Twórcy nominowanej do Oscara krótkiej fabuły „Sukienka” opowiadają o swoim filmie i gali – prosto z Hollywood ispecjalnie dla „Dziennika Związkowego”.
To miała być szkolna etiuda na zaliczenie drugiego roku w Warszawskiej Szkole Filmowej. Dzięki bardzo udanej promocji tego obrazu zwróciła na niego uwagę Amerykańska Akademia Filmowa, która nominowała go do statuetki w kategorii „krótka fabuła”. „Sukienka” opowiada o niskorosłej Julii i pokazuje problemy, z jakimi zmaga się odrzucona przez społeczeństwo główna bohaterka. W jej rolę wcieliła się Anna Dzieduszycka. Reżyserem obrazu jest bardzo młody Tadeusz Łysiak. Z tymi twórcami rozmawialiśmy w Hollywood, dosłownie kilkanaście minut po zakończeniu oscarowej gali.
Z Tadeuszem Łysiakiem
Jan Pachlowski: – Wydaje się to wręcz nieprawdopodobne, że film na zaliczenie kilkanaście miesięcy później dostał nominację do Oscara.
Tadeusz Łysiak: – To jest wspaniałe. Uważam, że ‘polskie kino kwitnie’. Mamy bardzo wielu młodych zdolnych twórców. Jestem bardzo wdzięczny Radosławowi Śmigulskiemu, dyrektorowi Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, że stawia na młode kino. Warto dać dojść do głosu mniej doświadczonym twórcom. To są inne obrazy, które nie rozliczają się z historią. Opowiadają o rzeczach uniwersalnych, współczesnych, energicznych. Takie rzeczy też są bardzo ważne. Mam w sobie olbrzymią wdzięczność do osób, które otoczyły nas swoją opieką i wsparciem. Dzięki Instytutowi czy naszej szkole filmowej tutaj jesteśmy. Bez tego by się w ogóle nie udało. Dla nas to nie jest ważne, że nie zdobyliśmy Oscara. Czujemy się wygrani, że byliśmy w Hollywood, na oscarowej gali, że mogliśmy to przeżyć i zobaczyć z bliska.
Wasza opowieść poruszyła serca ludzi filmu, tutaj w Hollywood…
– Czuliśmy to na wielu pokazach jeszcze przed Oscarami, ale też już na samej ceremonii rozdania statuetek. Kiedy krążyliśmy po korytarzach w Dolby Theatre, trudno mi zliczyć, ale mnóstwo osób do nas podchodziło i gratulowało filmu. Rozmawiałem z Adamem Macky’em, który jest scenarzystą „Don’t look up” i „Sukcesji”. Greig Fraser, operator „Duny” ciepło się o nas wyrażał, dał mi nawet potrzymać Oscara, którego otrzymali twórcy tej produkcji. Fajna była ta statuetka. Jeszcze przyjdzie taki moment w moim, naszym życiu, że ją wspólnie otrzymamy. Jesteśmy młodymi ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia i coś o tym świecie sądzą. Na razie zatrzymujemy się na tym drugim, czyli nominacji do Oscara. Walczymy dalej…
Jakbyś ocenił sprzeczkę podczas gali między Chrisem Rockiem a Willem Smithem. Temu drugiemu nie spodobał się żart komika o jego żonie i go spoliczkował. Przede wszystkim przez to wydarzenie zostanie zapamiętana 94 ceremonia rozdania Oscarów. Ty byłeś naocznym świadkiem tych wydarzeń…
– Jest to ciężko ocenić. Już upłynęło trochę czasu, ale coś mi się wydaje, że jest to reżyserowane. Pamiętajmy, że w Hollywood nic nie dzieje się przypadkowo. Szczerze mówiąc, nie bardzo interesuję się akurat tego typu rzeczami. Jest jasne, że ludzie o tym dyskutują i o to w tym wszystkim chodzi. Wy mnie o to pytacie i mnie to wcale nie dziwi. To dlatego, że to taka rzecz nienaturalna, która na Oscarach wcześniej się nie zdarzyła. Wiadomo, że Akademia walczy o oglądalność swojego produktu, która w ostatnich latach nie jest najlepsza. Ta sprzeczka to takie coś, aby przykuć widza do telewizora. Pomyśli następnym razem, obejrzę te Oscary, bo może ktoś komuś na nich przywali.
Z Anną Dzieduszycką
Jan Pachlowski: – Co Pani zapamięta na całe życie, będąc osobiście na 94 ceremonii rozdania Oscarów?
Anna Dzieduszycka: – Przede wszystkim, że w ogóle tam byłam, że chodziłam po czerwonym dywanie, że czułam te emocje. Widziałam mnóstwo osób, które są sławne na całym świecie. Wcześniej widziałam je na ekranie czy w internecie. Teraz mogłam się z nimi uściskać czy porozmawiać. Wszystko, co tam się działo, było piękne. Cały czas mam wrażenie, że śnię, że zaraz mnie ktoś obudzi. To nasz wspólny ogromny sukces. Dziękuję wszystkim, którzy nas wspierali.
Wielokrotnie podkreślała Pani, że ta gala jest też bardzo wyjątkowa ze względu na wydarzenia w Ukrainie, od których nie da się podczas takich uroczystości uciec…
– Osobiście zdziwiłam się, że podczas samej gali do wojny w Ukrainie nawiązano dopiero w drugiej połowie uroczystości. Była minuta ciszy i pokazano specjalną planszę, na której proszono o pomoc. Mam teraz swoje pięć minut i przy takich wydarzeniach apeluję, błagam: szanujmy się wzajemnie, słuchajmy i proszę, żeby nie było przemocy. Musimy się trzymać razem, kochać i doceniać życie. Dla mnie to jest bardzo bolesne – to, co się teraz dzieje. Myślę o wojnie na Ukrainie czy wcześniej wydarzeniach na białorusko-polskiej granicy. To jest koszmar. Mój sukces nie pozwala mi nawet na chwilę od tego uciec.
Film „Sukienka” zapisał się w historii kina…
– To jest smutny film o smutnym zakończeniu, ale mam nadzieję, że pomaga walczyć ze stereotypami. W Hollywood podziwiali nas za poruszenie ważnych i trudnych tematów. Ten film trochę sprawił, że ludzie, którzy go widzieli, czy w Polsce, czy w USA, zaczęli się trochę bardziej wspierać i nie omijać się. Nie wykluczajmy się, bo ktoś wygląda inaczej. Rozmawiajmy, twórzmy razem, starajmy się zrozumieć. „Sukienka” ma takie przesłanie. Chciałbym, żeby aktorzy niepełnosprawni grali osoby niepełnosprawne, a nie te zdrowe udawały nas. Jeżeli ktoś pomimo swoich problemów czuje i chce w tym uczestniczyć, to musimy mu dawać szansę.
Dziękujemy za rozmowy.
Tekst i zdjęcia: Jan Pachlowski