Administracja prezydenta Baracka Obamy deportowała rekordowo dużą liczbę nielegalnych imigrantów i rozszerzyła kontrolę nad biznesami, które wbrew federalnym zakazom zatrudniają nieudokumentowanych pracowników.
Agencja Immigration and Customs Enforcement (ICE) spodziewa się, że w tym roku fiskalnym (który kończy się w październiku) liczba deportowanych dojdzie do 400 tys., blisko 10% więcej niż za administracji prez. Busha w 2008 roku i o 25% więcej niż w 2007. Od ostatniego roku prezydentury Busha czterokrotnie wzrosły kontrole zatrudnienia w prywatnych kompaniach.
Wszystko to składa się na większy projekt Obamy, który dąży do tego, by imigracyjne prawo federalne było ściśle przestrzegane. Projekt częściowo został opracowany z nadzieją zachęcenia republikanów do poparcia reformy imigracyjnej. Misja ta jest jednak trudna i politycznie niebezpieczna.
Obama jest krytykowany przez wrogów nielegalnych imigrantów, którzy zarzucają administracji niedostateczną ochronę granic. Z kolei zwolennicy reformy są rozczarowani, że Obama nie spełnia kampanijnej obietnicy o poprawie sytuacji 11 milionów nielegalnych imigrantów. Prezydent wysłał dodatkowe oddziały do strzeżenia granicy z Meksykiem, lecz uważa, że umocnienie granic nie przyniesie rozwiązania problemu.
W memorandum z 30 czerwca dyrektor ICE, John Morton, instruował personel, że ma się skupić głównie na osobach, które popełniły przestępstwo wielokrotnie naruszały prawo lub kilkakrotnie zostały złapane na nielegalnym przekraczaniu granicy. Rodzice i opiekunowie dzieci mogą być zatrzymywani tylko w wyjątkowych przypadkach.
400,000 ludzi, którzy zostaną deportowani lub wyjadą dobrowolnie, to maksymalna liczba spraw, jaką obciążone sądy imigracyjne są w stanie przerobić w ciągu roku.
Administracja Obamy wstrzymała najazdy na miejsca pracy i skierowała większą uwagę na pracodawców, podejrzanych o zatrudnianie nielegalnych.
W ramach programu Secure Communities oficerowie pobierają odciski palców osób, które znalazły się w areszcie lub więzieniach, po to, by zidentyfikować ludzi podlegających deportacji. W ten sposób zidentyfikowano 240,000 nielegalnych imigrantów skazanych za przestępstwo. 30,000 odesłano do rodzinnego kraju. W liczbie tej znajdowało się 8,600 osób osadzonych w więzieniach za ciężkie przestępstwa, jak gwałt, handel narkotykami, czy napaść z bronią w ręku.
„Ci, którzy nie wychylają się i nie wchodzą nikomu w drogę, nie ponoszą odpowiedzialności za federalne przestępstwo, jakim jest nielegalne przekroczenie granicy”, ubolewa Mark Krikorian, zwolennik zaostrzenia prawa imigracyjnego z konserwatywnego Center for Immigration Studies. Identyczną opinię wyraził republikanin z Kentucky kongr. Hal Rogers, który jest zdania, że to, co w tym zakresie robi rząd jest niczym więcej niż „selektywną amnestią”.
Liberałowie narzekają, że agenci imigracyjni nadal aresztują nielegalnych imigrantów, którzy całkowicie podporządkowali się tutejszym prawom. W rezultacie dochodzi do rozbijania rodzin i szkodzenia biznesom.
Ekspert z postępowego Center for American Progress, Marshall Fitz, podkreśla, iż zmiana polityki na najwyższym szczeblu nie oznacza automatycznych zmian w agencjach odpowiedzialnych za ściganie nielegalnych.
(WP – eg)