REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaPod płaszczykiem Pierwszej Komunii atak na religię

Pod płaszczykiem Pierwszej Komunii atak na religię

-

Warszawa – Miesiąc maj jest okresem ważnych uroczystości religijnych. Jest dzień św. Józefa Robotnika, święto Matki Boskiej Królowej Polski, są nabożeństwa majowe a w tym roku wyjątkowo także Boże Ciało. Tradycyjnie w maju odbywają się także Pierwsze Komunie święte. Tak o tych ostatnich uroczystościach napisała niedawno znana publicystka, z której wypowiedzi zacytuję kilka fragmentów.

„Maj – miesiącem komunii, a w związku z tym, idealnym polem do obserwacji natury polskiego katolicyzmu – pisze publicystka w jednym z portali internetowych. – Dzieci wożone są na wielogodzinne przygotowania, rodziny zapożyczają się (w końcu jest komunijny kredyt), sprzątają kościół i okolice, zbierają pieniądze na kwiaty i prezenty. (…) Dzieci przedkomunijne mają wyuczyć się na pamięć odpowiedzi na sto pytań, których treści najczęściej nie rozumieją i wartości nie cenią, np. czym jest sakrament?, czym różni się wiara w Boga od miłości do Boga? Chodzi nawet o zrozumienie problemów, czy aktywne ćwiczenie pamięci. Chodzi o rytuał i świadectwo przynależności do wspólnoty wiernych niemyślących”.

Autorka kończy swe refleksje apelem o lepsze poznanie Pisma Świętego. Jak twierdzi, „znajomość Biblii przydaje się każdemu wykształconemu człowiekowi, chociażby po to, by wystrzegać się faryzeuszy, hipokryzji, nie być posłusznym prowincjonalnym złotym cielcom, wiedzieć, że to szabat dla człowieka a nie człowiek dla szabatu i że Jezus Chrystus przyszedł na świat nie po to, by zwiększyć bogactwo Kościoła, lecz by wypełnić świat miłością. Ale co tam Jezus! Co tam miłość! Alleluja i do przodu!”

W wielu punktach powyższe krytyczne uwagi zbieżne są z poglądami wielu katolików polskich, a przywoływanie złotego cielca mogłoby wskazywać na nadmierny materializm, jaki obecnie wkrada się do naszego życia, w tym także religijnego. Nie od dziś krytykuje się coraz większą „prezentomanię” otaczającą obecne uroczystości pierwszokomunijne.

Zamiast niegdyś tradycyjnego medalika czy krzyżyka od rodziców chrzestnych, Pisma Świętego, czy innego drobnego upominku, dziś coraz częściej daje się oprócz podarków pieniężnych cyfrowe aparaty fotograficzne, telewizorki, komputery typu laptop, drogie rowery górskie z przerzutkami, odtwarzacze MP3 czy wyszukane telefony komórkowe. Rynek zalewają różne dawniej niespotykane pamiątki pierwszokomunijne, pamiątkowe karnety, specjalne pudełka na prezenty i inne gadżety z wizerunkiem hostii czy kielicha. Firma warszawska wynajmująca do ślubów wydłużone, białe limuzyny marki Lincoln informuje, że coraz częściej rodzice zamawiają takie pojazdy dla dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii. Szacuje się, że Polacy obecnie wydają ponad pół miliarda złotych na pierwsze komunie: stroje, kwiaty, prezenty, bankiety i inne związane z tym wydatki.

Dzieje się tak głównie z winy rodziców, którzy ulegają reklamie i – zgodnie z niezbyt chlubnym polskim zwyczajem – uważają, że muszą się postawić, aby ich krewni i sąsiedzi nie obgadali. Bardzo często księża apelują o to, by kosztowna oprawa nie przesłoniła dzieciom istoty sakramentu. Proponują m.in. jednakowe białe szaty (alby) dla wszystkich dzieci, aby uroczystość nie przerodziła się w rewię mody. Zachęcają rodziców do przygotowania bezalkoholowego rodzinnego obiadu. Nawet powstała propozycja dawania dzieciom pierwszokomunijnym prezentów na tydzień przed Pierwszą Komunią, aby do wielkiego dnia nieco już spowszedniały. W przeciwnym razie dziewięciolatków podczas mszy komunijnej może bardziej interesować, co kto dostanie, aniżeli przeżycie religijne, które ich czeka.

Wspomniany na wstępie artykuł pierwszokomunijny o tym wszystkim jednak milczał, bo jego celem nie była troska o młodych katolików i wyższy poziom ich duchowości. Służył jedynie jako pretekst do kolejnego ataku na Kościół, religię i ludzi wierzących. Te krytyczne uwagi bowiem wyszły spod pióra jednej z czołowych antyklerykałek III RP, wojującej feministce, która nie od dziś atakuje, dyskredytuje, podważa i ośmiesza wszystko co polskie i katolickie.
Oto parę dodatkowych uwag, jakie pani profesor etyki Magdalena Środa napisała w swym artykule zatytułowanym „Grzechy katolicyzmu”: „Polacy są narodem nieufnym, podejrzliwym, zamkniętym w obrębie rodzin, o bardzo niskim kapitale społecznym, zerowej aktywności lokalnej, nikłym zaangażowaniu na rzecz bliźnich, wysokiej przestępczości i odwrotnym do niej poziomie kultury osobistej. (…)„. Moralne elementy wiary katolickiej nie mają żadnego przełożenia na postawy moralne. Katechizacja i nasycanie Polski różnymi rekolekcjami, mszami, krzyżami, modlitwami i sakramentami nie wpływa w ogóle na etyczność Polaków. (…) Ludzie klepią formułki o miłości i kochaniu nieprzyjaciół swoich, a nie mówią sobie dzień dobry na ulicy, mówią o wybaczaniu, a żywią ciągłe urazy (płodna pożywka dla polityków), oczekują na nagrodę wieczystą, a są zawistni wobec bliźnich, którym powodzi się lepiej”.

Na początku roku pani Środa dała do zrozumienia, że tradycyjna katolicka rodzina jest źródłem przemocy wobec kobiet. Żądne sensacji media chętnie podchwytują takie kąski „mądrości”, nadając ich twórcom spory rozgłos. I o to chyba głównie chodzi profesorce, która była pełnomocniczką ostatniego rządu postkomunistycznego do równego statusu kobiet i mężczyzn. Mogła więc swe antyklerykalizmy, feminizmy i prohomoseksualizmy głosić z urzędową mocą i jeszcze ściągać tłuste dotacje unijne za robienie dobrej „postępowej” roboty wśród „ciemnych Polaczków”. Po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości premier Marcinkiewicz podziękował pani profesor i rozwiązał jej urząd. Obecnie może jedynie agitować swoich studentów na Uniwersytecie Warszawskim i płodzić okresowe artykuły w prasie. Stąd chyba jej poczucie frustracji i rosnąca nienawiść do Polski wierzącej.

Środa i inne Jarugi, Gretkowskie, Michniki, Urbany, Gadzinowicze, Pacewicze i całe zastępy im podobnych tworzą wspólnotę zawsze lepiej wiedzących, jedynie oświeconych szerzycieli mądrości, tolerancji, postępu i nowoczesności, którym na imię wojujący antykatolicyzm. Po upadku komunizmu dyżurni bezbożnicy PRL-u połączyli siły z opozycyjną „lewicą laicką” albo po prostu „laicą” (KOR, Ruch Obywatelski – Akcja Demokratyczna, późniejsza Unia Demokratyczna, „Gazeta Wyborcza”), by kreślić przed nowo wyzwolonym narodem widmo państwa wyznaniowego. Całkiem wydawałoby się poważni publicyści, politycy, nawet ludzie nauki i kultury ostrzegali, że niebawem Polacy obudzą się w… Iranie. Straszyli policją religijną, która już rzekomo sporządza listy nieprawomyślnych postępowców.

Każdy chwyt był dozwolony. Pamiętam jak na początku lat 90. karykatura w „Życiu Warszawy” pokazywała dwóch księży w sutannach mierzących odległość sklepu monopolowego od świątyni, która musiała wynosić co najmniej 100 metrów. Chodziło o pokazanie, jak Kościół ogranicza prawa człowieka (pijącego) i wtrąca się do wszystkiego. Faktem jest, że chyba we wszystkich cywilizowanych krajach nie wolno sprzedawać alkoholu w pobliżu takich instytucji jak szkoła, szpital, sierociniec czy kościół.

Według owych postępowców, droga do lepszej przyszłości prowadzi przez laicyzację, czyli zepchnięcie religii i ludzi wierzących poza główny nurt życia publicznego. Owo towarzystwo „jedynie słusznych” i „politycznie poprawnych” podniosło niesłychaną wrzawę, gdy biskupi bronili prawa maturzystów do pisania matury z religii. Również wtedy, gdy Episkopat sprzeciwił się finansowaniu przez państwo dzieci z próbówki (tzw. in vitro). Niby jest wolność słowa, ale o granicach tej wolności powinna decydować… oczywiście koalicja postkomunistów i post-KOR-owców.

Uchodząca za zwolenniczkę takiej wolności słowa „Gazeta Wyborcza” coraz wyraźniej stosuje zasadę „wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi od innych”. Publicysta „GW” Mirosław Czech uważa, że w postawie katolickich konserwatystów najniebezpieczniejsze jest to, że mają oni poglądy i „nie zawahają się ich użyć”. „Będą składać projekty ustaw, zbierać pod nimi tysiące podpisów, urządzać marsze antyaborcyjne”. „Wyborcza” zazwyczaj popiera marsze i demonstracje, jako wyraz niezbywalnych swobód demokratycznych, ale pod warunkiem, że podejmują je grupy feministyczne, gejowskie czy anarchistyczne.

Prof. Środa doskonale w tę mentalność się wpisuje, sugerując, że katolicy zajmują się głównie biciem żon i dzieci. Ale udowodniony na świecie fakt, że najwięcej przemocy domowej ma miejsce w związkach homoseksualnych, jest skrzętnie przez nią przemilczany. Co nie pasuje do antyklerykalnej, feministycznej i prohomoseksualnej wizji świata powstającego „Jasnogrodu” po prostu nie ma prawa istnieć.
Robert Strybel

REKLAMA

2090407994 views
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

REKLAMA

REKLAMA

2090408294 views

REKLAMA

REKLAMA

2092204754 views

REKLAMA

2090408577 views

REKLAMA

2090408723 views

REKLAMA

2090408867 views