Piłkarze Chicago Fire w drugiej kolejce ligi MLS w obecności prawie 26 tysięcy widzów bezbramkowo zremisowali na Soldier Field z Orlando City SC. Tylko raz w historii klubu mecz otwarcia sezonu cieszył się większą frekwencją. Szkoda, że zabrakło bramek. Emocji i dobrego poziomu też było nie za dużo.
Wysoka frekwencja nie dziwi, wszak była okazja sprawdzić, czy Xherdan Shaqiri oczaruje tak, jak to w przeszłości robił, grając w Bayernie, Liverpoolu i reprezentacji Szwajcarii. Czy Kacper Przybyłko potwierdzi skuteczność prezentowaną w Philadelphia Union, a 17-letni Gabriel Slonina udowodni, że powołanie go do reprezentacji USA nie było tylko zabiegiem mającym powstrzymać go przed zapędami grania w polskiej drużynie narodowej.
Shaqiri, podobnie jak tydzień temu w bezbramkowym meczu z Interem Miami niczym specjalnym się nie wyróżnił. Przybyłko miał jedną szansę do zdobycia bramki, ale jego strzał głową w 85 min został obroniony, Słonina natomiast w całym meczu nie miał ani jednej okazji do zademonstrowania swoich umiejętności. Wprawdzie w 73 minucie po strzale Juniora Urso i rykoszecie jednego z obrońców Fire przyszło mu wyjmować piłkę z siatki, ale na szczęście po obejrzeniu powtórki sędzia dopatrzył się wcześniejszego zagrania ręką i gola nie uznał.
Oprócz tych dwóch wspomnianych sytuacji godną odnotowania była jeszcze ta z 18. minuty, kiedy “podkręcony” strzał Stanislava Iwanowa bramkarz z największym trudem obronił.
Później już nic szczególnego się nie wydarzyło, za wyjątkiem złośliwych fauli, po których sędzia pokazał pięć żółtych kartek dla gospodarzy i dwie dla gości.
Za tydzień “Strażacy” staną przed kolejną szansę odniesienia pierwszego zwycięstwa i zdobycia inauguracyjnego gola. Tym razem w Waszyngtonie z miejscowymi DC United. Nie będzie to jednak wcale takie proste, biorąc pod uwagę pozycję obu zespołów w tabeli Konferencji Wschodniej. Fire z dorobkiem dwóch punktów zajmują ósme miejsce, ich rywal z sześcioma oczkami ustępuje liderowi New York Red Bulls tylko gorszym bilansem bramek.
Dariusz Cisowski
