REKLAMA

REKLAMA

0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaKultura i RozrywkaO historii i przyszłości konkursu Libros Lege - Rozmowa z Joanną Tucholską

O historii i przyszłości konkursu Libros Lege – Rozmowa z Joanną Tucholską

-

Jest pani autorką pomysłu na konkurs Libros Lege. Skąd się on wziął, jak to się zaczęło?

– Konkurs miał służyć zbliżaniu narodów. To nie jest czcze hasło. Jeżeli można zrozumieć, dlaczego drugi człowiek tak a nie inaczej myśli i czuje, to przestaje on być obcy i łatwiej się z nim nawiązuje kontakt. Uważałam, że przez literaturę można poznać tok myślenia drugiego człowieka, jego otoczenie kulturalne, sprawy dla niego istotne. Literatura jest takim źródłem informacji o człowieku pochodzącym z innego kraju.

REKLAMA

Pomysł Libros Lege oparty jest na najprostszym schemacie wymiany ludzi – jeśli się wygra konkurs, jedzie się do drugiego kraju i zwiedza się go. A więc każdy z zapraszających stara się pokazać swój kraj z jak najciekawszej, najprzyjemniejszej strony. Dla zwycięzców są to wakacje, więc trzeba im pokazać jak najwięcej, jak najpiękniej.

W czasie studiów zajmowałam się przez sześć lat wymianą studentów. Byłam jedną z niewielu osób, które znały język angielski, ponieważ wychowywałam się w Afryce, w Sudanie. Praktyki studenckie były sposobem na to, żeby przede wszystkim Polacy wyjeżdżali. Było bardzo ważne, żeby wyjeżdżali na Zachód, żeby widzieli, jak się tam pracuje, jakie są dostępne narzędzia, jak rozwinięta jest technika. Zajrzałam do jakiegoś polsko-kanadyjskiego konkursu recytatorskiego, żeby poznać jego regulamin, sposób nagradzania itd. Na podstawie tego i innych konkursów opracowałam regulamin; przy wyborze literatury zwróciłam się do Instytutu Książki w British Council, bo jeszcze wtedy nie mieliśmy dobrych kontaktów z ambasadą amerykańską. Dostałam listę dobrych polskich książek bardzo dobrze przetłumaczonych na język angielski i literatury amerykańskiej w dobrym polskim przekładzie.
Kiedy to było? Jak szybko rozwijała się ta idea?
– Pomysł powstał rok temu w lipcu, podczas mojej letniej wizyty w Chicago.
To bardzo szybko!
– Nawiązałam trochę wcześniej kontakty z Eisenhower Public Library District w Des Plaines. Później zbierałam literaturę, ustaliliśmy sposób prezentowania konkursu i podstawowe punkty regulaminu, zadbałam o wizualizację konkursu, a więc logo i obraz, z którym będzie kojarzony. Dyrektor biblioteki na Koszykowej (Biblioteka Główna m.st. Warszawy i Województwa Mazowieckiego) obiecał załatwić finansowanie. Ron Stoch, dyrektor Eisenhower Library, uważał, że najlepiej będzie zacząć blisko Dnia Pułaskiego, więc postanowiliśmy ogłosić konkurs 3 marca – w wigilię urodzin Kazimierza Pułaskiego, a zakończyć wtedy, kiedy w Polsce są Dni Kierbedzia.
Dowiedziałam się, że 3 maja tu w Parku Milenijnym na scenie Jay Pritzker Pavilion będzie wielka feta. A bardzo mi zależało, żeby zwycięzcy amerykańscy byli nagrodzeni na tej scenie. Nawiązałam kontakt z orkiestrą, która wtedy miała grać i prosiłam, żeby byli na scenie podczas wręczania nagród i żeby dali tusz. Później oglądałam to w relacji TV Polonia i widziałam, że tak właśnie było.
Opracowała pani program dla amerykańskich laureatów w Polsce i była pani z tą młodzieżą.
– Tak, ułożyłam ten program, ale to nie była młodzież. Zasady konkursu stanowią, że jest on dla osób w wieku od szesnastu lat do stu i dalej, więc może w nim brać udział każdy, kto przeczyta ze zrozumieniem wybrany fragment literatury – polskiej w Stanach i amerykańskiej w Polsce.
Ograniczenie wieku wynika z regulacji prawnych, które mówią, że osoba do 16. roku życia nie decyduje sama o sobie i potrzebuje opiekuna. Z tego wynika, że laureat poniżej 16 lat musiałby wyjechać z opiekunem. A bilet oczywiście kosztuje.
Z fotografii, które nam pani przysłała, i które zamieściliśmy w maju, wynika, że byli to młodzi ludzie.
– W Polsce tak. Natomiast najstarsza osoba ze zwycięzców amerykańskich ma 64 lata. To wspaniała historia. To byli dziennikarze, dentystka, fotograf, dwoje studentów i maturzysta. Chciałabym, żeby w Polsce też tak było. Uważam, że nauka i rozwijanie nie powinny się zakończyć z chwilą ukończenia studiów. Widzę tu wyższość Amerykanów nad nami – oni są w każdym wieku gotowi podjąć wyzwanie.
Jakie wrażenia wynieśli z Polski Amerykanie? Co im się najbardziej podobało?
Byli zachwyceni. Podobało im się, że Polska ma historię. A konkretnie robiły na nich wrażenie – Łazienki Królewskie i południowy koncert pod pomnikiem Chopina, Zamek Królewski i historia jego odbudowy, Muzeum Powstania Warszawskiego, którego ekspozycja, tłumaczona na 11 języków, jest podana w sposób szalenie inteligentny, nie czułostkowy, ale budujący emocje w zwiedzających.
Dużym przeżyciem były spotkania w Bieżuniu i Żurominie na Mazowszu, gdzie lokalna biblioteka też zorganizowała konkurs i jedna z jego uczestniczek została laureatką. Były serdeczne spotkania z mieszkańcami, z nauczycielami języka angielskiego…
Cudownie utrzymana Żelazowa Wola, koncert w Filharmonii Narodowej – grał Wietnamczyk Dang Thai Son, zwycięzca Konkursu Chopinowskiego w 1980 roku.
Czy planowane jest kontynuowanie konkursu?
– Tak. Biblioteka Eisenhowera zapowiedziała organizowanie edycji 2009. W planach jest zaproszenie do udziału Chicagowskiej Biblioteki Publicznej. Zwróciliśmy się do ambasady amerykańskiej, z którą mamy teraz wspaniałe kontakty, o pomoc w przyszłym roku, m.in. o kontakty z biurem burmistrza. Ponieważ prezydent Warszawy objęła konkurs honorowym patronatem, chcielibyśmy tego samego ze strony miasta Chicago. Pomogłoby to upowszechnić tu polską literaturę.
Co z polskiej literatury najbardziej zainteresowało Amerykanów?
– Kapuściński. Wspaniale powiedział Maciej Wachala: „On mi pozwolił spojrzeć na jakiś kraj z perspektywy tego kraju. Przeniosłem się tam, mogłem zrozumieć, co się tam działo”. Dentystka Agnieszka Horvath czytała „Cesarza”, a Maciej Wachala „Szachin-szacha”. W repertuarze zwycięzców znalazł się też Andrzej Sapkowski.
A więc literatura współczesna?
– Nie tylko. Był Sienkiewicz – dziennikarka Patricia Krochmal, nie mówiąca po polsku (jej dziadkowie przyjechali do Ameryki) wybrała fragment z „Quo vadis”. Był i Prus – fragment z „Lalki” czytała Patricia Radkowski, która zajęła w Ameryce pierwsze miejsce.
Jakie etapy kariery doprowadziły panią do pracy w bibliotece?
– Studiowałam weterynarię, niestety na czwartym roku okazało się, że mam uczulenie na sierść. W związku z tym po studiach zostałam bez zawodu.
W międzyczasie wyszłam za mąż, zostałam wdową, urodziłam córkę i musiałam natychmiast zacząć pracować. Pracowałam jako tłumacz z języka włoskiego i angielskiego, potem zostałam dziennikarzem, pracowałam w Dzienniku Ludowym. Zakończyłam karierę dziennikarską jako korespondent we Włoszech.
Kiedy Polska stała się wolnym krajem, miałam już dosyć polityki, zajęłam się kulturą. Pierwsza praca to było osiem lat w Warszawskiej Operze Kameralnej. W międzyczasie zrobiłam studia menedżera kultury. Polska otrzymywała mnóstwo grantów z zagranicy, żeby instytucje publiczne zrozumiały, jak ważny jest rynek. Żeby odzwyczaiły się od tego, że wszystko się należy, że kultura jest opłacana przez państwo.
Bardzo intensywnie uczyłam się zarządzania instytucjami publicznymi w dziedzinie kultury i sztuki. Byłam na sześciu różnych stażach w Wielkiej Brytanii i Holandii.
Miałam wspaniałe kontakty z Warszawską Operą Kameralną, potem zaproponowano mi pracę w Teatrze Muzycznym Roma. Zostałam tam wicedyrektorem, prowadziłam ten teatr przez dwa lata, przez dużo turbulencji, bo były strajki, samobójstwa… trzy związki zawodowe… bardzo mnie to dużo zdrowia kosztowało. Na przykład chór 42-osobowy, który nie mógł zrozumieć, że nie ma instytucji publicznej, gdzie chór jest na etacie, na-wet w filharmonii.

Po dwóch latach zrezygnowałam. Poszłam do Polskiego Radia, później zrobiłam projekt dla biblioteki na Koszykowej.
Koszykowa jest budynkiem po różnych przebudowach. Zachowany jest główny budynek Kierbedzia, ale powierzchnia biblioteki wkrótce powiększy się o dwie trzecie. Po zrealizowaniu projektu spółki architektonicznej Bulanda i Mucha budynek zrobi się potężny.
Dotychczasowa działalność, tzn. czytelnia i wypożyczanie książek – nie wypełni tych ogromnych przestrzeni. Dostałam zadanie wykorzystanie tej przestrzeni. Przez trzy miesiące napisałam projekt na trzydzieści kilka stron. Dyrektorowi to się podobało; w marcu 2006 roku dostałam propozycję zostania w bibliotece na stałe i realizowania tego projektu. I od maja tam pracuję.
Rozmawiała:
Krystyna Cygielska

REKLAMA

2090943851 views

REKLAMA

2090944151 views

REKLAMA

2092740611 views

REKLAMA

2090944434 views

REKLAMA

2090944580 views

REKLAMA

2090944724 views