Sytuacja panująca w Polskim Związku Narciarskim była dominującym tematem dyskusji podczas konferencji prasowej w Warszawie, poświęconej przygotowaniom Zakopanego do konkursu Letniej Grand Prix w skokach narciarskich (27 sierpnia br.).
Zanim doszło do prezentacji przygotowań do Grand Prix dyrektor tej imprezy, a jednocześnie wiceprezes ds. sportowych PZN, Lech Nadarkiewicz odczytał oświadczenie, w którym przedstawił swój osobisty punkt widzenia w sprawie nieprawidłowości w funkcjonowaniu związku.
Nadarkiewicz w ostrych słowach zarzucił byłym pracownikom związku niekompetencję i niegospodarność, a także wykorzystywanie swych stanowisk w celu osiągnięcia osobistych korzyści oraz zagubienie i kradzież dokumentów należących do PZN. Zarzuty dotyczą byłego sekretarza generalnego, dyrektora biura, pracownika marketingu i rzecznika prasowego. Jak podkreślił wiceprezes PZN w wypadku etatowych pracowników Prezydium Zarządu wnioskowało o ich dyscyplinarne zwolnienie, a w przypadku rzecznika o nie przedłużenie umowy.
Zarówno Nadarkiewicz jak i członek zarządu PZN, Andrzej Kozak oraz obecny sekretarz generalny Apoloniusz Tajner nie potrafili określić terminu realizacji wniosków prezydium zarządu podkreślając, że umowy z pracownikami zawierał w imieniu PZN prezes Paweł Włodarczyk i w jego kompetencjach leży ewentualne dyscyplinarne zwolnienie. Włodarczyk zawiesił jednak swą pracę w PZN na początku czerwca br, na skutek oskarżeń o korupcję i nieprawidłowości w gospodarowaniu finansami związku...
Do oświadczenia Nadarkiewicza ustosunkował się oficjalnie sekretarz generalny, Apoloniusz Tajner informując, że jest to prywatna opinia członka zarządu i wiceprezesa PZN, a nie stanowisko związku. "Rozumiem pobudki, którymi kierował się pan Nadarkiewicz - powiedział Tajner. - Pod jego adresem kierowane są zarzuty dotyczące działalności związku, a właściwie byłych pracowników. PZN uważa jednak, że w chwili obecnej jest za wcześnie na zajmowanie stanowiska. Wszystkie sprawy, o których wspomina prezes Nadarkiewicz są analizowane przez biegłych, toczą się postępowania prokuratorskie. Po ich zakończeniu będzie można postawić winnym zarzuty."
Lech Nadarkiewicz złożył także oświadczenie, w którym wyjaśnił obszernie zasady przyznawania organizacji zawodów narciarskiego Pucharu świata akcentując, że zgodnie z tymi zasadami organizatorem jest nie Polski Związek Narciarski lecz Komitet Organizacyjny Pucharu świata. Komitet, który powstał w Zakopanem w 2001 roku, ma osobowość prawną i prowadzi działalność gospodarczą w zakresie organizację krajowych i międzynarodowych imprez sportowych.
Szef komitetu organizacyjnego ujawnił także szczegóły finansowe umowy z Międzynarodową Federacją Narciarską (FIS). Komitet musi między innymi zagwarantować określone kwoty na przeprowadzenie zawodów i nagrody dla zawodników. Suma nagród wynosi 140 tys. franków szwajcarskich, ryczałty za zwrot kosztów podróży i kieszonkowe - około 100 tys. Diety i koszty delegatów FIS - 20 tys. Organizator musi także zapewnić zakwaterowanie z wyżywieniem przez pięć dni dla 180 osób, transport z najbliższego lotniska, transport wewnętrzny, ubezpieczenie imprezy na 3 mln franków, organizacja Biura Prasowego, ochronę itp.
Wyliczone przez Nadarkiewicza koszty rzutują niewątpliwie na ceny biletów, które podczas letniej Grand Prix wynosić będą od 50 zł za miejsca stojące na bocznej trybunie do 120 złotych za miejsce siedzące na głównej trybunie. Płatny będzie także wstęp na kwalifikacje - bilet ulgowy kosztować będzie 10, a normalny - 20 złotych. Trybuny będą natomiast zamknięte dla widzów podczas treningu, co motywowane jest wymogami bezpieczeństwa.
"Postanowiliśmy zmniejszyć liczbę widzów o kolejne dwa tysiące osób - do 26 tysięcy - powiedział Nadarkiewicz - powinno to podnieść komfort i zapewnić wszystkim dobrą widoczność." Dyrektor GP poinformował też, że na stadionie zainstalowany zostanie większy niż w ubiegłym roku telebim, usprawniona zostanie procedura kontroli biletów, a bezkolizyjne przemieszczanie się zawodników zapewnić mają specjalnie skonstruowane mosty, między innymi nad ulicą Bronisława Czecha.
Dyrektor zakopiańskiego COS Andrzej Kozak zapewnił, że skocznia już gotowa jest do zawodów. "Zakończyliśmy budowę nowoczesnych szatni dla zawodników, gotowy jest także domek, który może służyć jako restauracja dla skoczków lub miejsce spotkań kierowników ekip - poinformował Kozak. - Zakończyliśmy także okablowanie całego obiektu. Efektu tych prac nie widać na zewnątrz, ale była to duża i bardzo potrzebna inwestycja."
W zawodach wystartują skoczkowie kilkunastu krajów, w tym oczywiście Polacy z Adamem Małyszem na czele. Z liczących się ekip zabraknie w Zakopanem tylko Japończyków, którzy poinformowali, że koliduje to z ich planami przygotowań do sezonu zimowego.
Dla polskich kibiców największą atrakcją będzie oczywiście występ Adama Małysza, ale Apoloniusz Tajner podkreśla, że start najlepszego polskiego skoczka będzie miał raczej charakter szkoleniowy. "W tym sezonie nie nastawialiśmy się na uzyskanie wysokiej formy na letnią GP - mówi Tajner - Adam skacze coraz lepiej, może uzyskać w Zakopanem dobre rezultaty, ale nie jest to głównym celem sztabu szkoleniowego."