7 maja w centrum Chicago po raz 131. przejdzie polonijna Parada 3 Maja. Jej Wielkim Marszałkiem w tym roku został wybrany Alan Krashesky, znany dziennikarz i prezenter telewizji ABC 7 Chicago. Tuż przed czwartkowymi wiadomościami o 10 pm znalazł chwilę na rozmowę z Joanną Marszałek z „Dziennika Związkowego”.
Jego twarz uśmiecha się do nas z billboardów na chicagowskich autostradach. Spędził blisko 40 lat w stacji telewizyjnej ABC 7 Chicago, wśród kolegów zyskując sobie przydomek „Mr. Perfect”. Jednak jego dzieciństwo dalekie było od doskonałości. Był najmłodszym i czwartym dzieckiem Reginy i Adolpha Krasheskich. Gdy miał zaledwie cztery miesiące, ojciec, 38-letni weteran wojskowy i dostawca pieczywa, został zastrzelony, najprawdopodobniej na tle rabunkowym. Okoliczności zdarzenia, jak i udział w nim aresztowanych potem osób, nie zostały nigdy do końca wyjaśnione.
Ciężar zdarzenia towarzyszy Alanowi przez całe jego życie, jak wyznał w jednym z wywiadów, lecz nauczył się z nim żyć. Jednak matka nigdy nie otrząsnęła się po tragedii. W wieku czterech lat Alan został wysłany do Milton Hershey School, męskiej szkoły z internatem dla dzieci osieroconych społecznie i z rodzin o trudnościach finansowych. Mieszkał tam aż do osiągnięcia pełnoletności.
W liceum zaczął interesować się dziennikarstwem. Przyjaciel rodziny zasugerował, by zapisał się do Ithaca College w stanie Nowy Jork – uczelni kształcącej m.in. w dziedzinie mediów. Po studiach Krashesky przez chwilę pracował w stacjach telewizyjnych w stanie Nowy Jork i w Teksasie. W październiku 1982 roku, w wieku 21 lat, został zatrudniony jako reporter w chicagowskiej stacji telewizyjnej ABC 7, gdzie pracuje aż do dziś. Jest drugim, po meteorologu Tomie Skillingu z WGN, prezenterem z tak długą karierą w jednej stacji telewizyjnej.
Krashesky prowadzi dziś na ABC 7 wieczorne wiadomości o największej oglądalności w Chicago – o 5 pm, 6 pm i 10 pm. Prywatnie od 40 lat jest mężem Colleen Merritt Krashesky, ojcem trojga dorosłych dzieci i mieszka w Naperville na zachodnich przedmieściach Chicago. Najbardziej rozpoznawalny gospodarz telewizyjnych wiadomości w Chicago w prywatnym kontakcie jest bezpretensjonalny, przyjazny, życzliwy i uprzejmy.
Joanna Marszałek: Deklaruje Pan polskie korzenie, lecz nie znamy żadnych szczegółów. Co tak naprawdę Pan wie o swoim polskim pochodzeniu?
Alan Krashesky: Moi dziadkowie ze strony ojca byli Polakami. Ze strony matki – dziadek był z Polski, a babcia z Niemiec. Dziadkowie po emigracji z Polski osiedlili się w środkowej Pensylwanii i pracowali tam w kopalniach.
Te informacje dotarły do mnie tak naprawdę z drugiej ręki. Po śmierci ojca, który został zamordowany, gdy miałem cztery miesiące, w rodzinie nastąpił rozłam. Rodziny matki i ojca w którymś momencie przestały utrzymywać ze sobą kontakt. Dorastałem więc, niewiele wiedząc o swoich korzeniach ze strony ojca, trochę więcej ze strony matki.
Najwięcej dowiedziałem się, gdy kilka lat temu odezwała się do mnie kobieta z Flint w stanie Michigan. Pasjonuje się genealogią i przy okazji robienia swojego researchu wyskoczyły gdzieś moje dane. Ponieważ nasze nazwiska brzmiały bardzo podobnie (jej zachowało oryginalną pisownię „Kraszewski”), zapytała, czy to możliwe, że moje zostało z czasem zmienione.
Rzeczywiście, zostało zmienione, choć ja nie miałem z tym nic wspólnego. Właściwie wolałbym, żeby nie zostało ono zmienione, bo wprowadza zamieszanie. W akcie urodzenia ojca jego nazwisko figuruje w oryginalnej formie „Kraszewski”. W kolejnych latach i dokumentach było stopniowo modyfikowane. Do czasu, gdy się urodziłem, utrwaliła się pisownia „Krashesky”, którą się posługuję.
Ta kobieta była skarbnicą informacji. Nie tylko ustaliła, że faktycznie jesteśmy spokrewnieni; okazało się, że mój dziadek ze strony ojca i jej dziadek to bracia. Przeprowadziła gigantyczne badania, dotarła do dokumentów ze statków, którymi na początku XX wieku przybyli do Ameryki nasi dziadkowie, i niektórych szalonych historii rodzinnych. Dowiedziałem się rzeczy, o których nie miałem pojęcia.
Odkrył Pan więc dalszą polską kuzynkę. Czy utrzymujecie ze sobą kontakt?
– Wymieniamy się czasami korespondencją, kartkami na święta. Ona jest o wiele bardziej zaawansowana w odkrywaniu swoich polskich korzeni niż ja. Odwiedza krewnych w północno-wschodniej Polsce, gdzie znajduje się gospodarstwo, które podobno jest w naszej rodzinie od pokoleń. Może pozwolić sobie na spędzanie tam znacznej ilości czasu.
Ja niestety nie miałem takiej możliwości, choć dotarłem wreszcie do Polski. Byłem tam dwa razy – raz służbowo i raz prywatnie. Byłem głównie w rejonie Krakowa. To takie piękne miasto.
Co zapamiętał Pan najbardziej ze swojego pobytu w Polsce?
– Rynek, Sukiennice, sklepiki, muzea, kawiarenki i serwowane w nich smakołyki. Ulicznych muzykantów, dorożki konne, trąbkę z wieży mariackiej. Jedzenie! Byłem w Krakowie z całą rodziną i zgodziliśmy się co do tego, że musimy wrócić do Polski.
Jak zareagował Pan na wiadomość, że będzie Pan przewodził paradzie, którą wcześniej wielokrotnie relacjonował Pan dla telewizji ABC 7?
– Jestem niezmiernie zaszczycony, że w ogóle zostałem o to poproszony! Rzeczywiście, relacjonowaliśmy paradę wiele razy. Za każdym razem podziwiałem pasję i dumę, z którymi Polonia podchodzi do miejsca, skąd pochodzi, w którym jest, ale też do miejsca, dokąd zmierza.
I zawsze w tych momentach zastanawiam się, o czym myśleli moi dziadkowie, gdy przybyli do tego kraju. To oczywiste, że podjęli wielkie ryzyko, przyjeżdżając tutaj, nie wiedząc, co ich czeka. Lecz gdzieś po drodze mieli nadzieję na poprawę życia swojego i swoich bliskich oraz tych, którzy przyjdą po nich. I choć dziadkowie nigdy mnie nie poznali, myślę sobie „O mój Boże, co oni by powiedzieli, gdyby wiedzieli, że dziś mam honor przewodniczenia polskiej paradzie w najwspanialszym mieście w Stanach Zjednoczonych, mającym najwspanialszą populację Amerykanów polskiego pochodzenia”? Że w ogóle jestem tego częścią! Ja jestem zaskoczony, ale oni? To chyba przerosłoby ich najśmielsze oczekiwania.
Oczywiście jestem niezmiernie zaszczycony i zobowiązany. Czuję, że mam okazję reprezentować wielu tych, którzy nigdy nie mieliby takiej szansy.
Która z wielu polskich parad, które Pan relacjonował, najbardziej utkwiła Panu w pamięci i dlaczego?
– Myślę, że parady w czasach Solidarności, w latach 80. Relacjonowaliśmy parady w okresie żelaznej kurtyny i w okresie transformacji. Niesamowite było obserwować nadzieję, jaką zawsze mieli Polacy, bez względu na to, z czym się zmagali. Czy to trudne okoliczności, czy nawet stan wojenny – zawsze mieli nadzieję na autonomię i demokrację, której tak bardzo pragnęli. Nigdy też nie stracili łączności z Polską i z tym, co się tam działo.
Parady były zawsze okazją do świętowania, ale też do protestowania. Czasami czuło się, że to mniej świętowanie, a raczej uroczysty i poważny pochód z powodu tego, co działo się w Polsce. Jednak zawsze dało się odczuć prawdziwą łączność między chicagowską i całą amerykańską Polonią i Polakami mieszkającymi w Polsce.
Czy ma Pan jakąś ulubioną grupę marszową?
– Nie chcę mieć problemów, więc powiem, że nie, że uwielbiam je wszystkie! (śmiech) Wszystkie pokazują dumę ze swojej kultury, z przynależności do swojej organizacji. Wszystkie są wspaniałe. Te dzieci w strojach regionalnych, ze wstążkami… Lubię oglądać je wszystkie.
Co, z Pana obserwacji, charakteryzuje Polaków w Chicago?
– Są życzliwi, rozważni i silni w walce o to, co dla nich ważne. Bardzo często to rodzina i społeczność. Mamy w sobie dużo dumy. Jesteśmy niezwykle pracowici. Poświęcamy się temu, co robimy i dajemy z siebie wszystko. Ta pracowitość i poświęcenie sięga głęboko naszych korzeni. Moi dziadkowie ciężko pracowali i podobnie jak inni imigranci, mogli nawet nie dożyć wszystkich korzyści swojej decyzji o przyjeździe do Ameryki. Dopiero następne pokolenia mogą się nimi cieszyć. Tak jest w moim przypadku – korzystam z tego, na co zapracowali moi dziadkowie, aby późniejsze pokolenia mogły mieć lepszy byt.
Kim jest Alan Krashesky, gdy nie jest znanym dziennikarzem i prezenterem telewizyjnym?
– Ojcem. Mężem. Mam troje dorosłych, wspaniałych dzieci. Mam też troje wnuków. Jesteśmy w gruncie rzeczy zwyczajnymi, wyluzowanymi ludźmi. Cieszymy się życiem, każdym dniem i sobą nawzajem. Cenimy sobie doświadczenia dużo bardziej niż rzeczy. Dużo podróżujemy – zarówno po świecie, jak i po Stanach Zjednoczonych, a nawet lokalnie, w rejonie Midwestu.
Lubię jeździć na rowerze, poznawać ludzi, dobre jedzenie, muzykę, podróże, czytanie. Lubię dużo różnych rzeczy. To tylko niektóre z nich.
Nigdy nie myślałem o sobie inaczej w kontekście zawodowym i prywatnym. To wręcz ważne, abym nie miał innej osobowości na antenie i poza nią. Zachowanie autentyczności jest istotne. Myślę, że zawsze najlepiej być sobą.
Hasło tegorocznej parady to „Wolność i pokój dla świata”. Co oznacza ono dla Pana w kontekście obecnej sytuacji na świecie, ale także w naszym mieście?
– Hasło tegorocznej parady jest wyjątkowo odpowiednie. Znów wracamy do tego, co świętuje polska Parada 3 Maja – nadzieję, że Polska, podobnie jak wszyscy ludzie na świecie – mogą doświadczać wolności. To, co dzieje się w Europie Wschodniej jest bardzo niepokojące. Wszyscy pragniemy tego samego – pokoju, znalezienia rozwiązania, które sprawi, że ludzie znów będą mogli żyć w spokoju, bez strachu, bez naruszania swobód innych ludzi czy krajów. Jestem jednocześnie niesamowicie zbudowany postawą Polaków, którzy przyjmują ukraińskich uchodźców. Nikt nie wie, jak długo potrwa ten konflikt, lecz ich gotowość do otwarcia domów, serc, portfeli jest niezwykle inspirująca i naprawdę pokazuje, co w Polakach najlepsze.
W kontekście Chicago hasło to oznacza, że możemy wszyscy współistnieć. Chicago jest wspaniałym miastem – pięknym, pełnym ogromnych możliwości. Oczywiście, ma ukryte blizny i problemy, z którymi muszą się też mierzyć inne obszary metropolitalne w kraju. Jednak wszyscy możemy wziąć udział w ulepszaniu naszego miasta. Pomagać innym, którzy nie mają takich samych możliwości, uczyć, pokazywać, troszczyć się – bez względu na to, skąd jesteśmy. Rasa, religia i inne rzeczy, których się trzymamy, niestety mogą nas czasami dzielić, ale w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy jedną społecznością. Wszyscy jedziemy na jednym wózku, wszyscy jesteśmy ludźmi. Warto o tym pamiętać szczególnie w Chicago.
Ma Pan za sobą niesamowitą blisko 40-letnią karierę w ABC 7 Chicago. Czy po tylu latach jest coś, czego Pan żałuje lub zrobiły inaczej?
– Odpowiedź jest prosta: nie. Dostałem szansę, której nigdy się nie spodziewałem, gdy zaczynałem. Tej szansy nie traktuję lekko. To szczęście, że mogę to robić. Codziennie pracuję ze wspaniałym zespołem, z którym mamy wspólny cel – robić wszystko jak najlepiej. Nie, niczego nie żałuję. Owszem, były trudne czasy, trudne wydarzenia, wyzwania. Takie jest życie, ale patrząc wstecz, nie zmieniłbym niczego. Jestem osobiście bogatszy jako człowiek przez wszystko, czego doświadczyłem na mojej drodze i ludzi, których poznałem i którzy wywarli na mnie wpływ, a także przez to, co robimy na co dzień.
Jakie jest przesłanie tegorocznego marszałka Parady 3 Maja do Polonii?
– Wreszcie nadszedł czas, kiedy możemy znowu razem świętować. Na pewno jest co świętować. W tym roku mamy również prawo być zaniepokojeni i ostrożnie patrzeć w przyszłość. Świętujmy więc, ale jednocześnie zadajmy sobie pytanie, jaka jest nasza rola w zapewnieniu, że w dzisiejszym świecie faktycznie zapanuje wolność i pokój dla wszystkich. Świętując naszą kulturę, zadajmy sobie pytanie, co może zrobić każdy z nas, aby sprawić, że nasz świat będzie w danym momencie trochę lepszy, niż jest. Takie jest moje przesłanie.
Dziękuję za rozmowę.