Były prezydent Donald Trump ogłosił 15 listopada, że będzie ponownie ubiegać się o najwyższy urząd w państwie. Będzie to Trumpa czwarty start w wyborach prezydenckich. Tym samym poprzedni gospodarz Białego Domu chce przejąć inicjatywę utraconą po wyborach połówkowych do Kongresu, po których przypisano mu odpowiedzialność za gorszy, niż oczekiwano wynik Republikanów.
Jeśli Trump zdołałby wygrać wybory w 2024 roku, byłby zaledwie drugim amerykańskim prezydentem, który pełniłby dwie kadencje, ale nie jedna po drugiej. Tym jedynym jak dotąd w historii USA jest Stephen Grover Cleveland, który w Białym Domu zasiadał najpierw w latach 1885-1889, a potem 1893-1897.
Dla Trumpa będzie to czwarta kampania prezydencka. Po raz pierwszy o najwyższy urząd w państwie starał się już w 2000 roku. Potem wielokrotnie wspominał, że rozważa swój start, aż sprowokował żart ze strony Baracka Obamy, który w 2011 roku kpił, że „Donald Trump pewnie wystartuje jako kandydat reprezentujący żart” (ang. „running as a joke” – przyp. red.). Ten dowcip wrócił w 2016 r., stając się jednym z największych politycznych sensacji we współczesnej historii.
Trump, chociaż był prezydentem o mocnym elektoracie negatywnym, to zbudował sobie silną bazę wyborców, a z czasem zaakceptowali go także umiarkowani wyborcy republikańscy. Gospodarka za jego prezydentury była silna i stabilna – także dzięki dobrej koniunkturze globalnej i odbiciu po kryzysie ekonomicznym z 2008 roku. Wydawał się na prostej i łagodnej drodze do reelekcji. Ale wybuchła pandemia. COVID-19 dotknął i samego prezydenta, ale przede wszystkim osłabił organizm, jakim była jego kampania wyborcza. Wybory przegrał i do tej pory nie pogodził się z porażką, forsując coraz bardziej absurdalne tezy o fałszerstwach wyborczych.
Powrót
Donald Trump wraca poturbowany. Nie tylko ciągnącymi się za nim oskarżeniami, a to związanymi z rozliczeniami podatkowymi – Kongres wciąż czeka na zeznania podatkowe byłego prezydenta, których dostarczenie chwilowo blokuje Sąd Najwyższy – a to dochodzeniami w sprawie podżegania do szturmu na Kapitol (6 stycznia 2021) i wreszcie sprawą wywiezienia przez niego do Mar-a-Lago tajnych dokumentów rządowych. Ale najbardziej Trump został uderzony ostatnim wynikiem wyborów połówkowych do Kongresu. Przegrali ci kandydaci, w których start wyborczy zainwestował najwięcej swojego czasu i energii. Masowo przegrywali kandydaci na urzędy stanowe (choćby sekretarzy stanów, odpowiedzialni za organizację i przebieg wyborów), którzy forsowali tezy o sfałszowanych wyborach z 2020 roku. Czyżby Amerykanie odrzucali frustracje Trumpa?
Konkurencja
Na horyzoncie w Partii Republikańskiej pojawiła się silna konkurencja dla Trumpa. Najwięcej mówi się o gubernatorze Florydy. Ron DeSantis już prowadzi w sondażach przeprowadzonych w kluczowych dla dynamiki kampanii stanach, które jako pierwsze przeprowadzają prawybory – a są to Iowa i New Hampshire. Wyraźnie wygrywa, co nie stanowi wielkiej niespodzianki – na Florydzie. Jest także gubernator Teksasu, Greg Abbott. Podobnie jak DeSantis, Abbott miał mieć problemy z wywalczeniem reelekcji, ale tak samo jak gospodarz Florydy, łatwo wygrał w Teksasie. Sporo mówi się o byłej ambasador przy ONZ Niki Haley. I są też ludzie Trumpa z jego pierwszej kadencji, którzy dzisiaj z różnych powodów od niego się odsunęli; były wiceprezydent Mike Pence czy sekretarz stanu Mike Pompeo.
Wsparcie kampanii
Nie wiadomo do końca, kto będzie tworzył kampanię Donalda Trumpa. Jego poprzedni manager, Bill Stepien, odszedł w niesławie po nieudanej walce o reelekcję. Trump otoczył się natomiast ludźmi, którzy do tej pory kwestionują rzetelność procesu wyborczego przed dwoma laty. Wciąż może liczyć na Rudy’ego Giulianiego, ale ten ma swoje problemy. Wobec byłego burmistrza Nowego Jorku prowadzone są dochodzenia federalne. A Steve Bannon został właśnie skazany na pół roku więzienia. Trump nie może liczyć na pewno na córkę Ivankę. Opublikowała ona oświadczenie, w którym stwierdza, że zamierza poświęcić się rodzinie i nie będzie angażować się politycznie. Ivanka Trump, która odgrywała rolę doradczyni w Białym Domu w okresie urzędowania jej ojca, napisała, że jest dumna z osiągnięć administracji, ale chce wycofać się z życia publicznego. Nie była obecna podczas ogłaszania przez ojca decyzji o starcie w wyborach. W Mar-a-Lago był za to jej mąż Jared Kushner – który odgrywał istotną rolę w kształtowaniu kampanii wyborczych w 2016 i 2020 roku. On jednak też nie będzie tym razem uczestniczył w budowaniu strategii wyborczej teścia w nadchodzących wyborach. Zresztą Kushner mocno starł się z tymi współpracownikami Trumpa, którzy do samego końca forsowali ideę o konieczności kwestionowania uczciwości wyborów, a nawet sugerowali kurczowe trzymanie się u władzy byłego prezydenta. Trump zdecydował, że będzie słuchał ich, odstawiając zięcia na bok.
Donald Trump stracił też zaufanie Ruperta Murdocha. Magnat medialny, właściciel między innymi telewizji FOX News w listopadzie 2020 roku musiał osobiście tłumaczyć się, dlaczego jego stacja szybko ogłosiła zwycięstwo Joe Bidena w stanie Arizona. Ten właśnie moment przeważył i w tamtej chwili stacje telewizyjne zaczęły ogłaszać prawdopodobne wyborcze zwycięstwo Demokraty. Teraz należące do Murdocha gazety – „Wall Street Journal” i „New York Post” obwieściły Rona DeSantisa spadkobiercą posttrumpowej spuścizny, sugerując, że to on powinien stanąć na czele Republikanów. A z kolei tabloid „National Review” opatrzył krótkim NO (NIE) zdjęcia Trumpa ogłaszającego start w wyborach w 2024 roku!
Trump może liczyć na swą bazę. Zbudował ruch MAGA – Make America Great Again, i wiadomo, że dziś ta fraza znów będzie dominować w jego kampanii wyborczej. Będzie sugerował, że Joe Biden zniszczył jego dorobek, a on chce ponownie odbudować wielkość Ameryki. Pytanie, na ile jest w stanie znów wzbudzić entuzjazm najbardziej lojalnych wyborców prawego skrzydła Partii Republikańskiej. Prawybory pokazały, że w tym ugrupowaniu ma potężną moc. Ale już wybory udowodniły, że nie przekłada się ona na cały kraj.
Daniel Bociąga[email protected][email protected]