Oczy i uszy Gwardii Narodowej pozostaną otwarte na południowej granicy dłużej niż zapowiadano. Jednostki liczące 1 200 żołnierzy miały wycofać się do 30 czerwca, jednak prezydent Barack Obama wystąpił w Kongresie z prośbą o wyasygnowanie dodatkowych 30 mln dolarów i przedłużenie służby gwardzistów przynajmniej do września.
– Odziały wspierające służbę graniczną na południowym zachodzie kraju pozostaną na miejscu – oświadczył we wtorek rzecznik Krajowego Departamentu Bezpieczeństwa (DHS) Matthew Chandler.
Informacje o zaprzestaniu ewakuacji jednostek potwierdza rzecznik biura gubernator Arizony.
Jednak przedstawicie samej Gwardii Narodowej ograniczają się do lakonicznego komentarza, że wstrzymanie ewakuacji wojsk miało pozwolić DHS rozważyć kwestię przedłużenia misji.
Senator z Arizony John McCain twierdzi, że utrzymanie na granicy ograniczonej liczby jednostek to jedyne co rząd może na razie zrobić, ale polityk wraz z senatorem Jonem Kylem przedstawili projekt ustawy przewidującej rozmieszczenie 6 tysięcy gwardzistów na okres pięciu lat kosztem 600 mln dolarów.
W zeszłym roku stacjonowanie na granicy jednego gwardzisty kosztowało podatników 96 tysięcy dolarów, co jest porównywalne z kwotą utrzymania jednego strażnika granicznego, łącznie ze sprzętem.
Dzięki żołnierzom Gwardii Narodowej udało się od lipca zeszłego roku aresztować 6 proc. nielegalnych imigrantów więcej, czyli 17 tysięcy osób, a także przejąć 51 tys. funtów marihuany (2,6 proc. z 2 mln przechwyconych przez przygraniczników).
Dla niektórych polityków takich jak Ted Poe z Teksasu matematyka jest prosta – im więcej żołnierzy, tym lepsze zabezpieczenie granic. Choć w rzeczywistości gwardzistom – pomimo, że mogą nosić broń – nie wolno brać udziału bezpośrednio w akcji z udziałem podejrzanych. Ich rolą jest głównie wypatrywanie próbujących nielegalnie przekroczyć granicę imigrantów czy przemytników.
as