W czwartek rano nasłynnym Las Vegas Strip rozegrała się scena niczym z filmu „Die Hard”… z jednym wyjątkiem. Troje ludzi naprawdę straciło życie, a sześcioro innych odniosło obrażenia, gdy ktoś jadący czarnym range roverem otworzył ogień do maserati, który uderzył w taksówkę. Taksówka stanęła w płomieniach. Policja wierzy, że awantura, jaka rozegrała się wcześnej w hotelu była przyczyną ataku w samym centrum Las Vegas Strip przy bulwarze Las Vegas i Flamingo Road, gdzie mieszczą się największe hotele-kasyna, w tym Bellagio, Caesars Palace i Bally´s.
Zginął kierowca i posażer taksówki oraz kierowca maserati. Jego pasażer został postrzelony. Na taksówkę wpadły inne samochody. W rezultacie kilka osób odniosło obrażenia.
Kierowca range rovera zbiegł z miejsca wypadku. Policja skontaktowała się z organami ścigania z trzech sąsiadujących z Newadą stanów. Wszczęto pościg.
Był to ostatni z krwawych incydentów, jakie w Las Vegas miały miejsce w nowym roku. 6 lutego dwoje ludzi zostało śmiertelnie postrzelonych na hotelowym parkingu. W sobotę turysta zginął od pchnięć nożem w windzie hotelu Mandalay Bay.
Rzecznik departamentu turystyki w Las Vegas, Jeremy Handel, wydał oświadczenie, w którym zapewnia, że ostatnie incydenty są rzadkimi przypadkami w mieście uchodzącym za jedno z najbardziej bezpiecznych na świecie.
(HP – eg)