Niezbadany los złączył ocalonego z Holocaustu i córkę Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata
Gdy kilka lat temu Zofia Gadomska umówiła się na dancing z emerytem z Mundelein, nie miała pojęcia o jego historii, mimo że swego czasu obiegła ona czołówki gazet. Adam Paluch, oddzielony od rodziny w sierpniu 1943 r. w getcie w Sosnowcu, po ponad 50 latach został odnaleziony i sprowadzony do Chicago przez swoją siostrę bliźniaczkę. Teraz szukał towarzyszki na jesień życia. Jednak nic nie było go w stanie przygotować na historię, którą usłyszał od Zofii.
Historia rozdzielonego przez wojnę i złączonego po 53 latach żydowskiego rodzeństwa bliźniaków, Adama i Idy Paluchów, doczekała się wielu artykułów, książek i filmów dokumentalnych. W 2017 r. opisał ją również „Dziennik Związkowy” w artykule pt. Ocalić od zapomnienia.
Jego bohater, Adam Paluch, zmarł w Chicago w styczniu br. w wieku 82 lat. Jednak kilka lat przed śmiercią spotkał go jeszcze jeden niesamowity zwrot fortuny, którym chciał się z nami podzielić. Historię małżeństwa, którą zaczął nam opowiadać, dokończyła po jego śmierci żona, Zofia Gadomska-Paluch. Wyłoniła się z niej druga niesamowita, choć przemilczana przez dziesięciolecia opowieść – o niezwykłym bohaterstwie jej rodziców, Stanisława i Stefanii Pyrcaków.
Randka w ciemno
W sierpniu 2017 roku 64-letnia wdowa, Zofia Gadomska, pracowała jako opiekunka osoby starszej w Streamwood na dalekich północno-zachodnich przedmieściach. Praca była z zamieszkaniem przez pięć dni w tygodniu i dwoma dniami wolnego.
– Zdałam sobie sprawę, że jestem sama, życie ucieka i nic z niego nie mam poza „domkiem” i pracą. Chciałam znaleźć kogoś, z kim mogłabym gdzieś wyjść w weekendy – opowiada Gadomska-Paluch.
Zofia od zawsze lubiła tańczyć. Wyjścia z koleżanką, jak mówi, „to nie było to”. Denerwowały ją tańczące w kółku same kobiety. Potrzebowała partnera do tańca, do kina, do restauracji.
W tym samym czasie partnerki w jesieni życia szukał 78-letni emeryt i rozwodnik z dalekich północno-zachodnich przedmieść, mocno doświadczony życiem Adam Paluch. Palucha do Stanów Zjednoczonych sprowadziła w 1995 roku jego siostra bliźniaczka po tym, jak odkryła, że mieszkający w Polsce pod nazwiskiem Jerzy Dołębski 56-latek jest w istocie jej bratem bliźniakiem, od którego w czasie wojny została oddzielona w getcie w Sosnowcu.
Wspólna koleżanka dała Adamowi numer telefonu Zofii. Już dwa dni potem świeżo zapoznana na Skypie para jechała na sobotni dancing do klubu Alibaba w Chicago.
– Pierwsze wrażenie? Raczej pozytywne. Wypytywał, czym się zajmuję, ile lat chodziłam do szkoły. Był strasznym gadułą – śmieje się Zofia. – W ciągu 45 minut drogi do Chicago opowiedział mi całą historię swojego życia. Oczywiście nie omieszkał się pochwalić, że jest Żydem ocalonym z Holocaustu.
Jednak nic nie mogło przygotować Adama na to, co usłyszał w odpowiedzi.
– Wysłuchałam jego opowieści prawie do końca, po czym powiedziałam, że moi rodzice w czasie wojny ocalili życie siedemnaściorga Żydów – powiedziała Zofia.
Adam nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. „To niemożliwe. Nie wierzę. Naprawdę?” – dopytywał. Zaraz po spotkaniu zadzwonił do siostry bliźniaczki, Idy. Ta powiedziała, żeby w to nie wierzył, że to „jakieś bzdury” – bo co innego uratować jedną-dwie osoby, ale siedemnaście?
Adam był dociekliwy, więc zaczął przeszukiwać internet. W bazie Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem znalazł nazwiska rodziców Zofii, Stanisława i Stefani Pyrcaków, którzy w latach 80. otrzymali dyplom i medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata za ukrywanie przez 22 miesiące siedemnaściorga Żydów, co ocaliło ich życie. Paluch zaniemówił.
Dwa lata pod stodołą
Jesienią 1942 r. 17-osobowa grupa Żydów szukała schronienia podczas deportacji z getta w Sanoku w powiecie rzeszowskim. Spotkał ją mieszkający wówczas w Sanoku Michał Pyrcak (brat Stanisława Pyrcaka, ojca Zofii). Zaprowadził ich do domu wdowy Marii Kuśmierczyk, gdzie mieszkał. Gdy poszedł do sklepu po żywność dla uciekinierów, został obrabowany i wydany gestapo. Trafił do obozu koncentracyjnego w Mauthausen, skąd nigdy już nie wrócił.
Kuśmierczyk w obawie, że może ją spotkać podobny los, w towarzystwie jednego z uciekinierów poszła do domu Stanisława Pyrcaka, który wraz z żoną Stefanią i dziećmi mieszkał w pobliskiej wsi Prusiek. Poprosili o pomoc. Pyrcak z początku się wahał – za ukrywanie Żydów groziła przecież śmierć.
– Rodzina była już duża, bo rodzice mieli czworo dzieci, plus mieszkał z nią nastoletni brat ojca. Ojciec bogaty nie był. Ale przedstawiciel tych Żydów obiecywał, choć nie miał grosza przy duszy, że jeśli ich ukryje i przeżyją wojnę, to ani on, ani jego dzieci i wnuki nigdy nie będą musieli się o nic martwić. Ojciec zgodził się więc, częściowo chcąc zabezpieczyć swoim dzieciom przyszłość – opowiada Zofia.
W październiku 1942 r. siedemnastu uciekinierów przybyło do domu Pyrcaków. Początkowo chowali się w stodole między snopami. Potem wykopali pod podłogą duży schron, gdzie ukrywali się przez kolejne miesiące. Oszalowali go, zrobili prymitywną wentylację. Przy wejściu, które znajdowało się pomiędzy budynkami, dla niepoznaki była zagroda z kozą.
17 osób – pięciu członków rodziny Kramerów, sześciu Liebermanów, czterech Propperów oraz państwo Forer w pomieszczeniu spędziło następne 22 miesiące, aż do wyzwolenia, które na Podkarpaciu nastąpiło w sierpniu 1944 roku. Na zewnątrz wychodzili tylko w nocy – pochodzić po stodole, a czasem w ciemną noc po ogrodzie, by zażyć nieco ruchu i świeżego powietrza.
Przez blisko dwa lata Pyrcakowie ponosili wszelkie koszty utrzymania grupy.
– Najbardziej napracowała się przy nich moja mama – wspomina Gadomska-Paluch. – Z opowiadań siostry wiem, że mama piekła wtedy bardzo dużo chleba – co najmniej 3 razy w tygodniu. Raz dziennie gotowała wielki gar zupy. Na wsi nie było sklepów – gospodarstwo było samowystarczalne. Miało swoje warzywa, zboże i jakieś zwierzęta. Nikt z wyjątkiem rodziców nie wiedział o kryjówce.
Po wyzwoleniu 17-osobowa grupa Żydów, dziękując i żegnając się, zapewniała, że nigdy nie zapomni Pyrcakom uratowania ich życia, po czym… rozpierzchła się po całym świecie.
Temat tabu
Po wojnie Pyrcakom urodziło się jeszcze troje dzieci – w 1953 r. najmłodsza córka Zofia.
– Na wsi chodziły słuchy, że skoro ukrywaliśmy Żydów, to na pewno jesteśmy bogaci. Tymczasem my klepaliśmy biedę – śmieje się Gadomska-Paluch. – Nigdy nie było na nic pieniędzy. Większość dzieciństwa latałam bez butów.
Gdy Zofia dorastała, temat ukrywania Żydów był tematem tabu. W komunistycznej Polsce nie było to dobrze widziane – twierdzi. Szczegóły rodzinnej tajemnicy poznała dopiero jako młoda dorosła.
– To był wielki szok. Oczywiście byłam dumna z rodziców, bo wiedziałam z lekcji historii, co groziło za ukrywanie Żydów. Jeszcze bardziej zaczęłam się nad tym zastanawiać, kiedy miałam już własne dzieci. Przecież cała rodzina mogła iść do ostrzału – zamyśla się Gadomska-Paluch.
Tylko jeden z ocalonych Żydów lub ich potomków, nazwiskiem Lieberman, utrzymywał kontakt z Pyrcakiem. Czasami włożył ojcu do koperty dziesięć dolarów, choć sam nie był bogaty – relacjonuje Gadomska-Paluch. To właśnie on na przełomie lat 70. i 80. zaproponował zgłoszenie Pyrcaków do Instytutu Yad Vashem.
Dyplom, medal i 30 dolarów
Od wyzwolenia minęło blisko czterdzieści lat. W spisaniu historii, którą trzeba było przetłumaczyć na język angielski i poświadczyć podpisami ocalonych osób, pomagała rodzicom Zofia. Lieberman pomagał w odnalezieniu 17 ocalonych lub ich potomków i przekonywał do złożenia podpisu. Nie było to tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Cały proces zajął ponad dwa lata – szacuje Gadomska-Paluch.
17 czerwca 1984 r. Instytut Yad Vashem uznał Stanisława Pyrcaka i jego żonę Stefanię Pyrcak za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Pośmiertnie wyróżnienie dostał też brat Pyrcaka Michał i Maria Kuśmierczyk, którzy jako pierwsi przyjęli żydowską grupę pod swój dach.
Wyróżnienie Pyrcakowie odbierali w Warszawie. Zofia nie jest pewna, ale mogło to być w Pałacu Kultury i Nauki. Po odczytaniu nazwiska Pyrcakowie wyszli na środek sali i otrzymali pamiątkowy medal i dyplom.
– Najbardziej przeżywała to moja 67-letnia wówczas matka. Opowiadała, że po przyjęciu Żydów płakała po nocach, bała się o rodzinę. Mama była bardzo religijna. Opowiadała, że pewnego razu przyśniła jej się Matka Boska i powiedziała, żeby się nie martwiła, bo wszyscy przeżyją wojnę. Od tego czasu mama się uspokoiła – opowiada Zofia.
Oprócz medalu i dyplomu Pyrcakowie zaczęli dostawać łącznie 30 dolarów miesięcznie. Zdaniem Zofii, to śmieszne pieniądze za uratowanie 17 istnień ludzkich.
Małżeństwo z Holocaustem w tle
Adam Paluch był wzruszony, że los postawił na jego drodze córkę tak szlachetnych ludzi. Dla Zofii poszukiwania partnera do tańca zakończyły się sukcesem. Adam okazał się świetny na parkiecie. Przypadli sobie do gustu. Co weekend jeździli na dancingi do Alibaby. O ślubie Adam po raz pierwszy wspomniał już po miesiącu. Gadomska zdziwiła się. „Jak to, tak od razu? Znamy się dopiero miesiąc” – powiedziała. „Jestem już w tym wieku, że nie mam czasu czekać” – usłyszała w odpowiedzi.
Pobrali się 3 listopada 2017 roku. Ślub był cywilny – Adam był Żydem nie tylko z pochodzenia, ale i wyznania, choć był ochrzczony i wychowany jako katolik. Zosia była katoliczką. Na co dzień nie rozmawiali o religii. Święta obchodzili każde po swojemu.
– Od początku nie miałam problemu z tym, że Adam był Żydem. Moja rodzina nigdy nie była antysemitami. Najlepszym dowodem jest fakt, że rodzice ukrywali tylu Żydów, mimo że później rodzina miała z nimi różne doświadczenia – wyznaje Gadomska-Paluch.
W pierwszych dwóch latach małżeństwa wszystko układało się dobrze. Para często jeździła do Alibaby potańczyć. Adam obiecywał podróż poślubną na Hawaje.
Temat rodziców Zofii znów wyszedł na światło dzienne wiosną 2018 roku. Paluchowie nie mieli wystarczającego dochodu, aby uregulować sytuację imigracyjną Zofii. Potrzebny był sponsor finansowy. O pomoc, za radą Idy, zwrócili się do biznesmena i filantropa Danny’ego Spungena, który był zagorzałym kolekcjonerem artefaktów związanych z Holocaustem. Spungena bardzo zainteresowała historia rodziców Zofii.
– Wszyscy mi mówili, że oszalałem, żebym nic nie podpisywał, że to na pewno jakieś oszustwo. Jednak gdy poznałem Zofię i potwierdziłem, że historia jej rodziców jest prawdziwa, wiedziałem, że mam moralny obowiązek jej pomóc – mówi Spungen, który sam określa się mianem „niereligijnego Żyda”.
– Gdy bliscy mówili mi, że to niebezpieczne, myślałem o rodzicach Zofii, którzy narażali na śmierć własne dzieci, ukrywając Żydów. Jak można ustalać na to cenę? Jak można być tak bezdusznym? Postanowiłem jej pomóc. Jestem pełen uznania dla nieocenionej, niesamowitej siły, jaką mieli w sobie wszyscy Sprawiedliwi wśród Narodów Świata – podsumowuje Spungen.
Spungen żartuje też, że nabrał przekonania co do wiarygodności historii Zofii i Adama po wizycie w ich domu w Mundelein.
– Po pięciu minutach zaczęli się kłócić. Wiedziałem wtedy, że to prawdziwe małżeństwo – śmieje się.
Śmierć Adama
Od wybuchu pandemii wszystko zaczęło się psuć. Paluch już wcześniej miał problemy ze zdrowiem, poważną operację kręgosłupa. Coraz częściej miał koszmary.
– Zrywał się, nieraz krzyczał. Nie pamiętał, co mu się śniło. Myślę, że to obozowe przeżycia, które mózg ukrywał, żeby nie zwariować. Coraz częściej miał też problemy z pamięcią – opowiada Zofia.
Do szpitala trafił w grudniu 2021 r., parę dni przed świętami. Z powodu restrykcji pandemicznych Gadomskiej-Paluch przez parę tygodni nie dopuszczono do męża. Kiedy wreszcie mogła go odwiedzić, zobaczyła mężczyznę nie do poznania.
– Wiedziałam, że jest z nim bardzo źle. Przez chwilę mówił normalnie, za chwilę kompletnie od rzeczy. Robił się agresywny. Lekarze mówili, że bardzo zaostrzyła się demencja, że będzie wymagał opieki 24 godziny na dobę.
Adam Paluch, były więzień obozu koncentracyjnego na Majdanku, Żyd z Polski, dziecko Holocaustu, ocalony z Zagłady, przez 56 lat znany jako Jerzy Dołębski, zmarł 26 stycznia 2022 r. w Chicago.
Ciało Palucha zostało skremowane, a prochy wysłane do Polski, gdzie zostały pochowane przez rodzinę w obrządku katolickim w Gdyni.
Historia ciągle żywa
Historia Palucha pozostaje żywa i w ostatnich miesiącach doczekała się kolejnego filmu – pt. „Adam & Ida – Almost a Fairytale” w reżyserii Jana Tenhavena. Miał on swoją premierę 15 czerwca na Festiwalu Filmów Żydowskich w Berlinie i Brandenburgii (Jewish Film Festival Berlin Brandenburg).
Adam & Ida - Almost a Fairytale TRAILER from Jan Tenhaven on Vimeo.
Historia rodziców Zofii po kilku dekadach wychodzi na światło dzienne między innymi dzięki aktywności Danny’ego Spungena. Włączył on ją, wraz z przekazanymi mu przez Zofię artefaktami, do wystaw i wykładów, które organizuje w kraju i za granicą z pomocą rodzinnej fundacji (Florence and Laurence Family Foundation). Chce, aby Zofia opowiadała o swoich rodzicach podczas spotkań z młodzieżą szkolną.
– Świat musi poznać tę historię – mówi.