Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 28 września 2024 22:29
Reklama KD Market
Reklama

Ucieczka z Auschwitz

W historii obozu koncentracyjnego Auschwitz próbę ucieczki podjęły co najmniej 802 osoby. Najwięcej było Polaków, gdyż aż 396. Ucieczka udała się 144 ludziom i większość z nich przeżyła wojnę. Niemcy zastrzelili podczas ucieczki lub zatrzymali później 327 osób, a los pozostałych 331 jest nieznany. Wśród wszystkich uciekinierów, którym udało się wydostać na wolność, było tylko dwóch Żydów. Trafili oni do obozu zagłady ze Słowacji...

„Ponieważ chciałem uciec…”

Walter Rosenberg został przywieziony do Auschwitz w lipcu 1942 roku. Miał wtedy 17 lat, w związku z czym nie trafił od razu do komory gazowej, gdyż hitlerowscy oprawcy uznali, iż nadawał się do pracy. Wkrótce wraz z innymi współwięźniami został zmuszony do oglądania publicznej egzekucji – Niemcy powiesili dwóch niedoszłych uciekinierów, na których ciałach umieszczone zostały tablice z napisem „Ponieważ chciałem uciec...”.

Było to oczywiste ostrzeżenie pod adresem tych, którym marzyła się ucieczka z obozu. Jednak młody Walter wyciągnął z tego ostrzeżenia wniosek odwrotny od zamierzonego przez hitlerowców – niebezpieczeństwo nie wynikało z próby wydostania się na wolność, lecz z próby zakończonej niepowodzeniem.

Fabryka śmierci

Rosenberg bardzo szybko zorientował się, że Auschwitz był w gruncie rzeczy fabryką śmierci. Został wydelegowany do pracy, wraz z wieloma innymi ludźmi, na tzw. Judenrampe, czyli na rampie kolejowej, na którą przybywały codziennie pociągi z transportami Żydów z całej Europy. Ludzie ci byli zwykle wycieńczeni z powodu wielogodzinnej podróży w bydlęcych wagonach i przybycie do celu traktowali z ulgą, przyjmując, że zostaną gdzieś zakwaterowani i zatrudnieni do jakiejś pracy. Ogromna większość z nich trafiała niemal natychmiast do komór gazowych, ale Niemcy niemal do ostatniej chwili udawali, iż skazani na zagazowanie ludzie mieli zostać zdezynfekowani, a po prysznicu mieli dostać kawę i ciastka.

Walter nigdy nie był członkiem tzw. Sonderkommando, czyli ekipy zajmującej się usuwaniem ciał z komór gazowych i transportowaniem ich do krematoriów. Jednak doskonale znał wszystkie inne etapy całej tej procedury. Czasami ładował do półciężarówki, oznaczonej czerwonym krzyżem, metalowe pojemniki z cyklonem B, czyli gazem używanym przez hitlerowców na zabijania ludzi. Był też świadkiem kilku wydarzeń, które dały mu wiele do myślenia.

Pewnego dnia do Auschwitz przybył transport Żydów z czeskiego getta w Theresienstadt (Terezin). Z pociągu wysiadła dobrze ubrana, młoda kobieta z dwójką małych dzieci. Gdy zmierzała w kierunku tzw. selekcji, czyli miejsca, w którym SS-mani decydowali o tym, kto idzie natychmiast do gazu, a kto przeżyje, jeden z kolegów Waltera wyszeptał do niej: – Za chwilę wszyscy zostaniecie uśmierceni.

Zbulwersowana niewiasta podeszła do jednego z oficerów i zażądała wyjaśnień, na co ów odparł: – Szanowna pani, my jesteśmy cywilizowanymi ludźmi i nikogo nie zabijamy. Proszę wskazać człowieka, który pani to powiedział. Kobieta pokazała więźnia palcem. Wkrótce potem ona i jej dzieci zginęli w komorze gazowej, a oficer zabił więźnia przez oddanie strzału w tył jego głowy. Walterowi przypadło w udziale przewiezienie zastrzelonego kolegi do zbiorowego grobu.

Rosenberg doszedł do wniosku, że pobytu w Auschwitz z pewnością nie przeżyje i że jedyną szansą na ratunek była ucieczka. Zaczął prowadzić długie rozmowy z innym więźniem, kapitanem Armii Czerwonej, który dzielił się z nim własnymi doświadczeniami z organizowania ucieczek. Nawiązał też kontakt z obozowym podziemiem, które wspomagało ludzi planujących ucieczkę.

Po pewnym czasie Walter zrozumiał, że jego ewentualne wydostanie się na wolność byłoby nie tylko personalnym triumfem, ale również niezwykłą szansą na poinformowanie świata o tym, co naprawdę działo się w faszystowskich obozach śmierci. Warto pamiętać, iż przez większość lat wojennych Zachód posiadał tylko bardzo fragmentaryczne dane o takich placówkach jak Auschwitz. Niemal do końca wojny alianci nie znali skali niemieckiego ludobójstwa.

Ryzykowny plan

Miesiące spędzone przez Waltera w Auschwitz zaprowadziły go na skraj psychicznego załamania. Jednak wkrótce po swoich 18. urodzinach Rosenberg doszedł do wniosku, iż jego jedyną szansą na przetrwanie było wyzwolenie się z niewoli. Do współpracy zwerbował innego więźnia, Freda Wetzlera, który miał zamiar uciec razem z nim.

Ich plan był w miarę prosty, ale niezwykle ryzykowny. Para ta miała się ukryć w stosie drewna i przeczekać tam trzy dni. Stos ten znajdował się w tak zwanej zewnętrznej strefie obozu, czyli poza podwójnym, zelektryfikowanym płotem z drutu kolczastego. W strefie tej w czasie dnia pracowali więźniowie pod okiem licznych strażników, ale nocami teren ten w zasadzie nie był strzeżony.

Ponadto obaj potencjalni uciekinierzy doskonale wiedzieli, że z chwilą, gdy nieobecność jakiegoś więźnia zostanie wykryta, w obozie rozlegną się syreny alarmowe i przez następne 72 godziny prowadzone będą poszukiwania zbiegów, w tym również na peryferiach obozu. Jednak po upływie tego czasu Niemcy powierzali dalsze poszukiwania uciekinierów lokalnej jednostce SS, a to oznaczało, że zewnętrzna strefa, w której znajdował się stos drewna, była pozbawiona strażników.

Wspomniany już kapitan Armii Czerwonej poradził Wetzlerowi i Rosenbergowi, by zabrali ze sobą nieco machorki, rosyjskiego tytoniu, którą im podarował. Twierdził, że zapach tej substancji skutecznie odstraszy psy gończe tropiące zbiegów. Nie mylił się.

Brawurowa ucieczka

7 kwietnia 1944 roku dwójka więźniów weszła do niezwykle ciasnego pomieszczenia w samym środku sterty drewna. Dwaj inni więźniowie przykryli górę tej sterty kłodami. Wetzler i Rosenberg wiedzieli, że muszą jakoś przetrwać w tej kryjówce przez następne trzy dni, mimo że nie mieli żadnej żywności ani wody. O godzinie 6.00 wieczorem tego samego dnia w obozie rozległy się syreny, co było do przewidzenia. Następnie zaczęły się poszukiwania zbiegów.

Wcześniej Walter podpalił machorkę i umieścił ją w licznych szczelinach między kłodami drewna, ale w taki sposób, by dym nie był widoczny z zewnątrz. Psy gończe nigdy nie zbliżyły się do kryjówki śmiałków. Dwaj żołnierze przez pewien czas zastanawiali się, czy nie należałoby przeszukać sterty drewna, ale ostatecznie odstąpili od tego zamiaru.

Gdy po trzech dniach strażnicy opuścili ten teren, Walter i Fred wyszli ze swojej kryjówki i przez ponad godzinę czołgali się w kierunku lasu brzozowego. Tam znajdował się jeszcze jeden płot, który jednak był dość łatwy do sforsowania i nie był zelektryfikowany. Wkrótce mężczyźni znaleźli się na wolności, choć przebywali na terenie okupowanym przez faszystów i mieli na sobie charakterystyczne pasiaki.

Szybko jednak weszli w posiadanie cywilnych ubrań i dzięki pomocy tubylczej ludności udało im się dotrzeć do Słowacji. Tam nawiązali kontakt z organizacjami żydowskimi i opracowali raport, znany jako Vrba-Wetzler Report (Rosenberg zmienił swoje nazwisko na Vrba). Dokument ten, którego autorzy dokładnie opisali metody stosowane przez Niemców w Auschwitz, miał bardzo duże znaczenie.

Przebudzenie Zachodu

Wspomniany raport został opublikowany w Szwajcarii, tuż przed rozpoczęciem w Budapeszcie akcji deportacji węgierskich i czeskich Żydów do obozów koncentracyjnych. Minęło kilka tygodni, zanim raport został rozpowszechniony wystarczająco szeroko, by zwrócić na siebie uwagę zachodnich rządów. Masowe transporty węgierskich Żydów do Auschwitz rozpoczęły się 15 maja 1944 roku, a odbywały się w tempie 12 tysięcy osób dziennie. Większość z nich trafiała prosto do komór gazowych.

Od końca czerwca do lipca 1944 materiały z Raportu Vrba-Wetzler pojawiały się w gazetach i audycjach radiowych w Stanach Zjednoczonych i Europie. Spowodowało to, że zaczęto nalegać, by tzw. regent Węgier, Miklós Horthy, zatrzymał deportacje. Ostatecznie podjął on taką decyzję 6 lipca 1944 roku, co ocaliło życie ponad 200 tysięcy ludzi. Kiedy Rada ds. Uchodźców Wojennych w USA opublikowała Raport Vrba-Wetzler ze znacznym opóźnieniem, bo dopiero w listopadzie 1944 roku, dziennik New York Herald Tribune określił go jako „najbardziej szokujący dokument wydany kiedykolwiek przez agencję rządową Stanów Zjednoczonych”.

Walter i Fred osiągnęli zamierzony cel – spowodowali, że nagle cały świat zaczął się interesować tym, co działo się w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Niestety dla tysięcy ludzi było już za późno. A Zachód tak naprawdę zdał sobie sprawę z szokującej kampanii masowej eksterminacji ludzi dopiero po wyzwoleniu obozów Dachau i Buchenwald.

Nieliczni świadkowie

Po kapitulacji Niemiec Vrba studiował chemię i biologię na Uniwersytecie Karola w Pradze, a następnie pracował jako biochemik w Anglii i Kanadzie. Do końca życia argumentował, że gdyby raport został szeroko rozpowszechniony wcześniej, „deportowani” mogliby odmówić wejścia do wagonów, a przynajmniej ich panika zakłóciłaby transporty.

W 1998 roku Uniwersytet w Hajfie przyznał Vrbie doktorat honoris causa. Został też odznaczony Czechosłowackim Medalem za Waleczność, Orderem Słowackiego Powstania Narodowego oraz Medalem Honoru Czechosłowackich Partyzantów. Zmarł w wieku 81 lat w 2006 roku.

Jego obozowy towarzysz, Fred, zmarł znacznie wcześniej, bo w roku 1988. Przez wiele powojennych lat pracował w Bratysławie jako wydawca, ale w roku 1977 zrezygnował z wykonywania czynności zawodowych z powodu złego stanu zdrowia. On i Walter należeli do bardzo nielicznego grona ludzi, którzy stali się świadkami zbiorowych zbrodni w Auschwitz.

Walter i Fred są jedynymi żydowskimi więźniami Auschwitz, którym udało się uciec. Szanse na sukces mieli minimalne, ale z drugiej strony trzeba przyznać, iż swoją ucieczkę zaplanowali bardzo skrupulatnie, w oparciu o wiedzę dotyczącą metod działania hitlerowców.

Stracony bohater

Na rok przed ich ucieczką podobnego wyczynu dokonał rotmistrz Witold Pilecki, który na polecenie Armii Krajowej stworzył w obozie ruch oporu pod nazwą Związek Organizacji Wojskowej (ZOW). Napisane po jego ucieczce raporty były jednocześnie podsumowaniem działalności polskiego ruchu oporu w Auschwitz oraz pierwszym źródłem informacji na temat Holokaustu na świecie.

Plan przedostania się do niemieckiego obozu KL-Auschwitz Witold Pilecki przedstawił swoim przełożonym już w 1940 roku. W tym czasie jeszcze bardzo niewiele było wiadomo o warunkach panujących w obozie. Istniała więc konieczność zebrania informacji wywiadowczych na temat jego funkcjonowania oraz w miarę możliwości zorganizowania tam ruchu oporu, współpracującego z polskim podziemiem na zewnątrz.

Plan wymagał przeniknięcia agenta Armii Krajowej do Auschwitz. 19 września 1940 roku podczas łapanki pozwolił się on aresztować Niemcom i w nocy z 21 na 22 września 1940 roku znalazł się w obozie. W ciągu trzech lat pobytu w Auschwitz udało mu się stworzyć liczący około 1000 osób obozowy ruch oporu oraz przekazywać dowództwu AK meldunki na temat sytuacji panującej w obozie.

Po ucieczce z Auschwitz Pilecki zawarł całość swojej pracy wywiadowczej w trzech raportach. Jednak w Polsce zostały one opublikowane dopiero po roku 1989, jako że rotmistrz został w 1948 roku oskarżony przez władze komunistyczne o zdradę i stracony w tym samym roku.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama