Bizon, czyli po prostu żubr amerykański, jest największym lądowym zwierzęciem, jakie zamieszkuje kontynent amerykański. Żyjące niegdyś w wielkich stadach bydło przemierzało bezkresne trawiaste ziemie Ameryki od Krainy Wielkich Jezior aż po Meksyk. Szacuje się, że w momencie, gdy przybyli tu pierwsi Europejczycy, liczba bizonów na kontynencie sięgała blisko 30 milionów...
Masowa zagłada
We wspomnieniach pierwszych białych osadników bizony zapisały się jako „zadziwiające bawoły, które ze względu na swoją liczbę i rozmiar napełniły podróżników zdumieniem i przerażeniem”. Ich stada były niegdyś tak liczne, że ciemniały od nich całe równiny. Niestety w XIX wieku liczba bizonów zaczęła gwałtownie spadać, a ich populacja znalazła się na granicy wymarcia. Do takiego scenariusza przyczyniło się kilka czynników.
Po pierwsze, wędrujące przez wielkie równiny stada były łatwym celem do polowań. Bizony są zwierzętami łagodnymi, które zwykle nie zdradzają strachu przed człowiekiem ani też nie zachowują się agresywnie. Po drugie, rozwijające się farmy z bydłem hodowlanym zajęły pastwiska, na których wcześniej żerowały bizony. Zamiast nich na tych terenach pojawiły się krowy i konie, sprowadzane do Ameryki w ogromnych liczbach. Była jeszcze trzecia przyczyna masowej zagłady bizonów. Ich wybijanie traktowane było jako narzędzie walki z indiańskimi tubylcami, dla których zwierzęta te były głównym źródłem pożywienia.
W roku 1890 w całej Ameryce Północnej było już tylko tysiąc osobników. Dzięki wysiłkom podjętym przez prezydenta Roosevelta udało się uratować gatunek. Obecnie liczba tych zwierząt to około 500 tysięcy sztuk w całej Ameryce, ale nie wszystkie są potomkami pierwotnych, dzikich bizonów. W celu przyspieszenia ich reprodukcji zaczęto mieszać je z udomowionymi gatunkami bydła. W efekcie większość dzisiejszych bizonów to zwierzęta zmieszane z innymi gatunkami i hodowane pod kątem konsumpcji mięsa.
Populacja prawdziwych, dzikich bizonów wynosi obecnie zaledwie około 15 tysięcy sztuk, z czego nieco ponad 5 tysięcy to stali mieszkańcy Parku Narodowego Yellowstone. Bizonie mięso, które od kilku lat dostępne jest w amerykańskich supermarketach, nie pochodzi od tych zwierząt, lecz od osobników, które są w pewnym sensie genetycznymi hybrydami.
Problem polega na tym, że bizony, które prawie wyginęły, są nadal przedmiotem polowań, choć tylko na mocy specjalnych zezwoleń. Każdego roku zabijane są setki dzikich bizonów, mimo iż odtworzenie ich populacji dokonało się tak wielkim wysiłkiem. Władze parku Yellowstone pozwalają na odstrzał 900 sztuk bizonów rocznie. Wynika to rzekomo z zagrożenia brucelozą – zaraźliwą chorobą występującą u ludzi i zwierząt. Jednak choroba ta nigdy nie została wykryta u dziko żyjących bizonów. Obrońcy zwierząt wskazują na zupełny brak racjonalnych powodów dla takiego postępowania.
Spór o bizony
Spory na ten temat ostatnio przybrały nową formę. Federalna agencja U.S. Fish and Wildlife Service ogłosiła, że przez następny rok prowadzić będzie badania, których wyniki mają umożliwić podjęcie decyzji o tym, czy bizony żyjące w stanie Wyoming winny zostać objęte ochroną na mocy ustawy o nazwie Endangered Species Act. Decyzja ta może nieść ze sobą poważne konsekwencje. Jeśli bowiem bizony zostaną objęte ochroną, polowania na nie staną się nielegalne. Ale z drugiej strony istniejące obecnie plany wskrzeszenia stad dzikich bizonów w kilkunastu rezerwatach Indian rozsianych po całym kraju nie będą mogły zostać zrealizowane, ponieważ chronionych zwierząt nie będzie można tam transportować.
Bizony w Yellowstone Park nie są oczywiście w jakikolwiek sposób ogrodzone i zimą zwykle migrują daleko na północ, przemierzając ziemie, które należą do ranczerów, obawiających się wspomnianej brucelozy. Nie wiadomo dokładnie, czy zagrożenie chorobą jest realne, czy też w znacznej mierze zmyślone. Jednak prawda jest taka, że jeśli bizony zostaną objęte federalną ochroną, staną się w pewnym sensie więźniami parku narodowego, co zniweczy plany restauracji ich populacji w wielu innych częściach Stanów Zjednoczonych. Plemię Szoszonów ma na przykład zamiar sprowadzenia setek bizonów na teren swojego rezerwatu, co dla Indian ma nie tylko praktyczne, ale również symboliczne znaczenie. Proces ten już się rozpoczął, ale został bezterminowo zawieszony.
Wszyscy są zgodni co do tego, że idealnym rozwiązaniem byłaby sytuacja, w której wielkie stada bizonów zagościłyby ponownie na amerykańskich preriach. W praktyce jednak sprawy są o wiele bardziej skomplikowane. Hodowcy bydła po prostu nie chcą tych wielkich zwierząt w pobliżu swoich gospodarstw. Ponadto w styczniu tego roku sędzia okręgowy Randolph Moss podjął dość kontrowersyjną decyzję. Uznał mianowicie, że władze federalne nie biorą pod uwagę faktu, iż populacja bizonów w Yellowstone podzieliła się na dwie osobne grupy genetyczne, z których każda wymaga innej polityki, jeśli chodzi o ich populację oraz zakres występowania. To właśnie w wyniku tego postanowienia sądu agencja Fish and Wildlife Service postanowiła dokładniej przeanalizować sytuację.
Nikt nie wie, co dokładnie stanie się za rok. Na razie jednak w Montanie, która graniczy z parkiem Yellowstone i przez której terytorium przemierzają rok w rok stada bizonów, nadal odbywa się dość specyficzna loteria. Wyłania ona garstkę „szczęśliwców”, którym zezwala się na polowanie na bizony. Polują również na nie – na mocy specjalnych zezwoleń – okoliczni Indianie. Jednak w ciągu ostatnich trzech lat liczba zabijanych rocznie bizonów spadła do poziomu poniżej 200 sztuk. Jeszcze dziesięć lat temu zabijano ich rocznie ponad tysiąc.
Andrzej Malak