Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 16 listopada 2024 19:35
Reklama KD Market

Defilada nie dla Polaków

Dzień, w którym zakończono zwycięską wojnę z Hitlerem, narody zachodniej Europy czciły 8 maja. Jednak na Wschodzie, w Rosji i krajach, które na mocy układu w Jałcie znalazły się w strefie wpływów Moskwy, Dzień Zwycięstwa obchodzono 9 maja. Dlaczego tak się stało?

Akt kapitulacji

Bezwarunkową kapitulację w imieniu Niemiec podpisał generał Alfred Jodl. Odbyło się to 7 maja 1945 roku w Reims, we Francji, w głównej kwaterze amerykańskiego dowódcy sił alianckich generała Dwighta D. Eisenhowera. Ten sam akt powtórzono dzień później, 8 maja, w Berlinie.

Na żądanie Stalina jeszcze tego samego dnia po raz kolejny powtórzono akt kapitulacji Niemiec. Tym razem podpisał go feldmarszałek Niemiec Wilhelm Keitel w obecności rosyjskiego marszałka Gieorgija Żukowa. Ta ostatnia ceremonia odbyła się w późnych godzinach nocnych. W Moskwie była już 1.00 w nocy 9 maja.

Stalin wykorzystał ten fakt i ze względów politycznych ustalił, że w Rosji obchodzić się będzie Dzień Zwycięstwa 9 maja. Przez wiele długich lat w Paryżu, Londynie, Amsterdamie, Brukseli i innych stolicach na Zachodzie manifestowano radość z powodu zwycięstwa nad Niemcami 8 maja. W Moskwie, Warszawie, Budapeszcie, Pradze i innych krajach podległych Rosji – 9 maja. Polska świętowała zwycięstwo 9 maja aż do 2014 roku.

Zakończenie II wojny światowej nie rozwiązało polskich problemów niepodległościowych tak jak to miało miejsce po I wojnie światowej. Istniały dwa polskie rządy: w Londynie i Warszawie. Ten w Warszawie wspierany był przez Stalina i Armię Czerwoną. Londyński rząd RP był uznawany jako legalny przez zachodnie mocarstwa. Szybko jednak to się skończyło.

Przełomowym momentem była londyńska defilada z okazji Dnia Zwycięstwa – 8 czerwca 1946 roku. Wzięło w niej udział 21 tysięcy żołnierzy alianckich i 480 pojazdów pancernych. W defiladzie nie uczestniczyli Polacy.

W ostatniej fazie wojny na froncie zachodnim walczyło 200 tysięcy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Na froncie wschodnim 400 tysięcy żołnierzy polskich. Ponadto trzeba uwzględnić pół miliona żołnierzy Armii Krajowej i innych formacji partyzanckich. Polska dysponowała jedną z najliczniejszych armii w Europie – po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Z tego względu rząd Rzeczypospolitej na obczyźnie dopominał się nawet o swoją strefę okupacyjną na terenie pokonanych Niemiec. Dostali ją Francuzi, choć ich udział w zwycięstwie nad Niemcami był dużo mniejszy niż Polaków.

Niespłacony dług

Jednak tego, że Polacy nawet nie wezmą udziału w londyńskiej Defiladzie Zwycięstwa, nikt się nie spodziewał. Pod Narwikiem, Tobrukiem, Monte Cassino, na brytyjskim niebie znacząco wspierali siły alianckie. Defilada dla żołnierzy z Polskich Sił Zbrojnych i w ogóle dla Polaków była czymś więcej niż tylko wspólnym świętowaniem zwycięstwa. Udział w niej potwierdziłby nie tylko bohaterstwo polskich żołnierzy. Świadczyłaby także o uznaniu przez Zachód rządu RP w Londynie. Zachód, jak się okazało krótkowzrocznie, wybrał innego sojusznika.

Udział Polaków w londyńskiej paradzie od początku stał pod znakiem zapytania. Anglicy zastanawiali się, kogo zaprosić do uczestniczenia w ceremonii? Czy żołnierzy generała Andersa, polskich lotników, marynarzy, pancerniaków i piechurów walczących u boku zachodnich państw? Czy żołnierzy 1. i 2. Armii Wojska Polskiego uformowanego w ZSRR? Czy jednych i drugich jednocześnie?

Sprawę rozstrzygnął Stalin, mówiąc, że w londyńskich uroczystościach nie ma miejsca dla emigracyjnych wojsk Polski. Zachodnie mocarstwa jakoś chętnie na to przystały. To już było po tym, gdy Wielka Brytania, znowu na życzenie Moskwy, przestała uznawać rząd RP na obczyźnie.

Wiosną 1946 roku polski rząd w Warszawie otrzymał zaproszenie na Defiladę Zwycięstwa w Londynie. Anglicy tłumaczyli się Polakom mieszkającym na Zachodzie, że zaprosili tylko rządy sojusznicze. Jakby rząd RP w Londynie był ich wrogiem.

Po miesiącu nieznacznie skorygowali swoją decyzję i postanowili zaprosić na Defiladę dwudziestu sześciu polskich lotników. Chcieli w ten sposób spłacić dług wdzięczności za wkład Polaków w bitwie powietrznej o Anglię. Tylko że polscy lotnicy mieli maszerować w kolumnie lotników RAF-u, bez polskich flag. Z taką dyskryminacją nie chcieli się pogodzić polscy lotnicy i postanowili zbojkotować Defiladę Zwycięstwa. Skoro zabrakło miejsca dla tych, którzy walczyli pod Falaise i Monte Cassino, nie widzieli również miejsca dla siebie.

Tuż przed samą Defiladą rząd brytyjski wpadł na kolejny pomysł. Wystosował indywidualne zaproszenia dla kilku wysokich oficerów z Polskich Sił Zbrojnych. Sądził, że udział generałów Andersa, Kukiela, Kopańskiego i admirała Świrskiego zdoła sprawę załagodzić. Jak było do przewidzenia, generałowie odrzucili tę propozycję.

Do Londynu mieli przybyć tylko przedstawiciele warszawskiego rządu: żołnierze 1. i 2. Armii Polskiej. Tymczasem niespodziewanie, dosłownie kilka godzin przed uroczystościami, okazało się, że również Warszawa postanowiła zbojkotować Defiladę Zwycięstwa. Jednak nie zrobili tego w ramach solidarności z żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych. Stalin tak kazał. W ten sposób ani jeden żołnierz z czwartej, najliczebniejszej armii biorącej udział w pokonaniu Niemiec nie uczestniczył w Defiladzie Zwycięstwa.

Co się Stalinowi nie spodobało? Rosjanie już rok wcześniej, w czerwcu 1945 roku, zorganizowali swoją Defiladę Zwycięstwa na placu Czerwonym w Moskwie. Stalin uznał londyńską defiladę za konkurencyjną dla moskiewskiej. Było to również propagandowe przygotowanie dla mających niedługo nastąpić ataków na zgniły Zachód, co przemieniło się w zimną wojnę.

Organizatorzy Defilady – powodowani wyrzutami sumienia? – 8 czerwca postawili w Hyde Parku namiot z napisem „Polska”. Nie wszedł do niego ani jeden Polak. Jakąś, choć niewielką, satysfakcją dla polskich żołnierzy na obczyźnie był fragment przemówienia byłego premiera Anglii Winstona Churchilla: „Głęboko odczuwam, że wojsko polskie, które walczyło z nami na wielu polach bitewnych, które przelewało krew w obronie wspólnej sprawy, nie będzie brać udziału w paradzie zwycięstwa. Myślami będziemy z nimi. Nigdy nie zapomnimy ich odwagi i zalet wojennych, które dzieliliśmy z nimi w sławie Tobruku, Cassina i Arnhem”.

Ryszard Sadaj

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama