Reporter „Dziennika Związkowego” na misji Artemis
Druga próba również była nieudana. Start bezzałogowej misji Artemis z przylądka Canaveral na Florydzie, która ma być początkiem powrotu człowieka na Księżyc, po raz kolejny z przyczyn technicznych został wstrzymany. Tym razem problem dotyczył tankowania 3 milionów litra paliwa do rakiety. Kilka godzin po tych wydarzeniach NASA poinformowała co dalej z programem Artemis. Na przylądku Canaveral był nasz specjalny wysłannik „Dziennika Związkowego” Jan Pachlowski.
Po ostatnim, drugim, niepowodzeniu kolejne dwa okna startowe zaplanowano na ostatni poniedziałek i wtorek, ale wiadomo, że ponowna próba startu najpotężniejszej rakiety w dziejach ludzkości nie dojdzie w tak krótkim czasie do skutku. NASA poinformowała, że opóźnienie wynosić będzie kilka tygodni, a dokładna data nie została podana. Być może będzie to druga połowa września, a być może koniec roku. Tego jeszcze nie wiemy.
Na konferencji prasowej Amerykańskiej Agencji Kosmicznej dowiedzieliśmy się, że misja Artemis jest olbrzymim wyzwaniem dla inżynierów NASA, którzy cały czas zdobywają nowe doświadczenia i dopóki nie będą pewni, że w kwestiach bezpieczeństwa nie ma żadnych wątpliwości, to wówczas zezwolą na start. Najpierw, przy pierwszej próbie, wystąpił problem z jednym z czterech silników rakiety. Podczas drugiej próby, nie był możliwy do opanowania przeciek ciekłego wodoru. – Nie wystartujemy, dopóki nie będziemy pewni, że wszystko jest w porządku. To jest część programów kosmicznych. Bezpieczeństwo jest zawsze najważniejsze – mówił szef Amerykańskiej Agencji Kosmicznej Bill Nelson.
Jeżeli w końcu wszystko się uda, to ten start bezzałogowy oznacza debiut najpotężniejszej rakiety, jaką kiedykolwiek w dziejach ludzkości zbudowano, i rozpoczyna długo oczekiwany powrót na powierzchnię Księżyca. Jest to pierwsza misja w programie księżycowym NASA Artemis, a trzecia, już załogowa, planowana jest w 2025 lub 2026 roku. Takich misji planowanych jest od 7 do 11, w tym trzy mają być już z załogami na pokładzie. Na początku nie znajdą się one na samym Księżycu, tylko krążyć będą na orbicie okołoksiężycowej. To ma być kolejnym krokiem do zbudowania w tym miejscu naszego układu słonecznego najpierw coś na wzór już istniejącej Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Jeżeli będą również odpowiednie możliwości, to taka baza ma również powstać na samym Księżycu. To ma być w przyszłości miejsce wypadowe na Marsa. Bo po to właśnie człowiek po 50 latach przerwy wraca do tej lokalizacji kosmosu, aby za kilka lub kilkanaście lat sprawdzić osobiście, czy możliwe jest życie na Marsie. To jest właśnie odpowiedź na pytanie, po co nam jest misja Artemis, które zadawane jest przez wiele osób, wcale nie do końca interesujących się tym tematem.
Wszędzie tam, gdzie z plaż Oceanu Atlantyckiego można było zobaczyć wydarzenia związane z misją Artemis, zgromadziło się ponad pół miliona osób. Na samym przylądku Canaveral, na okolicznych plażach i parkach było ponad sto tysięcy ludzi. Przylegające parkingi były całkowicie zajęte już na pięć godzin przed zaplanowanymi okienkami startowymi. Ale wiadomo, jak to jest ze startami statków kosmicznych. Często są przekładane i każdy to rozumie. I choć ostatecznie nie udało się na żywo zobaczyć wymarzonego wydarzenia, to trudno było oprzeć się uczuciu zawodu, co podkreślali rozmówcy naszej gazety. – Zdecydowanie jestem zawiedziony i jestem też trochę zmartwiony, że oni nie są gotowi. To drugi raz, kiedy tu przyjechałem z Miami – zaznaczał Todd. – Tak, tym razem jestem zawiedziony. To nasza druga podróż tutaj na przylądek Canaveral w ciągu tygodnia, jechaliśmy tu trzy godziny, jestem zawiedziony i jest mi przykro – mówił z kolei Jim. Kate natomiast, wychodząc z plaży, na nasze pytanie, czy czuje smutek, odpowiedziała. – Nie czuję rozgoryczenia. Wychowałam się na Florydzie, mieszkam naprzeciwko plaży po drugiej stronie ulicy. Dla mnie starty kosmiczne nie są czymś nowym i wyjątkowym. Najbardziej się cieszę, że mogę je pokazać moim dzieciom. Nie udało się teraz, ale jestem przekonana, że powiedzie się następnym razem – podkreśliła.
Rakieta i statek kosmiczny Orion wracają teraz do budynku montażu obsługiwanego przez siły kosmiczne Stanów Zjednoczonych. Chociaż Artemis I nie będzie przewozić astronautów ani lądować na Księżycu, misja ma kluczowe znaczenie dla wykazania, że rakieta i kapsuła kosmiczna NASA mogą zapewnić astronautom pełne bezpieczeństwo. Tylko sam start warty jest ponad 4 miliardy dolarów. Program Artemis dotychczas pochłonął ponad 20 miliardów, a jego wartość to 100 miliardów dolarów. Z Kennedy Space Center na Florydzie na Księżyc jest dokładnie 450 tysięcy 600 kilometrów.
Z Przylądka Canaveral dla „Dziennika Związkowego”
Jan Pachlowski
Zdjęcia: Jan Pachlowski