Ekonomia poważnie ucierpi, jeżeli Kongres nie autoryzuje dodatkowych świadczeń dla bezrobotnych.
Zach Pandl z Nomura Securities International szacuje, że bez przedłużonych świadczeń dla 5 milionów osób, przebywających na długotrwałym bezrobociu, przyrost gospodarki spadnie do 0.4%. „Wiemy co nieco o wpływie takiej decyzji, bo już przeszliśmy jedną lekcję”, mówi Pandl.
Latem Kongres stracił 2 miesiące na debatę nad reautoryzacją świadczeń, które przestano wypłacać 2.5 milionom ludzi. W grupie tej znalazła się 52-letnia Lori Hancock. Kobieta straciła zatrudnienie w listopadzie 2008 roku.
Każdego tygodnia składała 20-30 podań o pracę. W czerwcu i lipcu nie dostała czeków. Zaczęła zalegać ze spłatami rat za samochód. Ostatecznie znalazła zatrudnienie, lecz po dwóch tygodniach odebrano jej samochód. Bez środka transportu nie miała jak dojeżdżać. Znów straciła pracę. „Gdyby Kongres nie wstrzymał wypłat świadczeń, do dziś miałabym samochód i pracę. W takiej sytuacji może znaleźć się każdy”, pisze Hancock na stronie internetowej National Employment Law Project (NELP).
Według szacunków NELP to, co zdarzyło się Lori Hancock, pod koniec roku zdarzyć się może dwóm milionom innych ludzi, jeśli Kongres nie reautoryzuje świadczeń przed 30 listopada.
Kilku ekonomistów, w rozmowie z agencją medialną Bloomberga, wyraziło pewność, że Kongres nic w tej sprawie nie zrobi. Bez świadczeń wydatki konsumenta spadną o 0.5% ($50 miliardów).
Po powrocie z przerwy Kongres wznowi sesje w przyszłym tygodniu. Istnieje możliwość, że po zakończeniu obrad według wcześniej ustalonego planu, senaccy demokraci będą domagać się reautoryzacji świadczeń. Przypuszcza się, że republikanie zablokują ustawę, jeśli wydatki na ten cel nie będą zrównoważone cięciami na inne programy lub podwyżką podatków.
(HP – eg)
