Walentynki tuż, tuż. W czasie moich rzymskich studiów otrzymywaliśmy intencje mszalne z USA, które były odprawiane w kaplicy naszego domu generalnego. Któregoś roku zauważyłem z lekkim niedowierzaniem, że w dniu 14 lutego każdego roku rozpoczynaliśmy nowennę mszy trwających przez dziewięć dni w „intencji walentynkowej”, za przyczyną świętego biskupa Walentego. Wtedy pomyślałem, że to „takie amerykańskie”, wszak w Europie niewiele się jeszcze o „Walentynkach” mówiło. Z czasem nabrałem jednak szacunku do tej formy zamawianych intencji. Bo przecież czyż to nie piękne pomodlić się o miłość? Ofiarować mszę za kogoś, kogo się kocha? Pomyśleć o przyjaciołach? W liturgicznej księdze Kościoła katolickiego jest nawet specjalny formularz mszy „o uproszenie miłości”, w której wypowiada się takie słowa, skierowane do Boga: „ześlij na nas Ducha Świętego i rozpal nasze serca miłością, abyśmy w myślach i uczynkach podobali się Tobie i miłowali Ciebie w naszych braciach i siostrach”. Szkoda, że tak rzadko lub niepostrzeżenie używa się tej mszy w kościołach.
Choć z drugiej strony czymś zupełnie normalnym stała się dzisiaj „modlitwa o dobrą żonę” czy „o dobrego męża”. Rodzice zakładają róże różańcowe w intencji swoich dzieci. Wielu modli się o potomstwo. A w tle jest przecież miłość. I trzeba chyba do tej kwestii podejść bardziej świadomie i poważnie. „Walentynki”, chociaż są świętem zakochanych, to przecież są wielkim i szczerym wołaniem o miłość, prawdziwą i twórczą, a wydaje się jej wciąż bardzo brakować. Samo zakochanie jest czasem wyjątkowym, trochę beztroskim, ciepłym. Piękne są pary zakochanych, którzy w milczeniu siedzą przytuleni albo idą, trzymając się za ręce. Dzisiaj wielu pisze „SMS-y”, w których zawiera wszelkie możliwe komunikaty o miłości i przeżywanych właśnie uczuciach. Przyznam się, że zawsze uśmiecham się, spotykając zakochanych. I błogosławię ukradkiem ich miłości, aby miała swoją przyszłość.
Serce koloru czerwonego jest symbolem miłości. Serce jako duchowe i emocjonalne centrum człowieka zapisuje w sobie zarówno piękne uczucia, jak i te trudne, które wyrażają się zranieniami i bólem. Kiedy jest przedstawione w kolorze czerwonym, oznacza to, że jest gorące. Ciekawe, że nawet małe dzieci szybko do pokolorowania serca używają koloru czerwonego. Wydaje się najbardziej adekwatny. Czasami jednak to serce jest też pęknięte i potrzebuje pomocy, aby scalić się na nowo, a pęknięcia i zranienia się zabliźniły. Jest też serce przeszyte strzałą anioła, którego nazywamy Amorem, a słowo ‘amor’ to przecież miłość. Symbolikę serca w odniesieniu do miłości każdy chyba dobrze rozumie. W chrześcijaństwie znany jest kult serca Pana Jezusa, serca Matki Bożej. I on także mówi o miłości: gorejącej, co wyrażają płomienie ognia, i zranionej, czego wyrazem są cierniowe kolce. Warto jednak pamiętać o tym, że w sercu pulsuje życie, z całą swoją energią, To życie łatwo zranić, a nawet konkretnie zniszczyć, dopóki jednak pulsuje, może poradzić sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Gdzieś mam jeszcze obrazek prymicyjny księdza z lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. Zrobiło na mnie wielkie wrażenie hasło prymicyjne, zazwyczaj jakiś program, najczęściej z Pisma Świętego. On zacytował francuskiego pisarza Michaela Quista: „Każda miłość, jeżeli jest autentyczna, któregoś dnia da ci krzyż”. To bardzo prawdziwe zdanie, z którym trzeba się czasami osobiście zmierzyć i je przeżyć. Dobrze przeżyty krzyż, prowadzi do zmartwychwstania i życia. Dobrze jest, jeśli mając przyjaciela, bliską osobę, można podzielić z nim te przeżywane uczucia i liczyć na jego wsparcie. Dziś on, jutro ja. Wsparcie jest czymś bardzo potrzebnym!
Uczono mnie kiedyś, że pierwszym stopniem miłości jest wzajemna akceptacja, poznawanie siebie i świata, które przechodzi w etap przyjaźni. Jest zakochanie i jest miłość, a ta, jak uczył Karol Wojtyła, musi iść w parze z odpowiedzialnością. Zupełnie niedawno usłyszałem takie pytanie: „Czy modlisz się o przyjaciela?”. Na odpowiedź, że tak, padło bardzo ważne zdanie: „To bądź uważny. Przyjaciel może nadejść z takiej strony, z której się nie spodziewasz, zupełnie nieoczekiwanie”. Potwierdza się ta sugestia. W miłości dobrze jest być uważnym. Wielu jest takich, którzy w bólu osamotnienia „wyją do księżyca”, nie widząc, że przyjaciel stoi tuż obok. W tej kwestii dobrze jest przypomnieć sobie popularnego Shreka. Tam jest dobra lekcja przyjaźni i miłości.
Papież Benedykt XVI napisał wiele genialnych rzeczy. Do jednej z nich zaliczam jego list-encyklikę o miłości: „Bóg jest Miłością” („Deus caritas est”). To jest jeden z prawdziwych traktatów o miłości, dzięki któremu można zrozumieć, czym jest i jaka jest jej istota i cel. Będąc wybitnym teologiem, papież Benedykt przedstawił temat miłości nie tylko od teologicznej i biblijnej strony, ale sięgał także do historii filozofii starożytnej, gdzie o tym wiele. W jednym z komentarzy papież-emeryt pisał, uwydatniając szczególne postaci miłości: „Pojęcie agape, wielokrotnie występujące w Nowym Testamencie, odnosi się do ofiarnej miłości, która zabiega wyłącznie o dobro drugiego; natomiast słowo eros oznacza miłość osoby, która pragnie posiąść to, czego jej brakuje, i pragnie zjednoczenia z umiłowanym”. Pisał, że Bóg kocha nas niewątpliwie miłością ‘agape’, ale także że Jego miłością jest ‘eros’. Jako idealny obraz obu przedstawia Chrystusa Ukrzyżowanego, pisząc: „On jest najbardziej wstrząsającym objawieniem miłości Boga – tej miłości, w której eros i agape bynajmniej się sobie nie przeciwstawiają, lecz jedno rzuca światło na drugie. Na krzyżu sam Bóg żebrze o miłość swojego stworzenia – jest spragniony miłości każdego z nas”. Ilekroć wracam do tych słów, czuję, jak dobrze jest kochać bezwarunkowo i szczerze, i jak pięknie jest być kochanym. Wtedy rodzi się twórcze przeżywanie codzienności, a wraz z nim jeszcze jedna postać miłości, która nazywa się ‘caritas’: „miłości, którą my z kolei każdego dnia mamy «oddawać» bliźniemu, zwłaszcza temu, który najbardziej cierpi i jest w potrzebie”.
Walentynki to nie słodko-landrynkowe święto zakochanych. To dzień poświęcony miłości, prawdziwej, której każdy potrzebuje i którą chce kochać drugiego. To dzień wołania o tę miłość. Niech nie tylko święty patron, biskup męczennik, był skuteczny w wołaniu o miłość. Obyśmy byli wdzięczni za miłość, pod jakąkolwiek postacią, Bogu i sobie nawzajem!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.