Jedna z najskuteczniejszych, a zarazem najprostszych (przynajmniej tak się zdaje) dróg do szczęścia wiedzie poprzez wdzięczność. Nie zawsze jednak jest ona tak oczywista, nie zawsze również podziękowania wychodzą nam bezproblemowo. Wstyd przed proszeniem o pomoc, skrępowanie lub też poczucie bycia słabszym, gdy ktoś nam pomaga, to uczucia które znacznie częściej towarzyszą niejednej osobie. Wolimy w ogóle nie podjąć działania niż poprosić kogoś o wsparcie. Kiedy natomiast ktoś nas wesprze, wcale nie jest lepiej, zaczynamy się czerwienić, jąkać, plączą nam się słowa kiedy sprawę załatwiłoby zwykłe „Dziękuję”.
To wszystko jest bardzo ciekawe, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę, że czyjaś wdzięczność jest dla nas samych bardzo miła i sprawia, że częściej chcemy pomagać, otwierać się na innych. Dziś jednak, chciałabym się przyjrzeć bliżej temu, za co możemy być wdzięczni.
Co mam i czego nie mam?
Wczoraj spędziłam wieczór z moim synem … na pogotowiu. Sytuacja tak się ułożyła, że tego dnia dużo się działo i mój syn z kontuzją kolana musiał długo czekać, przepuszczając wiele dzieci w gorszym stanie niż on. Mijały minuty, potem godziny, a my wciąż czekaliśmy i zaczynaliśmy tracić nadzieję, że jeszcze tego dnia doczekamy się na wizytę u lekarza. Na szczęście udało się, a chirurg, który nas przyjmował pomimo późnej pory nadal potrafił odnaleźć w sobie poczucie humoru. Na opowiadanie mojego dziecka, co ma (jakie przypadłości zdrowotne, zajęcia, itp.), zaproponował, aby teraz dla odmiany syn opowiedział o tym, czego nie ma… W tym momencie przynajmniej na chwilę zapadła cisza. Moje dziecko intensywnie myślało, a ja obserwując tą sytuację nieco z boku pomyślałam, że może teraz zwróci uwagę, jak wiele ma, skoro nie może wymyślić, czego mu brakuje.
Wspomniana sytuacja, jak również ogrom dziecięcego cierpienia, na które patrzyłam, stały się dla mnie okazją do pewnych przemyśleń. Tak często z ogromną łatwością przychodzi nam narzekanie, że coś się nam nie udało , że coś zaplanowaliśmy, a i tak wyszło jak zwykle… Jednocześnie zupełnie zapominamy jak wiele mamy, jak wiele osiągnęliśmy, stworzyliśmy, dostaliśmy.
Daję to, co mam
Choć niejednokrotnie wolelibyśmy myśleć, że na wszystko zapracowaliśmy własnymi rękami i to, co mamy, co nas otacza jest wyłącznie naszą zasługą, nie jest tak do końca. Choćbyśmy przecież dorastali w trudnych warunkach, mieli w życiu naprawdę pod górkę, a później wyszli na prostą, to zwykle pojawia się na tej drodze jakaś osoba, która pokazuje że warto, która zapala iskrę nadziei.
Nie możemy również zapominać o naszych rodzicach. Nierzadko jesteśmy mocno krytyczni wobec nich, dostrzegając ich potknięcia, wypominając ciszej lub głośniej ich błędy wychowawcze, a przecież oni, podobnie jak ich rodzice, nie mogli dać swym dzieciom czegoś, czego sami nie mieli, czego nie dostali od wcześniejszego pokolenia. My również, będąc rodzicami możemy ofiarować naszym dzieciom tylko to, co mamy, zarówno tego dobrego, jak i złego. Nikt z nas przecież nie jest jednowymiarowy. Podzielimy się zatem z naszymi dziećmi naszymi lękami, zbudowanymi na przekonaniach naszych rodziców, czy też naszych doświadczeniach. Jednocześnie ofiarujemy im również naszą miłość, najlepszą jaką potrafimy z siebie wykrzesać, choć zupełnie niedoskonałą.
Nie przechodźmy obojętnie
Jak wiele jest sytuacji kiedy zapominamy powiedzieć „Dziękuję”, kiedy się wstydzimy, lub wyleci nam z głowy? Niejednokrotnie myślimy o jakimś rewanżu, materialnym wyrażeniu naszej wdzięczności, a przecież nie zawsze jest to rzeczywiście potrzebne.
Przede wszystkim nasi bliscy, nie wymagają wielkich dowodów wdzięczności. Najczęściej wystarczy przytulenie, trochę wspólnego czasu, lub też przebaczenie, czy zwyczajna akceptacja. Nawet bowiem jeśli nasi rodzice nie byli biegli w sztuce wychowania, takie zastałe zadry ranią serca zarówno jednej, jak i drugiej strony. W takich wypadkach nie zawsze jesteśmy w stanie wybaczyć, ale zawsze możemy zaakceptować fakt, że przeszłości nikt nie zmieni. Żyjemy dalej, mając ogromną siłę do pokonywania najróżniejszych trudności, być może po części dzięki temu, co wcześniej przeżyliśmy.
Wyjątkowy czas…
W tych dniach poprzedzających święto naszych bliskich, których nie ma już nami, z jednej strony przypominam sobie tańce z moją jedną babcią i czytanie z drugą. Pamiętam ogromną pracowitość jednego dziadka i obraz, w który potrafiłam się wpatrywać godzinami u drugiego. Niestety mogę już tylko wspominać moich rodziców, tatę, z którym się bawiłam, spacerowałam, rozmawiałam, który był dla mnie wielką podporą, gdy pożegnaliśmy przedwcześnie moją mamę i właśnie ją, która nauczyła mnie wielu przydatnych umiejętności i potrafiła rozmawiać z każdym, niezależnie czy miał lat 7, czy też 107. Nie wymienię tutaj wszystkich osób, które wpłynęły na mnie i na moje życie, których ślad noszę w swoim sercu. Wszystkim im jednak dziękuję z całego serca, że swoim przykładem pokazywali mi najróżniejsze kolory życia i stali się dla mnie ogromną inspiracją do sprawdzania siebie i pokonywania niejednych ograniczeń.
Iwona Kozłowska
jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!