Zbiorowe toalety, brunatna woda, ciasne i prymitywne pokoje, malowanie trawy na zielono – tak wyglądają pierwsze olimpijskie relacje z Soczi. Sportowcy i dziennikarze, którzy zjechali do Rosji z całego świata, szybko na własnej skórze przekonali się z jak specyficznym krajem mają do czynienia.
Wielu zagranicznych gości w Soczi powitał dźwięk strzałów. Nie były to jednak powitalne salwy, lecz odgłosy odstrzeliwania wałęsających się wokół olimpijskich hoteli bezpańskich psów. Zarządzenie „oczyszczenia” miasta wydał ponoć osobiście sam Władimir Putin, głęboko przejęty komfortem gości. O tym, jak bardzo rosyjski prezydent „troszczy się” o sportowców i dziennikarzy przypominają także stojące w hotelowych lobby fotografie polityka. W zdumienie wprawiła gości także brunatna woda, której – jak rodzi hotelowa obsługa – lepiej nie używać do mycia twarzy, a już pod żadnym pozorem nie pić.
Na długiej liście olimpijskich absurdów niewątpliwy prym wiodą toalety. W Internecie znaleźć można dziesiątki zdjęć: zbiorowych toalet bez odrobiny prywatności, pisuarów umożliwiających „zbliżenie” oddającym mocz, toalet, do których nie można wrzucać papieru oraz szczegółowa instrukcja korzystania z WC. Są jednak i takie przybytki, które dają nie tylko prywatność, ale i niesamowite widoki.
Rosjanie zadbali o to, by przybyli goście mogli nawiązać ze sobą bliską więź. W tym celu zamiast 11 zarezerwowanych pokojów, dziennikarze stacji CNN musieli zmieścić się w jednym (pozostałe były w budowie). Wiele sportowych delegacji (m.in. polscy panczeniści) zamiast oczekiwanych jedynek lub dwójek otrzymało trzyosobowe pokoje, o bardzo skromnych gabarytach.
Po chodnikach miasta należy poruszać się slalomem, aby uniknąć niezabezpieczonych studzienek kanalizacyjnych. Rosjanie zadbali za to o względy estetyczne igrzysk – trawa (jak za dawnych czasów) wymalowana została na zielono.
Niezależnie od tego ile medali przywiozą z olimpiady sportowcy, jedno jest pewne: pobyt w Soczi na pewno na długo zapadnie im w pamięci.
(mp)
