(12 sierpnia 1928 r. – 9 maja 2022 r.)
W wieku 93 lat, po krótkiej chorobie, 9 maja 2022 r. odszedł spokojnie Wacław „Wally” Kożuchowski. Ukochany ojciec Barbary i Jerzego, dziadek Joasi, Marysi i Michała oraz pradziadek i wujek wielu w Ameryce i w Polsce.Wizytacja miała miejsce w czwartek, 12 maja 2022 r. w domu pogrzebowym Lawrence przy 4800 N. Austin Ave. w Chicago.
Msza św. pogrzebowa odbędzie się w piątek, 13 maja 2022 r. o godz. 12:30 pm w kościele katolickim św. Konstancji przy 5843 W. Strong St. w Chicago. Pochówek na cmentarzu katolickim św. Wojciecha przy 6800 N. Milwaukee Ave. w Niles, IL 60714.
Wacław Kożuchowski we wspomnieniach córki Basi
Był najmłodszym z dziesięciorga rodzeństwa i najmłodszym z ośmiu chłopców. Z zawodu był krawcem i po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych w 1959 r. pracował w tym zawodzie.Przy niedzielnym śniadaniu, po kościele, opowiadał nam o czasach okupacji albo o służbie wojskowej za Stalina. To przy tych śniadaniach, już od małego, ja i brat wiedzieliśmy ze szczegółami o 9 lutego 1940 roku, o wywózkach na Sybir, Katyniu, partyzantach, Monte Cassino. O tym, że na początku lat 50. trzeba było trzymać język za zębami.Pod koniec życia, choć miał krótką pamięć, mógł w szczegółach opowiedzieć całą obławę augustowską. Podziwiał swoją matkę, która po przyjeździe z Ameryki w 1913 r. przeżyła I i II wojnę światową. Zawsze w domu było wszystko – nie pod dostatkiem – ale było: złotówka na zeszyt, a w niedzielę po kościele biała bułka posypana cukrem i herbata.Miał bardzo dobre relacje ze swoją najstarszą siostrą Polą. Pierwszy raz zobaczył ją w 1947 r. i to ona sprowadziła go do Ameryki. Zawsze mieli ze sobą temat do rozmowy, choć różnica wieku wynosiła 20 lat.Był łagodnym ojcem. Kiedy miał przeprowadzić ze mną lub z bratem poważną rozmowę, przygotowywał się do niej przez tydzień. Nie lubił konfrontacji. Często też mówił „jak nie masz co dobrego powiedzieć o człowieku – nie mów nic”.Był głęboko wierzący, szczególnie bliski był mu kult maryjny. W domu Ojca spotka się z całą swoją rodziną, bo wszyscy już odeszli. Był wdowcem od 1984 r., mama Marianna była nauczycielką. Poznali się w rodzinnej wsi ojca, kiedy mama przyjechała tam do pracy.Jednego, czego bardzo żałował, to że nie władał płynnie angielskim, co ograniczało rozmowy z wnukami – Joasią, która mieszka na „Dzikim Zachodzie”, Marysią, która ma czwórkę chłopców i Michałem. Nie mówiąc już o prawnukach! Dziewczynki Sarę i Karolinę z Nowego Meksyku widywał od święta. Chłopców częściej, bo mieszkają w Chicago: James, Andrew, Ilai i Mathew i chłopców Michała: Briana i Kaia. Chłopców ostatni raz widział przy wielkanocnym stole.(inf. wł.)