Co najmniej 76 osób zabił na Florydzie huragan Ian, a cztery osoby zginęły w Karolinie Północnej - podaje w poniedziałek stacja CNN. Żywioł spowodował ogromne zniszczenia, bez prądu pozostają setki tysięcy ospodarstw domowych i firm. Energii elektrycznej pozbawione są także tysiące mieszkańców Wirginii oraz Karoliny Południowej i Karoliny Północnej.
Meteorolodzy ostrzegają, że na Florydzie oraz w Karolinie Północnej i Karolinie Południowej możliwe są kolejne powodzie. W sobotę w obawie przed przerwaniem wałów ochronnych ewakuowano mieszkańców okolic Sarasoty.
Powołując się na kontradmirała Brendana McPhersona NBC News podała w sobotę, że straż przybrzeżna USA uratowała 325 osób i ponad 100 zwierząt domowych na Florydzie.
Setki innych akcji ratunkowych prowadziły zespoły z Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA) oraz lokalne i stanowe agencje.
"Latamy nad terenami, które są nie do poznania, i prowadzimy akcję. Nie ma tam żadnych znaków ulicznych. Nie ma już wielu budynków, które były punktami odniesienia" – ocenił McPherson.
Przedstawicielka biura szeryfa w powiecie Charlotte, Claudette Smith, wskazała, że tamtejsi mieszkańcy bez domów, elektryczności i dostaw wody stoją w obliczu tragedii.
Szkody zaczęły szacować władze Karoliny Południowej. Burmistrz miasteczka Pawleys Island, Brian Henry, na wyspie o tej samej nazwie, mówił CNN o ogromnej fali sztormowej, która spowodowała zniszczenia.
"Większość z nas nie wierzyła, że zobaczymy falę sztormową wysokości 2 metrów i więcej. To zaczyna ustępować, ale mamy ogromną ilość wody na drogach i na całej wyspie" – dodał burmistrz.
Według policji mieszkańcy Pawleys Island nie mogą wrócić do domu, dopóki w sobotę nie zostanie w pełni przeprowadzona ocena stanu bezpieczeństwa.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)