Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 00:24
Reklama KD Market
Reklama

Oceanos tonie!

Pasażerski liniowiec Jean Aborde został zbudowany we francuskiej stoczni w Bordeaux, a zwodowano go w lipcu 1952 roku. Początkowo kursował na trasie Marsylia – Madagaskar – Mauritius, a zarówno nazwa jednostki, jak i jej właściciele zmieniali się przez wiele następnych dekad. W roku 1976 roku okręt został zakupiony przez greckiego armatora Epirotiki Lines i przemianowany na Oceanos. Jego ostatni rejs omal nie zakończył się niewyobrażalną tragedią…

Sztorm na oceanie

Statek funkcjonował następnie jako typowy wycieczkowiec, zabierając pasażerów na rejsy wzdłuż wybrzeży RPA. Na początku lat 90. kapitanem Oceanosa został Yiannis Avranas, 50-letni oficer z wieloletnim doświadczeniem. To on znajdował się za sterami w dniu 3 sierpnia 1991 roku, gdy jego okręt wypłynął z East London, kierując się do portu w mieście Durban. Na pokładzie znajdowało się 581 osób, łącznie z załogą. Bardzo szybko okazało się, że nie będzie to rutynowy rejs.

Na pełnym morzu Oceanos znalazł się w centrum silnego sztormu. Wiatr wiał z prędkością 50 mil na godzinę, a burty jednostki zalewane były falami o wysokości 10 metrów. Teoretycznie okręt powinien był skutecznie stawić czoła temu żywiołowi. Tak się jednak nieszczęśliwie złożyło, że kilka dni wcześniej nie dokończono remontu rury stanowiącej część systemu usuwania z okrętu zanieczyszczeń. Podejrzewa się, że wzbudzone wody morskie przedostały się do tej rury, a następnie spowodowały jej pęknięcie. To zapoczątkowało proces stopniowego zatapiania komór znajdujących się na najniższym poziomie jednostki.

Pasażerowie zaczęli podejrzewać, że coś jest nie tak z chwilą, gdy w czasie wieczornego posiłku kelnerzy zaczęli mieć poważne problemy z roznoszeniem dań, gdyż zjeżdżały one z tac i spadały na podłogę. Następnie o godzinie 9.30 wieczorem rozległ się odgłos słabego wybuchu. Na pokładzie zapanowała całkowita cisza, co nie było dobrą oznaką – silniki Oceanosa przestały działać. Jednocześnie jednostka zaczęła przechylać się na jedną burtę. Ze stołów biesiadników zaczęły zsuwać się talerze i sztućce. Oczywiste stało się to, iż okręt zaczął bezradnie dryfować po niezwykle wzburzonym morzu.

Jak na Titanicu

Moss Hills i jego żona Tracy, oboje pochodzący z Zimbabwe, byli wprawdzie członkami załogi Oceanosa, ale pracowali jako muzycy. Wchodzili w skład orkiestry, która przygrywała pasażerom w czasie rejsów. Moss grał na gitarze, a jego żona – na gitarze basowej. Podczas kolacji nagle zgasły światła, co spowodowało automatyczne włączenie się nikłego oświetlenia alarmowego. Po sali restauracyjnej zaczęły jeździć różne przedmioty: stoły, krzesła, doniczki z kwiatami, popielniczki i instrumenty muzyczne. Niektórzy pasażerowie wycofali się w popłochu do swoich kabin, inni zaś usiedli na podłodze, gdyż nie byli w stanie ustać na nogach. Statek przechylał się gwałtownie na prawo i na lewo, ale po pewnym czasie utknął w jednej pozycji, pod niebezpiecznym kątem burty do morza.

Moss i Tracy byli zaskoczeni faktem, iż żaden z oficerów załogi nie pojawił się w sali restauracyjnej ani też nie nadano przez głośniki jakiegokolwiek komunikatu. Zdani na samych siebie pasażerowie siedzieli w półmroku i nie mieli pojęcia o tym, w jakiej sytuacji znajdowała się jednostka. Po godzinie Moss zaczął grać na gitarze, by jakoś wszystkich pocieszyć. Dołączyli do niego inni członkowie pokładowej orkiestry. Scena ta wszystkim skojarzyła się natychmiast z katastrofą Titanica, na pokładzie którego orkiestra grała rzekomo aż do ostatniej chwili.

Muzycy na pomoc

Upłynęły dalsze minuty. Okręt przechylał się coraz bardziej, a jego załoga pozostawała nieuchwytna. Tracy postanowiła pójść do swojej kabiny, by przygotować się na ewentualność ewakuacji, natomiast jej mąż, wraz z Julianem, który był pokładowym prestidigitatorem, ruszyli w dół, w kierunku maszynowni. Chcieli na własne oczy zobaczyć, co się dzieje. Po drodze spotykali różnych oficerów, którzy wydawali się kompletnie spanikowani i nie odpowiadali na żadne pytania. Niektórzy z nich mieli na sobie kamizelki ratunkowe, inni zaś byli przemoczeni i wyraźnie zdesperowani.

Maszynownia była zupełnie pusta, a żaden z silników nie działał. Choć pomieszczenie to nie było zalane wodą, za ciężkimi, metalowymi drzwiami, będącymi zaporą przed atakiem morskiego żywiołu, słychać było coraz głośniejszy hałas atakujących maszynownię fal. Moss zdał sobie sprawę, że Oceanos tonie. Po powrocie na wyższy pokład Hill natknął się na kierowniczkę wycieczki, która powiedziała mu, iż kapitan wydał polecenie opuszczenia przez wszystkich okrętu na pokładzie szalup ratunkowych. Dodała, że niektórzy oficerowie już to zrobili, nie czekając na pasażerów i nie udzielając im żadnych instrukcji.

Ani Moss, ani nikt inny z jego muzycznych współpracowników nie miał pojęcia o tym, jak opuszczać szalupy zawieszone na linach wysoko nad pokładem. Ludzie ci w pośpiechu i panice dokonali rzeczy niemal niemożliwej – w warunkach sztormowych zdołali zwodować większość szalup, z których każda mogła zabrać na pokład 90 osób. Nie byli jednak w stanie uruchomić silników łodzi ratunkowych, gdyż nie wiedzieli, gdzie znajdowały się kluczyki do ich stacyjek. Ewakuowani ludzie dryfowali zatem po wzburzonym oceanie, ale przynajmniej nie byli już na pokładzie okrętu, którego los był przesądzony.

Niestety szalupy można było opuścić tylko z prawej burty jednostki. Na pokładzie Oceanosa nadal pozostawało ponad 200 osób, których nie można było ewakuować. Zdesperowany Moss wraz z kilkoma innymi ludźmi ruszył w kierunku mostka kapitańskiego. Spodziewał się tam zastać nie tylko samego kapitana, ale również jego najważniejszych oficerów. Jednak nie było tam absolutnie nikogo. Hill zrozumiał, że może liczyć wyłącznie na siebie.

Surrealizm w eterze

Ludzie, którzy znaleźli się zupełnie przypadkowo i nie z własnej woli za sterami Oceanosa, nie wiedzieli, co dokładnie oznaczają i do czego służą różne migające na desce rozdzielczej lampki. Jednak z łatwością zidentyfikowali pokładowe radio, przez które zaczęli nadawać sygnał „Mayday”, czyli SOS. Przez wiele długich minut nie przynosiło to żadnych rezultatów. Ostatecznie jednak zgromadzeni na mostku kapitańskim ludzie usłyszeli pytanie: – OK, co wam grozi? Konwersacja, która w ten sposób się zawiązała, mogłaby zostać uznana za klasykę komediowego surrealizmu, gdyby nie to, iż dotyczyła dramatycznych wydarzeń:

– Jestem na pokładzie Oceanosa i toniemy.

– Jak długo możecie utrzymać się na powierzchni?

– Nie mam pojęcia. Nabieram dużo wody.

– Jaka jest wasza pozycja?

– Mniej więcej w połowie drogi między East London i Durbanem.

– Nie, nie, jakie są wasze współrzędne?

– Co?

– OK, jaki jest twój stopień?

– Ja nie mam żadnego stopnia. Jestem gitarzystą.

– Jak to gitarzystą?

– No gram na gitarze w zespole.

– To co robisz na mostku kapitańskim?

– Bo nie ma załogi.

– Kto jest tam z tobą?

– Moja żona, basistka, oraz pokładowy magik.

– Czy wy macie jakieś pojęcie o morskiej nawigacji?

– Nie, my mamy pojęcie o muzyce.

Ostatecznie przy pomocy człowieka, który nawiązał łączność z Oceanosem, Moss był w stanie skontaktować się z dwoma niewielkimi statkami, które znajdowały się w bezpośredniej bliskości. Były to jednak zbyt małe jednostki, by móc w jakiś istotny sposób pomóc. Kapitanowie tych okrętów przekazali odpowiednim stacjom w RPA dokładne położenie Oceanosa. Władze tego kraju podjęły natychmiast akcję, której celem było ewakuowanie pozostałych na pokładzie pasażerów przy pomocy helikopterów.

Tymczasem Hillowi polecono, by znalazł gdzieś kapitana. Po pół godzinie poszukiwań udało mu się to. Kapitan Avranas siedział w ciemności z tyłu statku i palił papierosa. Gdy Moss wyjaśnił mu powagę sytuacji, szyper, który wydawał się w stanie szoku, powiedział tylko: – To nie jest konieczne. Nie wiadomo, co miał na myśli. Jednak wtedy nie miało to już większego znaczenia.

Nad ranem, 4 sierpnia, nad Oceanosem pojawiło się pięć helikopterów armii RPA. Zaczęto ewakuować pasażerów po tuzinie za jednym podejściem, a Moss podjął się zadania mocowania ludzi do opuszczanych specjalnych zaprzęgów, choć nigdy przedtem niczego takiego nie robił. On i jego żona Tracy byli ostatnimi ludźmi, którzy opuścili pokład tonącego statku. 45 minut później Oceanos poszedł na dno. Wszyscy pasażerowie oraz cała załoga zostali uratowani.

„Bye Bye Miss American Pie”

Moss i Tracy dziś mieszkają w Liverpoolu i rzadko wspominają o swoich dramatycznych przeżyciach. Hill nie uważa się za bohatera. Twierdzi, że wtedy, przed laty, zareagował tak, jak zrobiłby to każdy inny człowiek – chciał przeżyć, a to, że dzięki niemu uratowane zostały setki innych ludzi, było „nieuniknioną konsekwencją podjętych działań”. Ich pokładowy kolega, piosenkarz Alvon Collison, wspomina, że w najtrudniejszych dla pasażerów chwilach zaczął śpiewać znany przebój pt. „Bye Bye Miss American Pie”, ale przerwał w połowie, kiedy zdał sobie sprawę, że następna linijka zwrotki brzmiała „This’ll be the day that I die”.

Jeśli chodzi o kapitana Avranasa, stał się on obiektem powszechnej krytyki. W śledztwie, do jakiego doszło po tym wydarzeniu, członek południowoafrykańskiej ekipy ratowniczej zeznał, iż Avranas nalegał, by go ewakuować z pokładu pierwszym helikopterem. A kiedy został wywieziony w bezpieczne miejsce na lądzie, zaczął twierdzić, iż opuścił swój statek po to, by koordynować akcję ratowniczą, co nie mało żadnego związku z rzeczywistością. Gdy okręt ostatecznie zatonął, powiedział dziennikarzom: – Z chwilą wydania przeze mnie rozkazu opuszczenia pokładu, przestaje mieć znaczenie kolejność ewakuacji. Jeśli ktoś chce pozostać na pokładzie, to jego lub jej sprawa.

Innego zdania był grecki sąd, który w roku 1992 uznał kapitana i czterech jego oficerów za winnych złamania podstawowych przepisów marynistycznych. Jednak nikt z tych ludzi nie został ostatecznie ukarany. Avranas aż do emerytury był kapitanem lokalnego promu w Grecji (z których żaden nie zatonął). Kapitan Oceanosa po jego zatonięciu konsekwentnie unikał mediów i rzadko udzielał wywiadów. Natomiast bezpośredni zwierzchnik kapitana, Alevizos Klaudatos, stwierdził, że Avranas zachował się prawidłowo i pozostał na swoim okręcie aż do samego końca. Nie jest to jednak zgodne z zeznaniami członków ekipy ratunkowej wysłanej przez władze RPA oraz kłóci się z relacjami Mossa Hilla, który był naocznym świadkiem tego, jak w obliczu kryzysu zachowała się załoga okrętu.

Zatonięcie Oceanosa bywa niejednokrotnie porównywane z tragedią Titanica, choć zbieżności między tymi wydarzeniami nie są zbyt duże. Titanic był znacznie większym okrętem, który zderzył się z górą lodową, w wyniku czego zginęło ponad 1500 ludzi. Na pokładach obu jednostek w dramatycznych chwilach grały orkiestry, ale tylko ta z Oceanosa wykazała się niezwykłą pomysłowością i determinacją. Bohaterska postawa grupki odważnych muzyków przyczyniła się do uniknięcia niewyobrażalnej tragedii i uratowania wszystkich pasażerów.

Andrzej Heyduk


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama