Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:29
Reklama KD Market
Reklama

Coś się kończy i coś zaczyna

Nowy Rok 2022, kolejny w historii życia tego, który pisze te słowa i który je czyta. To jakby kolejny etap w życiu, choć najbliżej mi z myślą, że moim nowym rokiem jest zawsze dzień moich urodzin. To jednak nie zmienia faktu, że jestem włączony w historię świata, która się toczy, zmienia i trwa. Jestem jej elementem, który niczym zawodnik w sztafecie biegnie, by któregoś dnia przekazać ją następnemu. Jak co roku, ten czas to najpierw podsumowania, raporty, oceny. Odpowiednie aplikacje internetowe służą pomocą, aby dokonać takiego rozrachunku. Dobrze jest zapewne coś takiego zrobić, to znaczy zobaczyć, ile faktycznie w minionym roku „urosłem”, czy i w którą stronę się zmieniłem. Na ile oceniam samego siebie. Odpowiadając na tego typu pytania, zdecydowanie łatwiej jest zrobić jakieś postanowienie na Nowy Rok, to znaczy, najlepiej umówić się ze sobą o… no właśnie, o co? Kiedy dojdzie już do takiej umowy, to jeszcze niech będzie ona konkretna i niezbyt rozległa. Tak, żeby się nie zniechęcić zbyt szybko. Teoria małych kroków, stawianych jednak konsekwentnie, jest tutaj czymś najlepszym. Po to, żeby za rok lub wcześniej nie czuć kolejnego zawodu i związanej z tym frustracji.

Jako człowiek wierzący zamierzam zakończyć stary i rozpocząć nowy rok z Panem Bogiem, w kościele. To jest moja sprawdzona praktyka. W ostatnim dniu roku chcę jak zwykle podziękować. I jak zawsze jest za co! Od dzieciństwa chodziłem na specjalne nabożeństwa, gdzie śpiewaliśmy Panu Bogu uroczysty hymn „Te Deum laudamus”, czyli „Ciebie Boga wysławiamy”. Będąc ministrantem, uczestniczyłem w radosnym i dostojnym dzwonieniu, aby podkreślić wagę tej chwili. Pamiętam, że zawsze w kościele było dużo ludzi. A przecież nie jest obowiązkiem, aby tego dnia do kościoła iść. Później spotykałem grupy i wspólnoty, które organizowały modlitwę „przed północą”. Były to wigilie i adoracje, które kończyła Msza święta noworoczna, a po niej zabawa do rana. Wciąż wiele osób pyta o taką formę i prosi, aby ją zorganizować. Były lata, kiedy Sylwestra spędzałem sam, przed telewizorem, oglądając huczne odliczanie sekund na krakowskim Rynku bądź na nowojorskim Times Square. Nigdy jednak, nawet kiedy miałem takie możliwości, nie uczestniczyłem i nie miałem specjalnej potrzeby uczestniczenia w tych bardzo mocno zaludnionych imprezach. Wybierałem raczej ciszę, gdyż ona uspokaja i na swój sposób staje się idealnym przejściem „od starego do nowego”. 

Kilka dni temu wróciło do mnie wspomnienie sprzed lat, kiedy pracowałem w Krakowie. Był rok 1998 albo 1999. W Boże Narodzenie, jakoś pod wieczór, wybrałem się na samotny spacer po krakowskiej starówce. Było cicho, niska temperatura, padał śnieg. W świetle latarni obraz był jak z bajki. Udało mi się zajrzeć do kilku kościołów, aby zatrzymać się przed szopkami. Centrum było wyludnione, gdyż studenci byli w rodzinnych domach, turystów niewielu, zaledwie kilka restauracji było otwartych. Pamiętam, że poczułem się „otulony” pięknem i ciszą tego wieczoru, a chwile w nawiedzanych kościołach były momentami głębokiej zadumy i modlitwy. Byłem wtedy księdzem „na starcie”. Nie wiedziałem, co mnie czeka, gdzie będą te kolejne Boże Narodzenia i początki Nowego Roku. Chciałem jednak te chwile zatrzymać w sobie. I mam wrażenie, że tak się stało. Dzisiaj wracają z nutką tęsknoty. Skąd to wspomnienie? Myślę, że wszyscy jakoś bardzo potrzebujemy ciszy i wyciszenia. Potrzebujemy odpoczynku. To także wspomnienie sprzed lat, z Polski, choć okazuje się, że także w Stanach Zjednoczonych pewna grupa ludzi planuje swój czas poświąteczny w ten sposób, że kilka dni przeznaczają na rekolekcje w ciszy, w jakimś ośrodku duchowości. Modlitwa, wyciszenie i czas we wspólnocie, wśród rodzin lub przyjaciół. Niektórzy, bardziej radykalni, wybierali czas w całkowitej ciszy, w samotności. Nie zapomnę nigdy „Sylwestra” zorganizowanego przez wspólnoty działające wówczas przy Jezuickim Ośrodku Milenijnym w Chicago, w ośrodku Camp Vista. To był czas radości i zawiązywania oraz wzmacniania przyjacielskich relacji pośród ludzi. Takie dobre przykłady, jak można przejść samemu czy wspólnie z innymi w Nowy Rok, z radością i bez „rozbojów”.

To przejście jest symboliczne. Stoi jednak za nim coś bardzo istotnego: świadomość upływającego czasu i nowe szanse, które przychodzą wraz z początkiem kolejnego roku. Dobrze jest, gdy nie są one całkiem nowe, ale stanowią kontynuację tego, co już zostało rozpoczęte i trwa. Zatem jeśli tylko mam świadomość tego, co dzieje się w moim życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym, jakie plany zostały rozpoczęte lub co czeka do zrealizowania, dobrze jest skorzystać z noworocznej szansy, aby jak najlepiej zrealizować podjęte zamierzenia. 

Nowy kalendarz to zawsze ekscytująca, wielka niewiadoma, którą na noworocznej mszy ufnie zawierzam Panu Bogu. Za to, co było i się kończy, dziękuję i jeśli trzeba, przepraszam. I nie skupiając się zbytnio na tym, co było, patrzę do przodu z nadzieją. Jest taka modlitwa, której autorem jest popularny święty Ojciec Pio: „Przeszłość moją, o Panie, polecam Twemu Miłosierdziu. Teraźniejszość moją polecam Twojej Miłości. A moją przyszłość oddaję w ręce Twojej Opatrzności.” To dobra modlitwa, zwłaszcza na przełom starego i nowego roku. Życzę sobie i każdemu, aby był dobry, spełniony, zdrowy i szczęśliwy. I bądźmy dla siebie dobrzy!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama