie są w żaden sposób ich właścicielami ani nie chcą takiego statusu. Chodzi im o odtworzenie świata znanego ich przodkom i niemal bezpowrotnie straconego. Czarne Stopy z Montany i plemiona w kanadyjskiej prowincji Alberta promują dość skrajną wizję stworzenia „stada transgranicznego”, zasiedlającego tereny Glacier National Park po obu stronach granicy. Inne plemiona proponują stworzenie tzw. buffalo commons na ziemiach federalnych w środkowej Montanie.
Duane Hollow Horn Bear, 73-letni członek starszyzny plemiennej w rezerwacie Rosebud, mówi, że pamięta z czasów dzieciństwa, jak jego dziadkowie opowiadali mu historie o stworzeniu świata, których osią było pojawienie się na Ziemi bizonów. Ma nadzieję, że czasy te wkrótce powrócą.
Andrzej Malak