Według naszych wstępnych szacunków na Ukrainie pirotechnicy będą musieli przeprowadzić działania związane z rozminowaniem na obszarze ok. 300 tys. km kwadratowych, co odpowiada prawie połowie terytorium kraju - poinformowała w poniedziałek ukraińska Państwowa Służba ds. Sytuacji Nadzwyczajnych (DSNS).
Szacunki DSNS przedstawił szef pirotechników tej służby, Ołeh Bondar, cytowany przez agencję Interfax-Ukraina. Bondar dodał, że w strukturach DSNS pracuje ok. 500 specjalistów od rozminowywania, którzy codziennie znajdują i zabezpieczają od 2 do 6 tysięcy niebezpiecznych przedmiotów.
Ukraińscy pirotechnicy prowadzą obecnie najwięcej prac pod Kijowem oraz w obwodzie sumskim - w miejscowościach, które były przez kilka tygodni okupowane przez rosyjskie wojska. Oprócz makabrycznych śladów zbrodni rosyjskich wojskowych, ukraińskie służby znajdują tam stale amunicję i inne ładunki wybuchowe, które zagrażają życiu mieszkańców.
Pomimo ciągłych ostrzałów pirotechnicy pracują także w obwodach charkowskim i mikołajowskim.
Bondar podkreślił, że Rosjanie stosują m.in. amunicję kasetową, czyli duże pociski, z których uwalniają się mniejsze ładunki pokrywające duże przestrzenie. "Nasi specjaliści niszczą je na miejscu, bo takich pocisków nie można przemieszczać. Można je unieszkodliwić tylko poprzez detonację" – zaznaczył. Dodał, że wojska rosyjskie używają również min przeciwpiechotnych i przeciwpancernych.
Ze względu na dużą ilość rosyjskich niewybuchów, na razie niemożliwe są prace polne na sporym obszarze ukraińskich gruntów rolnych - podkreśla agencja.