Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 17 listopada 2024 19:28
Reklama KD Market

Pogorszenie sporu polsko-białoruskiego

Warszawa - Następuje eskalacja napięć na linii Polska-Wschód, konkretnie w stosunkach Warszawy z Białorusią i Rosją. Najbardziej napięte jak dotąd są stosunki z Mińskiem.

Ich mechanizm wygląda mniej więcej następująco. Kiedy reżim łukaszenki przykręca śruby i na różny sposób represjonuje działaczy mniejszości polskiej, szturmując ich siedzibę i aresztując czołowych działaczy, politycy w Polsce reagują coraz ostrzejszymi propozycjami. Te z kolei prowokują oskarżenia Mińska, jakoby Polacy otwarcie ingerowali w wewnętrzne sprawy suwerennej Białorusi, a nawet chcieli jej kosztem odzyskać swoje dawne kresy wschodnie.

Zdarzają się też pewne niby pojednawcze sygnały ze strony Mińska. Wiceminister spraw zagranicznych Białorusi Aleksander Michniewicz powiedział, że jego kraj jest gotów do rozmów z Warszawą w sprawie rozwiązania kryzysu w stosunkach dwustronnych. Ale w tym czasie szykanowani są polscy dziennikarze, jak choćby polski fotoreporter Adam Tuchliński, który został nie tylko wydalony z Białorusi, ale także dostał 5letni zakaz wjazdu do tego kraju. Z kolei jakiś "nieznany sprawca" przedziurawił opony zaparkowanego w Grodnie samochodu należącego do Telewizji Polskiej.

Po niedawnej wizycie kandydata na prezydenta RP Donalda Tuska, co reżim łukaszenki uznał za bezprawną próbę podburzania miejscowych Polaków, straż graniczna nie wpuściła na Białoruś czworga eurodeputowanych wywodzących się z jego partii, Platformy Obywatelskiej. Wśród nich był wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego (PE) Jacek Saryusz-Wolski. Ze strażnikami próbował negocjować polski konsul w Grodnie Andrzej Krętowski, tłumacząc, że członkowie delegacji posiadają paszporty dyplomatyczne, ale bez skutku.
Tu oczywiście nie chodzi o literę prawa, a o niechęć białoruskiego reżimu do europeizacji sporu. Wyjaśniając reporterom cel wizyty przed wyjazdem na Białoruś, wiceszef PE Saryusz-Wolski powiedział: "To jest rodzaj misji rekonesansowej.

Chcemy wobec zaistniałej sytuacji na Białorusi, która się zaostrza, przedstawić Parlamentowi Europejskiemu raport, wyzwolić debatę i działania. Chodzi o uruchomienie mechanizmu europejskiej solidarności". Jak powiedział Saryusz-Wolski, spostrzeżenia ze spotkań w Grodnie miały być przedstawione na posiedzeniu komisji spraw zagranicznych PE pod koniec sierpnia w Brukseli. I właśnie takiej "europejskiej solidarności", która wsparła pomarańczową rewolucję na Ukrainie, łukaszenka najbardziej się boi. Za rok odbędą się na Białorusi wybory prezydenckie, a on zawczasu przeforsował ustawę umożliwiającą sobie kolejną kadencję.

Ale taka "europejska solidarność" także niektórym Europejczykom się nie podoba. Uchwałę popierającą wolną Ukrainę przyjęła Unia Europejska po energicznej agitacji polskiego lobby, ale nie brakowało głosów twierdzących, że Zachód nie powinien się mieszać do spraw Wschodu. Wielu unitom bardziej zależało na lukratywnych rosyjskich kontraktach niż na takich abstrakcjach jak "wolność", "suwerenność" czy "pełna niepodległość" dla znajdującej się gdzieś na krańcach Europy Ukrainy.

Nie wiadomo na razie, czy jak i na ile Europa zaangażuje się w sprawę białoruską. Jak na razie, rzecznik przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Josep Borrella szybko oświadczył, że niewpuszczona na Białoruś delegacja nie była delegacją Parlamentu Europejskiego, jedynie delegacją eurodeputowanych należących do frakcji Europejskiej Partii LudowejEuropejskich Demokratów. Zatem przewodniczący PE nie będzie tego incydentu komentował.

łukaszenka wprawdzie nie ma na razie żadnego rywala, który mógłby jemu zagrozić w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, a politycznie niewyrobiony, w większości postsowiecki w swoim myśleniu elektorat białoruski potulnie po raz trzeci wybierze "dobrego wodza", który daje pracę, zarobki i mieszkania. Tym niemniej przez rok wiele może się zmienić, a umiędzynarodowienie konfliktu etnicznego na Białorusi jak i sporu z sąsiednią Polską nie służy reżimowi.

Kroki, do jakich nawołują niektórzy polscy politycy, są na tyle sensacyjne, że zwracają na siebie uwagę mediów (zwłaszcza w sezonie ogórkowym), a po wakacjach, o ile sprawa się nie uspokoi, także zagranicznych polityków. Lider Platformy Obywatelskiej na przykład zaproponował nadawanie polskiego obywatelstwa białoruskim Polakom represjonowanym przez ostatnią europejską dyktaturę. "Polskie obywatelstwo może im zapewnić bezpieczeństwo"  Tusk powiedział na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej.

Od pewnego czasu mówi się też o planach założenia na terenie Polski Radia Wolna Białoruś nadającego niecenzurowane wiadomości dla słuchaczy w sąsiednim kraju. Polska prowadzi rozmowy z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi w sprawie finansowania takiej rozgłośni nadającej z Polski dla Białorusi, ale jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja. Ale już na taki pomysł ostro zareagował białoruski wiceminister łączności Uładzimir Teśluk, który zagroził złożeniem skargi na Polskę do Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego. Gdyby mimo to taka stacja zaczęła nadawać, to nie wyklucza jej zagłuszania.

Kapitał polityczny usiłuje na sprawie białoruskiej zbić Partia Demokratyczna Władysława Frasyniuka, która prawie już wypadła za burtę kampanii wyborczej. Bardzo słabe notowania w sondażach przedwyborczych demokraci (dawniej Unia Wolności Mazowieckiego, Geremka itp.) usiłują zrekompensować, jak to szumnie nazwali, "długofalowym programem wspierania białoruskiej opozycji". W skład tych działań wchodzą koncerty białoruskich artystów, zbieranie podpisów i mobilizowanie opinii publicznej w kraju i za granicą. Ponieważ to środowisko nigdy szczególną miłością do Polonii zagranicznej nie pałało, komunikat w tej sprawie stwierdza: "Chcemy nie tylko wspierać Polonię na Białorusi, bo samo takie działanie może doprowadzić do wzrostu nastrojów ksenofobicznych czy nacjonalistycznych w tym kraju, ale również tamtejsze dążenia i organizacje demokratyczne".

Do najśmielszych bodaj pomysłów należy zgłoszona niedawno przez lidera Ligi Polskich Rodzin, Romana Giertycha koncepcja powołania na terenie Polski "białoruskiego rządu emigracyjnego". Mimo że takie przedsięwzięcie jest mało realne, na pewno przyczyni się do wzrostu zainteresowania całą sprawą światowej opinii publicznej, co nie może nie obchodzić oficjalnego Mińska. Być może dlatego ze strony władz białoruskich widać nieco huśtawkowe podejście do sprawy  raz pojednawczy gest, to znów kontratak.

W atakach i kontratakach przodują kontrolowane przez łukaszenkę media. Ostatnio Białoruska Telewizja w cyklicznym wieczornym programie poświęciła Polsce ponad 20 minut, czyli więcej niż w podobnych reportażach dotychczas. Ponownie oskarżono Polskę o ingerowanie w wewnętrzne sprawy Białorusi na rozkaz USA. Tym razem odwrócono sytuację, oskarżając Polskę o to, że gnębi białoruską mniejszość na Białostocczyźnie.

Jako dowód, telewizja dotarła do mało komu znanej działaczki białoruskiej z Białostocczyzny, która skarżyła się, że w tym roku polskie władze jeszcze nie sfinansowały imprez organizowanych przez mniejszość białoruską. W programie padło też stwierdzenie, że "polscy Białorusini są zaniepokojeni swoją przyszłością, a państwo polskie w warunkach tak zwanej demokracji nie może zapewnić rozwoju mniejszości narodowych".

Białoruskie media obszernie cytowały rosyjskich polityków i politologów, którzy wypowiadali się krytycznie o Polsce w związku z pobiciem dzieci rosyjskich dyplomatów przez grupę chuliganów w Warszawie. Ale kiedy "nieznani sprawcy" pobili dwóch pracowników polskiej ambasady w Moskwie, media białoruskie jakoś nie zwracały się do polskich ekspertów o komentarz.

Tymczasem coraz szersze kręgi zatacza rozpaczliwy apel obalonej przez reżim łukaszenki przywódczyni Związku Polaków na Białorusi, Andżeliki Borys, który także krąży wśród Polonii amerykańskiej  w mediach i w kanałach internetowych. Pani Borys apeluje w nim do braci-Polaków o pomoc, bo w jej kraju siedzą w areszcie działacze ZPnB, których jedynym przestępstwem, jak twierdzi, było to, że czują się Polakami i mają odwagę mówić otwarcie to, co myślą i czują.

Krążą też apele, aby Polonusi w USA protestowali przeciwko antypolskim poczynaniom władz białoruskich do ambasadora Białorusi w Waszyngtonie na adres:
Ambassador
Mikhail Khvostov
Embassy of Belarus
1619 New Hampshire Ave, NW
Washington, DC 20009
Tel. (202) 9861604,
Fax (202) 9861805

Trudno przewidzieć, dokąd to wszystko doprowadzi, ale sprawa napięć w stosunkach Polski ze wschodnimi sąsiadami, zwłaszcza z Białorusią, wygląda na rozwojową. Na pewno nie powiedziano tu ostatniego słowa. Natomiast ostatnie napięcia wywoływane tajemniczymi pobiciami (czterech uczniów rosyjsko-języcznych w Warszawie i dwóch pracowników Ambasady Polskiej w Moskwie) przynajmniej na razie mają charakter bardziej incydentalny. Choć z drugiej strony, nie brakuje obserwatorów uważających, że rozgrywającym w tym wszystkim jest rosyjski prezydent Władimir Putin.

Jednak łukaszenkę, który chciałby kiedyś stanąć na czele samej Rosji, Putin trzyma nieco na dystans. Rozwój Związku Białorusi i Rosji, który miał posłużyć łukaszence za narzędzie do tego celu, został z inicjatywy Kremla celowo spowolniony. Natomiast to, co bezspornie łączy obu przywódców to niechęć do demokratycznego przewrotu na Białorusi. Taki rozwój wydarzeń pozbawiłby łukaszenkę stanowiska, dla Putina zaś stanowiłby kolejne (po Ukrainie) żenujące zmniejszenie się rosyjskiej sfery wpływów.

Robert Strybel

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama