REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaUncategorizedZ cyklu: "Mój American Dream"

Z cyklu: "Mój American Dream"

-

Samo życie…

REKLAMA

O Ameryce nigdy nie marzyłam. Przyjechałam tu pod koniec lat 70. trochę pod przymusem mojej matki, która siedziała tu już parę ładnych lat. Wolę myśleć, że marzyła o Ameryce niż podejrzewać, że od nas uciekła. Wyjechała, gdy miałam 16 lat, w czasie gdy dziewczyna najbardziej paotrzebuje bliskości i rad matki. Przechwalała się jedzeniem truskawek i świeżych warzyw zimą, przysyłała fotografie przed zadbanymi domkami i grupowe fotki znad jeziora. Kolorowe, amerykańskie.

 

Nas nie rozpieszczała. Raz na wiele miesięcy przysłała jakąś paczkę z kuponem materiału lub ciuchami. Często nie wiedziałyśmy, co z tym robić. Jej listy stawały się coraz bardziej oschłe, prawie wrogie. Po latach okazało się, że dalsza rodzina i usłużni sąsiedzi, licząc na “amerykańską nagrodę”, uprzejmie zawiadamiali, co “wyprawiają” jej córki. Matka słuchała. Nam nic nie mówila i o nic nie pytała. Domyślam się, że już wiedziała, że nie wróci do kraju. Ploty usprawiedliwiały decyzję o pozostaniu tu i pozostawieniu nas tam. Bo niby do czego wracać? Do “rozwydrzonych dziewuch” i męża pijaka? Nie pisała, co robi, jak mieszka.

 

Do dziś nie pojmuję magnetycznej siły tego kraju. Przez te wszystkie lata matka była na służbie albo sprzątała. Po godzinach brała do domu szycie. Mieszkała bardzo skromnie w nie najlepszej dzielnicy i gromadziła pieniądze.

 

Dzień po moim przylocie z Polski zabrała mnie do swego kościoła. Chmara ludzi ze współczującymi uśmiechami na buziach zaczęła mnie obściskiwać, jak kogoś, komu udało się wyrwać z piekła. Czułam się nieswojo. Nie byłam przyzwyczajona do takiej wylewności. Zgłupiałam, gdy zaczęli zwracać się do mnie per siostro.

 

Wyszłam na zewnątrz zapalić papierosa. Wszystkie buziaki zastygły, a w oczach “sióstr i braci” pojawił się wyraz potępienia. Na twarzy mamy wykwitło przerażenie. Nie spostrzegła, że byłam już dorosłą kobietą, z własnymi upodobaniami, przyzwyczajeniami. I nałogiem palenia. Jak widać, spotkanie ze środowiskiem matki nie wypadło najlepiej.

 

Nikt z tych ludzi nie wiedział co robić, by człowiekowi działo się lepiej. Kazano mi się cieszyć,  że 3 dni po moim przyjeździe załatwiono mi robotę w fabryce, gdzie pracowało dużo Polek, nauczycielki, pielęgniarki… Wszystkie harowały w pocie czoła. Bały się wyjść do łazienki przed przerwą. Na uwagę, że zwariuję pracując na linii, usłyszałam wściekłe “co się tak wywyższasz, żadna praca nie hańbi, bądź zadowolona, że masz robotę”. Każda zachowywała się jak ktoś, kto musi szybko zarobić przed powrotem do kraju. A przecież wszystkie miały stały pobyt. Ku ich rozpaczy i mojemu szczęściu kilka miesięcy później fabrykę przeniesiono do Meksyku. Wtedy też postanowiłam, że muszę coś ze sobą zrobić.

 

Zaczęłam od nauki angielskiego. Biegałam od jednych bezpłatnych kursów na drugie, gdzie częściej niż nauka odbywały się targi pracy i poszukiwanie partnera. Wreszcie znalazłam dobrą szkołę. Trzeba było słono zapłacić. Mamie nie przyszło do głowy, żeby mi pomóc. Pewnie uważała to za zbędny luksus, skoro tyle lat dawała sobie radę bez języka. Zresztą nie była pewna, czy tu zostanę, więc po co miała wydawać ciężko zarobione pieniądze.

 

Nie wyjechałam. Głównie dlatego, że nie miałam na bilet.

 

Po półrocznym kursie poszłam do college. Powoli zaczęłam tu wsiąkać. Znalazłam pracę w śródmieściu. Kilka lat później pojechałam do Polski. Niby było fajnie, ale jakoś inaczej. Dla znajomych stałam się tak samo obca, jak matka dla mnie na początku mego amerykańskiego życia. Zauważyłam, że nikt nie chce wierzyć w tutejszą rzeczywistość. Fakt, że przez cały rok wszystkich stać na świeże owoce, brano za dobrobyt. Wszyscy byli przekonani, że Amerykanie żyją w luksusie i jeżdżą pięknymi samochodami. Życie płynie gładko i beztrosko. Nie wierzono mi, że prawie nikogo nie stać na kupno domu za gotówkę.

 

Zrozumiałam, że większość Polaków żyje marzeniem o Ameryce.

 

Wróciłam do Chicago.

 

Potem było normalnie. Małżeństwo, dzieci, rachunki. I do dziś nie mam pewności, czy dobrze zrobiłam. Ciągle mam podzielną świadomość. Ni to Amerykanka, ni Polka. Nie jest mi źle, jest mi na pewno wygodniej i łatwiej niż w Polsce, a przecież po tylu latach nie całkiem w domu. Zresztą kto wie? Tam też nastąpiły ogromne zmiany. Gdybym w Polsce włożyła w układanie swojej przyszłości tyle wysiłku co tu, to pewnie byłoby mi tak samo, a może nawet lepiej?

 

Gdyby mi przyszło wybierać, to wiem, że wybiorę Amerykę, a to dlatego, że tu urodziły się i wychowały moje dzieci. I tu mamy wspólne wspomnienia, do których chętnie wracamy. A to się chyba najbardziej liczy.

 

Kasia B.

(Nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

REKLAMA

2090741736 views

REKLAMA

2090742036 views

REKLAMA

2092538496 views

REKLAMA

2090742319 views

REKLAMA

2090742465 views

REKLAMA

2090742609 views