REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorized“Żywioł polski” zorganizował się w Ameryce w roku 1880

“Żywioł polski” zorganizował się w Ameryce w roku 1880

-

Dzieje Polaków w Stanach Zjednoczonych w wieku XIX można dobitnie skontrastować zestawiając ze sobą dwie sytuacje: niemal do połowy tego stulecia składały się na nie losy wcale licznych, wybijających się indywidualności, postaci należących z zasady do świata inteligencji.

To podróżnicy, inżynierowie, naukowcy bądź ludzie pióra, choćby tacy jak Feliks Paweł Wierzbicki, który trafiwszy do Kalifornii, spisał swoje wędrówki po tym stanie i wydał tam w postaci książki, która po dziś jest klasykiem.
Podobnie Aleksander Hołyński, który pracował w tak poszukiwanym wówczas zawodzie jak mierniczy i dzięki temu przemierzył „słoneczny stan” tam i wszerz, trafiając również do Teksasu (i nie omieszkał swojej wiedzy przelać w publikację, wydaną w Brukseli, w roku 1853). Kazimierz Stanisław Gzowski porwał się nie tylko na skonstruowanie mostu nad rwącą Niagarą, położył także wielkie zasługi w stworzeniu sieci kolejowej w tamtej części Stanów i w Kanadzie.

Wszycy oni należeli do politycznej emigracji z Królestwa, po upadku powstania listopadowego. Dramatyczne wydarzenia Wiosny Ludów, a potem powstania styczniowego przyczyniły się tylko do powiększenia nowej fali emigracyjnej w sposób znaczący. Do Ameryki trafił m.in. dyktator powstania krakowskiego z 1846 r., Jan Tyssowski, wywołując swoją osobą liczne kontrowersje w niektórych środowiskach, w jeszcze większym stopniu czynił to uzdolniony, choć skrajny w poglądach, hr. Adam Gurowski.W Nowym Jorku przebywał też Kamil Cyprian Norwid, ale nie zagrzał tu długo miejsca, nie mogąc się zupełnie zaadoptować do warunków i stylu życia w Stanach.

Czas po Wojnie Secesyjnej, a więc druga połowa XIX wieku przynosi sytuację całkowicie odmienną. Emigracja z dawnych terenów Polski (wciąż pod zaborami) dynamicznie zaczęła narastać, niczym tocząca się i nabierająca ciała śniegowa kula, a jej struktura zmieniła się nie do poznania. Zacznijmy od wiele mówiących cyfr statystyki: w roku 1860 w Stanach było zaledwie 30,000 Polaków, w następnym dziesięcioleciu ich liczba wręcz się podwoiła, by osiągnąć już w latach 80. zaskakującą liczbę – pół miliona! W 1890 Polaków był już milion, w r. 1900 dwa miliony, a w 1910 trzy miliony.

Ta tendencja widoczna będzie również po zakończeniu I wojny św., aż do lat 20, kiedy to masowa emigracja z Europy zostanie praktycznie zahamowana za sprawą surowych przepisów ograniczających dalszy napływ ludności.U progu lat 30., w efekcie wybuchu kryzysu ekonomicznego w Ameryce, a nastania niepodległości w kraju, zainteresowanie emigracji zacznie się wręcz odwracać. Daleko więcej Polaków z rodzinami zdecyduje się wtedy na powrót do kraju, niż myśleć będzie o emigrowaniu do Ameryki, a chodzi o ludzkie rzesze liczone już nie w dziesiątkach, a w setkach tysięcy osób. Wciąż, w latach międzywojennych, Polonia amerykańska szacowana będzie na 4 miliony naszych rodaków.

Ciekawy pozostawał także inny fakt: ta wielka fala ludzka, głównie z Małopolski i Wielkopolski, daleko mniejsza z Kongresówki, obejmowała przede wszystkim ubożejące i ekonomicznie dotknięte przez falę przemian uwłaszczeniowych środowiska chłopskie, w obliczu postępujących też represji politycznych. Przywożący ze sobą nader skromny stan posiadania (szacowany na zaledwie 13 dolarów na osobę, na przełomie wieku, podczas gdy Czesi przyjeżdżali tu z dwukrotnie większą ilością „kieszonkowego”, Niemcy czterokrotną, a Anglicy, z reguły z 40-krotną!) nader ostrożnie stawiali pierwsze kroki na nowej ziemi.
Podczas gdy inne nacje odważnie kierowały się od razu w głąb kraju i ruszały na daleki Zachód, wierząc w szanse swojego startu od nowa, Polacy z reguły zatrzymywali się na Wybrzeżu Wschodnim, najwyżej podążali do Pensylwanii bądź Ohio, słynnych wówczas z otwartego rynku pracy w przemyśle ciężkim, traktując już Mid West, czyli Detroit, Chicago, Indianę za cel ostateczny.Wszystko to zdefiniowało charakter i styl życia ówczesnego „żywiołu polskiego”, który kurczowo trzymał się swoich i nie myślał o żadnym indywidualnym „podbijaniu Ameryki”.

Uderzająca cecha grupy tamtych polskich emigrantów stało się tylko dalsze powiększanie istniejących już skupisk, najchętniej przy ustabilizowanych już kościołach parafialnych, w tradycyjnych dzielnicach, utworzonych przez poprzedników. Właśnie parafia polska okaże się typową formacją, wokół której rozwijąc się będzie z końcem XIX wieku w Ameryce całe życie napływowej społeczności. Kościoły polskie, budowane wtedy wręcz w zdumiewającej liczbie, staną się „fortecami polskości”. Nie tylko centrum życia religijnego, życiowego poradnictwa, także edukacyjnej, kulturalnej, a z czasem i politycznej działalności całej grupy. Nie trzeba dodawać, że w tej sytuacji naturalnymi liderami polskich środowisk emigracyjnych stali się księża, na których pomoc i wsparcie w ogromnym stopniu liczyli nowo przybyli. Przykład osady Panna Maria w Teksasie (i szeregu jej podobnych), w której inicjatorem przyjazdu i przywódcą emigrantów po ich przybyciu był ich duszpasterz, ilustrował doskonale ten wzór.

Przejście ogromnych polskich mas emigracyjnych pod skrzydła tutejszego kościoła dał w ręce działających wśród nowo przybyłych zakonów, księży zmartwychwstańców czy chrystusowców, niespotykaną wcześniej władzę i publiczny autorytet. Praktycznie cała struktura środowisk emigranckich w drugiej połowie i z końcem XIX wieku opierać się zacznie na rosnących jak grzyby polskich parafiach. W roku 1870 wymienia się 17 takich placówek, w dziesięć lat potem będzie ich już 75, w 1890 mówi się wręcz o 170, zaś w roku 1900 o 390! W nowym stuleciu będzie działać już 500 polskich kościołów, ale po I wojnie światowej będzie ich wręcz 800!

Wszystko to dokonywać się pocznie w zasadniczym kontraście do niedawnej jeszcze tradycji życia patriotycznego całej grupy, której ton nadawali (co najmniej do połowy tamtego stulecia) emisariusze krajowych stronnictw politycznych, bądź ich wyznaczeni reprezentanci (tacy jak Henryk Kałusowski, reprezentujący rząd powstańczy w Warszawie), a więc inteligencja patriotyczna, pochłonięta głównie pasją mobilizowania pomocy zza Oceanu dla krajowych struktur podziemnych i militarnych, a w konsekwencji, kolejnych zrywów powstańczych.

Model ten widzimy na przykładach pierwszych polskich organizacji i gazet, jakie starały się nadać ton emocjom rodaków, żyjących w Ameryce w pierwszej połowie XIX stulecia. Za pierwszą narodową organizację polską w Stanach Zjednoczonych uchodzi założone w marcu 1842 r. w Nowym Jorku „Stowarzyszenie Polaków w Ameryce”, którego inicjatorami byli uczestnicy powstania listopadowego na emigracji : W Lange, Henryk Pajecki i Henryk Kałusowski. Za swój cel stawiali oni „braterstwo i wzajemną pomoc”, ale rychło, publikując polityczne broszury i organizując obchody rocznicy powstania, ujawnili sens podjętej działalności. Zmierzali do powszechnego pozyskania sympatii dla sprawy polskiej i zmobilizowania pomocy dla przyszłych inicjatyw, na które nie trzeba było długo czekać.

W dziesięć lat później wielu z tamtych aktywistów znajdujemy w składzie kolejnej formacji, jaką było „Towarzystwo Demokratyczne Wygnańców Polskich w Ameryce”, z którym związany był zarówno Henryk Kałusowski, Paweł Sobolewski, jak i Ludwik Żychliński. Ich swoistym organem stały się „Echa z Polski”, własne czasopismo mające informować „rozsypanych po całym obszarze Ameryki emigrantów” o „wypadkach w dalekiej ojczyźnie”, co służyć miało także ich mobilizacji w przypadku zbiórek pieniężnych. Działali oni w pełnym porozumieniu z rządem powstańczym w r.1863, ale fakt, iż w tym samym czasie Ameryka rozdarta była Wojną Secesyjną zdecydowanie utrudniał im skuteczniejsze oddziaływanie na społeczeństwo tego kraju, poza własnymi emigrantami.

Rezultaty tamtych prób i poczynań zaczną być bardziej widoczne w następnych dekadach, kiedy to polska emigracja liczebnie się wzmocni, a także zakorzeni w szeregu środowisk w Stanach Zj. Kiedy narodzi się w Chicago, w r.1866 „Gmina Polska”, z aspiracjami stania się „ogólną organizacją polityczną uchodźstwa polskiego w Ameryce”, Polacy stanowili także pewną siłę w Michigan (Parisville pod Detroit), w kilku osadach stanu Wisconsin (Milwaukee, Pine Creek) nie mówiąc o Teksasie, gdzie ilość polskich osad wzrosła do kilku (Panna Maria, Częstochowa,Kościuszko, Św. Jadwiga), zaś w Chicago powstała wtedy pierwsza zwarta organizacja przy parafii pod wezwaniem św. Stanisława Kostki. Ich założenia i inicjatywy promował powstały wtedy „Orzeł Polski”, wydawany w miejscowości Waszyngton, w stanie Missouri od lutego 1870 r., a po jego zniknięciu misje podjęła w 1873 r. publikowana w Chicago przez Władysława Dyniewicza „Gazeta Polska”.

Hasłem dnia stało się rozpowszechnienie idei patriotycznej wśród rodaków, ustalenie ich miejsc pobytu i nawiązanie bliższych kontaktów. „Zjednoczeni staniemy się silni” marzył Dyniewicz.”Pojedyncze towarzystwa oddziaływują tylko każde na siebie i za siebie, lecz jako ogół, jako naród polski niegdyś silny i potężny, nie przedstawiamy się na równi z innymi, także tu osiadłymi narodami. A przecież starać się powinniśmy najusilniej, aby innym narodom w tym dorównać, by im w Ameryce całej dokazać, że przedstawiamy tutaj społeczeństwo amerykańskie, podobnie jak Niemcy, Ajrysze (Irlandczycy) i inni.”

Dojrzewała nieuchronnie chwila konfrontacji dwóch sił w środowiskach Polonii Amerykańskiej, w dalszej walce o przewodnictwo i rząd dusz. Pierwszy ruch należał do patriotycznej inteligencji polskiej w Nowym Jorku, a potem w Chicago, która traktowała emigrację do Stanów Zj. jako etap przejściowy w nieustannej walce o wskrzeszenie Polski niepodległej. Inaczej rozumowały środowiska kościelne, zwłaszcza misyjne zakony zmartwychwstańców i chrystusowców, pojmujące swoje zadanie jako ułatwianie masom emigrantów z ziem polskich asymilację w Ameryce, zakorzenienie się w nowym kraju i społeczeństwie, bez utraty wiary ojców i fundamentalnej tożsamości polskiej.

Odpowiedź z ich strony nadeszła bez dalszej zwłoki: z początkiem 1873 r. triumwirat trzech nader ambitnych duchownych z Chicago (ks. Jan Barzyński wespół z ks.Piotrem Kiołbassą) a także Detroit (ks. Teodor Gieryk) rzucili hasło powołania katolickiej organizacji polskiej (Zjednoczenia Polskiego Rzymsko – Katolickiego w Ameryce) i natychmiast pochwalić się mogli zachęcającym odzewem: 360 członków i szereg polskich towarzystw poparło nowy projekt. Ks. Barzyński swoje idee propagował na łamach „Pielgrzyma”, a następnie „Gazety Katolickiej”, postulując utworzenie systemu polskiej edukacji ponadpodstawowej w oparciu o sieć polskich parafii, na co w końcu nadejdzie czas. Zjednoczenie mówiło także o zamiarach otwarcia polskich szpitali i placówek dobroczynnych, co już, jak się rychło okazało, stanowiło marzenie, nie poparte zupełnie potrzebnymi na to środkami.

Natomiast niewątpliwym sukcesem okazało się uzyskanie zgody i poparcia Watykanu dla idei utworzenia w Detroit polskiego seminarium duchownego (potem przeniesionego do Orchard Lake), które stało się faktem, ale dopiero w r.1885. ZPRK ostentacyjnie odrzucało udział nie-katolików w życiu Polonii i dystansowało się nawet od patriotycznego programu organizacji popowstańczych, co rychło doprowadzi do serii otwartych konfliktów. Ks. Barzyński organizował wszelkie manifestacje sam, najczęściej jako konkurencje dla pozostałych, zaś obsesyjne rzucanie podejrzeń o tolerowanie bądź wspieranie „socjalistów i anarchistów” przez stowarzyszenia, które dopuszczały innych członków niż katolicy, z czasem doprowadzi wręcz do gorszącej „świętej wojny” pomiędzy konkurencyjnymi organizacjami polskimi w Ameryce, co nie służyło dobrze głównej sprawie.

Dwa nurty działalności Polonii i coraz bardziej rozbieżne programy dotyczące celu pobytu Polaków w Stanach, stały się rzeczywistością z chwilą, kiedy „patrioci” zdobyli się w końcu na utworzenie masowej, ogólnoamerykańskiej organizacji, głoszącej wprost w swoim programie, że ich zasadniczym celem jest odzyskanie niepodległości Polski w Europie („wszelkimi prawem dozwolonymi środkami”), a tymczasem stawiają na zapewnienie rodakom w Ameryce “odpowiedniego rozwoju moralnego, intelektualnego, ekonomicznego i obywatelskiego” przy zachowaniu „tradycji i języka ich ojców”.

Zaczęło się to od dramatycznego listu otwartego, jaki skierował do wszystkich Polaków, znajdujących się w Ameryce w jesieni 1879 r., członek rządu powstańczego przebywający na wygnaniu w Rappersvillu, Agaton Giller. W liście tym, opublikowanym na łamach „Gazety Polskiej” w Chicago, Giller grzmiał: „Piszą, że emigracja dogorywa, że się kończy – a oto pół miliona Polaków znajduje się w samych Stanach Zjednoczonych! Tak licznej emigracji jeszcześmy nigdy nie mieli. (…) Ponieważ więc emigracja jest i stanowi siłę wielką, powinno więc być zadaniem dobrze zrozumianego patriotyzmu, tak nią pokierować, ażeby sprawa ojczyzny największy z niej pożytek odnieść mogła”. List trafił na podatny grunt i stan ducha w Stanach. Grono pięciu patriotycznych działaczy z Filadelfii podjęło w lutym 1880 decyzję o założeniu Związku Narodowego Polskiego, podchwytując cały wątek listu Gillera, i zwróciło się do polskich towarzystw patriotycznych w Ameryce z płomienną odezwą. Pisali tam:

„Bracia rodacy, zapraszamy Was do dzieła wspólnego, organizacji wychodźstwa w Ameryce. Mamy tu punkt oparcia, mamy wolność stowarzyszania, prasy i mowy, mamy liczbę. Ale brak nam siły, bo jesteśmy jak ziarenka prochu rozsypane po powierzchni ziemi. Zebrane w kupę, wsypane do miny, ziarnka te stworzą siłę, co góry rozsadza. W rozsypce, w osamotnieniu jesteśmy niczym, niezdolni poradzić sobie sami ani pomóc Krajowi. Zebrani i zorganizowani w potężny Związek nie tylko udźwigniemy sami siebie moralnie i materialnie – ale utworzymy potężną siłę, której będziemy mogli użyć dla dobra Ojczyzny. Co najważniejsze, utworzymy w opinii publicznej, która dziś jest mocniejsza od dział i bagnetów, opinii opartej na zasadach wolności, równości i braterstwa, opinii co jest sumieniem narodów, a która jak cień Banka przejmie dreszczem ukoronowanych zbrodniarzy…”.

W odpowiedzi na to jeszcze tego samego roku akces do Związku Narodowego Polskiego zgłosiło 18 towarzystw „od Oceanu do Oceanu”: a więc ZNP w Filadelfii, Gmina Polska w Chicago, Gwardia Kościuszki z Nanticoke w Pensylwanii, Towarzystwo Bratnia Pomoc z Grand Rapids w Michigan, Towarzystwo Bratniej Pomocy z Chicago, Towarzystwo Harmonia z tegoż miasta, Klub Polski, jw., Towarzystwo Św. Jerzego z Shenandoah w Pensylwanii, Towarzystwo Polskie z San Francisco, Gwardia Kościuszki z Milwaukee w Wisconsin, Towarzystwo Pułaskiego z Brooklynu, Towarzystwo Opieka z Nowego Jorku, Gwardia Pułaskiego z Northheim w Wisconsin, Towarzystwo Polskie Narodowe z La Crosse w tymże stanie.

Początek zjednoczenia wszystkich pragnących nade wszystko działać na rzecz odrodzenia ich Ojczyzny, Polaków w Stanach, stał się w końcu faktem. Kto mógł przypuszczać wtedy, że dzięki wspólnemu frontowi to oni będą mogli, za lat dwadzieścia, przyjść z moralną i finansową pomocą dzieciom polskim we Wrześni, że szesnaście lat potem słuchać będą płomiennego wezwania Ignacego Jana Paderewskiego do czynu zbrojnego, a w następnym już roku rozpoczną realną, masową rekrutację do Armii Błękitnej, której to formacje walczyć będą na zachodnim froncie we Francji. I tylko w rok później, w Wersalu, położone zostaną podwaliny pod odrodzenie Polski w Europie, o czym mówił proroczo statut Związku Narodowego Polskiego z 1880 roku.
Wojciech A. Wierzewski

REKLAMA

2090709263 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

2090709566 views

REKLAMA

2092506026 views

REKLAMA

2090709849 views

REKLAMA

2090709996 views

REKLAMA

2090710140 views