Jesteśmy gotowi, by podjąć z Rosją rozmowy na temat środków redukcji ryzyka, transparentności oraz zagrożeń nuklearnych i konwencjonalnych - zadeklarował w piątek szef dyplomacji USA Antony Blinken. Dodał jednak, że rozmowy te muszą opierać się na zasadzie wzajemności.
"Znacznie bardziej wolelibyśmy dyplomatyczne rozwiązanie kryzysu, który wywołała Rosja (...) i uważamy, że są pola, gdzie możemy dokonać postępów. Rosja ma uzasadnione obawy na temat naszych działań i jesteśmy skłonni ich wysłuchać i na nie odpowiedzieć, o ile Kreml jest gotowy do odwzajemnienia się, jeśli chodzi o jego niebezpieczne i destabilizujące poczynania" - powiedział Blinken.
Jak dodał, podczas przyszłotygodniowej serii rozmów z Rosją, USA zamierzają "potwierdzić swoją gotowość do zwiększenia transparentności, wprowadzenia nowych środków redukcji ryzyka i wznowienia wysiłków na rzecz zajęcia się nuklearnymi i konwencjonalnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa w Europie".
Zaznaczył jednak, że musi to opierać się na wzajemności i ocenił, że szanse na dokonanie postępów są nikłe w sytuacji, kiedy Rosja kontynuuje gromadzenie wojsk i sprzętu wokół Ukrainy.
Blinken dodał też, że USA są "absolutnie zobowiązane", by nie prowadzić rozmów o bezpieczeństwie w Europie bez Europy i o Ukrainie bez Ukrainy, czemu służyć mają rozmowy na forach Rady NATO-Rosja, Rady Stałej OBWE, a także konsultacji z sojusznikami, m.in. za pośrednictwem Komisji NATO-Ukraina.
Sekretarz stanu odrzucił żądania Rosji na temat wykluczenia rozszerzania Sojuszu, twierdząc że NATO nigdy nie obiecywało, że nie przyjmie nowych członków i nie może tego zrobić, bo polityka otwartych drzwi jest zapisana w fundamentalnych dokumentach Sojuszu.
Blinken przypomniał też, że Rosja uznała podczas szczytu OBWE w Stambule w 1999 r. prawo krajów do wybierania i zmiany sojuszów. Uznał, że nowe rosyjskie żądania w tej sprawie mają na celu "wciągnięcie w dyskusje na temat NATO" i odciągnięcie uwagi od rosyjskich gróźb wobec Ukrainy.
Szef dyplomacji USA przyznał, że Rosja celowo może wysuwać propozycje, które są dla Zachodu nie do przyjęcia, by użyć ich jako pretekstu do wznowienia agresji przeciwko Ukrainie. Zaznaczył, że Moskwa stosuje obecnie działania dezinformacyjne podobne do tych, do jakich uciekała się przed pierwszą agresją w 2014 r.
"Nikt nie powinien być zaskoczony, jeśli Rosja zorganizuje prowokację i później wykorzysta ją jako uzasadnienie dla wojskowej interwencji" - powiedział Blinken.
Szef amerykańskiej dyplomacji stwierdził jednak, że obecny kryzys jest znacznie szerszy i dotyczy nie tylko sytuacji na Ukrainie.
"To część szerszego wzoru destabilizujących, niebezpiecznych i często nielegalnych zachowań Moskwy, za pomocą których próbuje zbudować strefę wpływów pokrywającą kraje, które kiedyś były pod sowiecką dominacją i powstrzymuje je przed zrealizowaniem swoich demokratycznych aspiracji jako w pełni suwerenne państwa" - ocenił dyplomata.
Blinken odniósł się też do sytuacji w Kazachstanie i wysłania tam m.in. rosyjskich wojsk w ramach interwencji Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ros. ODKB).
"Jeśli chodzi o interwencję ODKB, to mamy pytania co do natury prośby o tę interwencje i próbujemy się dowiedzieć więcej. Dlaczego do niej doszło? Wydawałoby się, że kazachskie władze mają zdolności, by odpowiedzieć na protesty i robić to w sposób, który szanuje prawa protestujących, zachowując porządek" - powiedział Blinken.
Dodał, że choć wysłanie wojsk rosyjskich do Kazachstanu i sytuacja na Ukrainie, to dwie różne sprawy, to problemem może być zakończenie tej misji.
"Myślę, że jedna z lekcji najnowszej historii jest taka, że kiedy już Rosjanie są w twoim domu, czasami bardzo trudno jest sprawić, by sobie poszli" - powiedział.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)