REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystyka100 dni rządów Tuska: cudów nie ma!

100 dni rządów Tuska: cudów nie ma!

-

Warszawa – Po powrocie z przedwyborczej podróży na Wyspy Brytyjskie, gdzie spotkał się z pracującymi tam Polakami, lider opozycyjnej jeszcze wówczas Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk, zachwycał się irlandzkim „cudem gospodarczym”.

Dzięki dalekowzrocznej, wolnorynkowej polityce gospodarczej oraz umiejętnemu wykorzystaniu członkostwa w Unii Europejskiej ten raczej do niedawna biedny „kraiczek”, z którego w poszukiwaniu pracy młodzi wyjeżdżali za granicę, zamienił się w oazę dobrobytu. Tusk głosił wszem i wobec, że podobny cud może się dokonać w Polsce, jeśli tylko wybory wygra jego partia.

W ferworze szczególnie ostrej kampanii nie trzeba było długo czekać, by Prawo i Sprawiedliwość ironicznie przechrzciła lidera PO na „Donalda cudotwórcę”. Po wygraniu wyborów Tusk już nie wracał do wątku cudotwórstwa, gdyż z każdym dniem coraz wyraźniej zaznaczały się trudy kierowania sprawami niełatwego do rządzenia kraju, jakim jest i zawsze chyba była Polska. Po upłynięcia stu dni od dojścia do władzy jego partii jeszcze bardziej oczywistym się stało, że cudów nie ma i prawdopodobnie nie będzie.

Przyjrzyjmy się zatem, jak Platforma wywiązała się z niektórych obietnic przedwyborczych. Tusk obiecywał, że jego rząd radykalnie podniesie płace dla pracowników sektora budżetowego, a więc m.in. dla służby zdrowia, oraz zwiększy emerytury i renty. Wyborcy chętnie przyjmują takie zapowiedzi, ale później znacznie trudniej jest rządowi dotrzymać słowa.

Wobec ogromnego deficytu budżetowego rząd znajduje się w sytuacji „krótkiej kołdry”. Stosowana w PRL-u opcja dodrukowania pustych pieniędzy nie wchodzi w rachubę. Obecnie szczególnie trudna jest sytuacja w służbie zdrowia. Problemy te odziedziczył Tusk po poprzednich rządach PiS, ale właściwie żaden rząd od upadku PRL-u z tą sprawą sobie nie radził. Ludzie się nie godzą ani na prywatyzację służby zdrowia, ani na podniesienie obowiązkowej składki ubezpieczeniowej na ZUS.

W służbie zdrowia nadal wre i kipi. W wielu miastach pielęgniarki w tym tygodniu odeszły od łóżek pacjentów. Gdzieniegdzie prowadzą inne formy protestu jak np. głodówki czy strajki okupacyjne. Dyrekcja Centrum Zdrowia Matki-Polki w Łodzi zaproponowała siostrom z najniższym stażem podwyżki zasadniczej pensji średnio o 380 złotych, a siostrom z dłuższym stażem od 600 do prawie 800 złotych brutto, ale wobec obecnej drożyzny pielęgniarki tę propozycję odrzuciły.

Wobec wyjazdu części personelu medycznego do pracy na Wyspy Brytyjskie i do innych zakątków Unii Europejskiej, takie protesty płacowe szczególnie odbijają się na pozostawionych bez opieki pacjentach. Zdarzały się już ewakuacje chorych do szpitali nieobjętych strajkami. Protestujący personel medyczny twierdzi, że nie ma innych sposobów nacisku na rząd, a głodowe zarobki za długie godziny bardzo ciężkiej pracy nie pozwalają na wyżywienie rodzin.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni do służby zdrowia dołączyli celnicy. Nie mogąc uzyskać godziwych ich zdaniem podwyżek w drodze negocjacji, ogłosili protest. Do pracy na wschodniej granicy z Ukrainą, Białorusią i obwodem kaliningradzkim Federacji Rosyjskiej zgłaszała się tylko symboliczna liczba celników, tworząc gigantyczne korki na przejściach granicznych.

Bogu ducha winni kierowcy TIR-ów (dużych ciężarówek naczepowych) ugrzęźli w wielokilometrowych zatorach liczących od kilkuset do 1500 ciężarówek i przez tydzień koczowali w nieogrzanych pojazdach na przygranicznym odludziu, bez wody, normalnej żywności, paliwa, wody do picia i mycia czy możliwości załatwienia potrzeb fizjologicznych.

Wśród kierowców doszło do licznych przeziębień, zasłabnięć i innych zachorowań, a nawet do dwóch zgonów. Związki zawodowe transportowców zagroziły blokadą Warszawy i innych dużych miast, by wymusić na władzach porozumienie z celnikami. „Wystarczą dwa TIR-y, żeby zablokować jedną warszawską ulicę” – powiedział w telewizji przedstawiciel przewoźników.

Przestraszony taką perspektywą Tusk spotkał się z szefami służb celnych i obiecał im, oprócz 500-złotowej ($202) miesięcznej podwyżki, ochronę prawną oraz dodatkowe świadczenia, jakie przysługują pracownikom innych służb mundurowych. Niektórzy celnicy zaczęli wracać do pracy, choć żądali trzykrotnie wyższej podwyżki. Kierowcy z kolei zawiesili, lecz nie odwołali, groźby blokowania miast. Od ostatecznej decyzji zależeć będzie odkorkowanie zatorów przygranicznych.

Inną przedwyborczą obietnicą Tuska było uspokojenie stosunków Polski z jej dwoma dużymi sąsiadami. Jak wiadomo, nieraz iskrzyło między Warszawą a Berlinem i Moskwą, a także Brukselą podczas dwuletnich rządów PiS. Jak dotąd jednak poprawa atmosfery w stosunkach z Niemcami ma charakter raczej symboliczny. Są wyrazy uprzejmości i kurtuazyjne gesty, deklaracje o przyjaźni o współpracy, ale bez merytorycznych zmian. Niemiecka kanclerz Angela Merkel jedynie powtórzyła po raz nie wiadomo który, że rząd niemiecki nie popiera niemieckich roszczeń majątkowych wobec Polski, ale prywatną drogą sądową już udało się niektórym Niemcom odzyskanie pozostawionych w Polsce nieruchomości.

Tuskowi nie udało się odwieść Merkel od budowy gazociągu niemiecko-rosyjskiego, omijającego terytorium Polski, ani muzeum wypędzonych w Berlinie. Pani Merkel jedynie kurtuazyjnie uznała za „interesującą” przedstawioną przez polskiego premiera propozycję budowy muzeum II wojny światowej w Gdańsku. Jej zdaniem jest to dodatkowa inicjatywa, która nie zastępuje planów uhonorowania niemieckich wysiedleńców „okrutnie wypędzonych” po wojnie z ich odwiecznych siedzib przez Polaków.

W porównaniu z ostrym kursem b. premiera Kaczyńskiego, bardziej ustępliwe nastawienie Tuska doprowadziło do pewnego ocieplenia na linii Warszawa-Moskwa. Najwymowniejszym tego wynikiem było odblokowanie przez Polskę rozmów Moskwy z Organizacją Współpracy i Rozwoju Gospodarczego (OECD), na co Rosja odpowiedziała zniesieniem embarga na importowaną z Polski żywność. „Rząd Donalda Tuska uczynił znacznie więcej dla stosunków polsko-rosyjskich niż poprzedni rząd przez dwa lata”, powiedział niedawno doradca prezydenta Putina, Siergiej Jastrzembski.

Wkrótce Tusk wybiera się z wizytą do Moskwy. Będzie to pierwsze polsko-rosyjskie spotkanie na tak wysokim szczeblu od 2005 r., kiedy jako gość prezydenta Kwaśniewskiego Putin uczestniczył w uroczystościach 60. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz. Do spornych tematów należy budowa amerykańskiej bazy antyrakietowej w Polsce, czemu ostro sprzeciwia się Rosja. Jest też kwestia zablokowania przez Rosjan dostępu do morza dla żeglugi polskiej na Zalewie Wiślanym, rosyjski szlaban na dokumenty historyczne (m.in. katyńskie) i oczywiście wciąż powracająca sprawa gazociągu bałtyckiego. Wydaje się mało prawdopodobnym, by Tuskowi udało się przekonać Putina do rezygnacji z tego niemiecko-rosyjskiego przedsięwzięcia.

Tusk własną reputacją zagwarantował przyspieszenie budowy stadionów i dróg na piłkarskie mistrzostwa Europy w 2012 r. Ale w ciągu stu dni niewiele dało się zrobić. Wprawdzie stworzono zespół, który ma koordynować prace nad Euro-2012, ale wszystko jest jeszcze na papierze i nic się nie buduje. To budzi niepokój Polaków nastawionych na współgoszczenie tej imprezy z Ukraińcami. Co jakiś czas odzywają się głosy, że Polska się nie wyrobi i chętnie mistrzostwa przejmą np. Włosi.

Badanie przeprowadzone wśród ponad 31 tys. internautów na portalu internetowym Wirtualna Polska wykazało, że pozytywnie 100 dni rządów PO oceniło 48% respondentów, negatywnie – 50%, a bez zdania pozostało 2%. Dokładniej oceniano je na bardzo dobrze (12%), dobrze (36%), słabo (20%), źle (9%) i bardzo źle (21%).
Robert Strybel

REKLAMA

2090279678 views

REKLAMA

REKLAMA

2090279978 views

REKLAMA

REKLAMA

2092076438 views

REKLAMA

2090280261 views

REKLAMA

2090280407 views

REKLAMA

2090280551 views