– W pewnym momencie pilot ogłosił, że mamy dwóch rozrabiaków, którzy uderzyli stewardessę albo ją popchnęli, a później też kapitana – relacjonuje pasażerka samolotu PLL LOT relacji Warszawa-Chicago, który został wczoraj – po godzinie od startu – zmuszony do zawrócenia. Samolot musiał zrzucić ok. 22 ton paliwa. Agresywny Amerykanin polskiego pochodzenia może ponieść karę wysokości nawet 100 tys. dolarów.
Inny pasażer lecący klasą ekonomiczną – całe zajście miało miejsce w klasie biznesowej – skarżył się na brak informacji ze strony załogi. – Każdy był zdany na siebie. O wszystkim dowiadywaliśmy się tzw. poczta pantoflową – mówi. Samolot po zawróceniu na warszawskie lotnisko wystartował ponownie wczoraj o 17.45 a następnie bezpiecznie wylądował w Chicago po godz. 20 czasu lokalnego.
Rzecznik LOT-u Jacek Balcer wyjaśnił, że pilot samolotu zdecydował się zawrócić do Warszawy, aby wysadzić agresywnie zachowującego się pasażera.
Awantura zaczęła się w momencie, kiedy lecący w klasie business Amerykanin polskiego pochodzenia zażądał przesadzenia do tej samej klasy swojego syna (chłopak leciał klasą ekonomiczną). Kiedy załoga odmówiła, mężczyzna zaczął się awanturować. – Między nim a trzecim pilotem, który odpoczywał na jednym z foteli, doszło do rękoczynów – powiedział Balcer.
Marta Marczak z biura prasowego LOT-u powiedziała, że firma będzie chciała, aby awanturnik został pociągnięty do odpowiedzialności finansowej. – To może być nawet 100 tysięcy dolarów kary, gdyż takie są koszty zrzuconego z jego winy paliwa – wyjaśniła.
Samolot wylądował na warszawskim Okęciu przed godziną 16, aby wysadzić stwarzającego problemy pasażera oraz uzupełnić zapasy paliwa.
Sprawcę całego zamieszania przesłuchali funkcjonariusze straży granicznej. Straż ma wystosować do sądu wniosek o ukaranie awanturnika. Został mu również zatrzymany paszport.
(TVN24, inf. wł.)