W kawiarniach i restauracjach Kijowa znów jest popyt na słodkości. Mimo wojny goście starają się też dawać sute napiwki. Alkohol nie jest teraz zbyt często zamawiany, choć zakaz handlu nim przestał obowiązywać - opowiada PAP Andrij, kelner w jednym z kijowskich lokali gastronomicznych. Jak mówi, czas spędzony w restauracji daje ludziom poczucie powrotu do normalności.
"Nasza restauracja wznowiła pracę na początku kwietnia. Przez pierwszy tydzień czynna była jedna z pięciu sal. Teraz gościmy klientów w dwóch salach i wystawiliśmy kilka stolików na zewnątrz. Menu mamy na razie niepełne, lecz w porównaniu z tym, co było na początku kwietnia, jest dużo lepiej. Wtedy przyrządzaliśmy tylko to, co mogliśmy kupić na bazarku, który się znajduje w dzielnicy Trojeszczyna. Tam już w drugim tygodniu wojny kijowianie mieli możliwość kupienia prawie wszystkiego, bo akurat w tej dzielnicy jest dość dużo hurtowni spożywczych" - powiedział PAP 30-letni Andrij.
Jak dodał, obecnie gościom serwowane są już świeże sałatki, a miesiąc temu był z tym problem. "Przed wojną przychodziło się do nas raczej na piwo, do którego zamawiano deskę serów, jakieś kabanosy czy ryby. Teraz goście chętniej zamawiają potrawy mięsne na gorąco i smażone ziemniaki. Ze względu na to, że wzrosło zainteresowanie deserami, czego wcześniej u nas nigdy nie było, dodaliśmy kilka pozycji. Dobrze schodzą eklery, galaretki i nawet ciasta" - mówi Andrij.
Jak dodaje, klientami jego lokalu są przeważnie okoliczni mieszkańcy, ale "ze względu na to, że znajdujemy się w śródmieściu, przychodzą do nas też zagraniczni przedstawiciele różnych misji, którzy przyjeżdżają do Kijowa".
"Generalnie ludzi jest mniej. Sporo osób obecnie nie jest w stanie przychodzić do restauracji, zarówno ze względów finansowych, jak i psychologicznych. Przed wojną napiwek mieliśmy wliczony do rachunku, a teraz z tego zrezygnowaliśmy. Zauważyłem jednak, że nasi goście starają się zostawiać szczodre napiwki i bardzo dziękują za to, że jesteśmy otwarci. Mówią, że czas spędzony w restauracji daje im poczucie normalnego życia" - relacjonuje kelner.
Jak zauważa, ze względu na to, że restauracja, w której pracuje, mieści się w tym miejscu od dawna, "znamy tu wszystkich". "Emerytów z pobliskich kamienic zapraszamy na darmowe obiady. Wojskowi też są u nas obsługiwani nieodpłatnie" - zapewnia.
Andrij przypomina sobie, że wcześniej w restauracji piło się dużo piwa. "Zwłaszcza w piątki zawsze było u nas dużo ludzi, którzy balangowali do późnych godzin nocnych. Teraz zauważyłem, że mimo zniesienia zakazu sprzedaży alkoholu, który obowiązywał w Kijowie na początku wojny, nasi goście rzadko go zamawiają, a jeśli już, to bardzo mało. Mówią, że jakoś nie mają na niego ochoty. Natomiast wzrosło zainteresowanie napojami gazowanymi i kawą, chociaż kawy w Kijowie i przed wojną piło się dużo" - dodaje.
Z Kijowa Tatiana Artuszewska (PAP)