Dwa dni przed Wigilią Bożego Narodzenia stanęła w moim pokoju symboliczna choinka, którą już się cieszę, choć światełka zabłysną nieco później. Jeszcze bożonarodzeniowa stajenka, w której mam proste figurki, okazyjnie kupione przez Internet. Dla mnie ważne, bo wyprodukowane w roku mojego urodzenia, czyli prawie pół wieku temu. Tak, zauważam, że jestem mocno przywiązany do tradycji i pewne szczegóły mają dla mnie znaczenie. Jest jeszcze coś, tak w dekoracjach świątecznych, jak i w przygotowaniu świąt. To wspólnota, osoby, z którymi można zrobić coś razem. Kiedy nie ma najbliższej rodziny, Bogu dzięki, znajdą się przyjaciele i dobrzy parafianie, gotowi do pomocy i dający cenne rady. Tak jest i w tym roku. Samemu w takich momentach byłoby może nie trudno, ale smutnawo. Bo Święta, zwłaszcza Boże Narodzenie, to czas, w którym dobrze być razem i wspólnie go organizować, aby móc go jak najlepiej przeżyć. Taka wspólnota daje poczucie radości i prowokuje wdzięczność. Te dwa słowa towarzyszą znów moim przedświątecznym refleksjom i życzeniom, które składam ludziom.
Po pierwsze rodzinność i potrzeba budowania, albo też odbudowywania, więzi międzyludzkich. Dlaczego z wypowiadaniem takich słów jak: dziękuję, przepraszam, proszę, kocham, mamy czekać na ostatnie chwile życia albo na czas, kiedy jest już za późno? I jeśli dobrze jest tych słów używać każdego dnia (i w dużych ilościach), to na pewno Boże Narodzenie jest okazją, aby do nich wrócić. Nie tylko stół wigilijny z tradycyjnymi potrawami, Pasterka i rodzinne spotkania mają łączyć. One mają przypominać o tym, jak bardzo potrzebny jest pokój, miłość i życzliwość. Czas pandemii pokazał wielu z nas, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem, jak potrafimy tęsknić i chcielibyśmy być blisko tych, których kochamy. Dziś zapytałem szefa brygady budowlanej, pracującej przy kościele: „A do Polski, kiedy?”. Wiedziałem, że planował z rodziną polecieć na Święta. Usłyszałem odpowiedź, z nieukrywanym smutkiem: „Niestety, nie ma Polski w tym roku. Wirus dopadł najbliższych i trzeba siedzieć tutaj”. Zrozumiałem, że dla wielu taka sytuacja wiąże się z prawdziwym bólem. Niestety jesteśmy wobec nich bezradni. Trzeba mieć nadzieję, że za rok się uda, ale to znów długie oczekiwanie. Dlatego warto ucieszyć się możliwością bycia i świętowania z rodziną i bliskimi, nie skracać tego czasu, nie ograniczać, ale przeżyć go jak najlepiej i razem. Dziś moja mama ze łzami tęsknoty mówi mi, że na grób mojego taty zaniesie w Wigilię kawałek opłatka. „Czy tak można?”, zapytała. „Oczywiście!”, zrób tak, mamo. To przecież wyraz twojej miłości i tęsknoty. Warto się poprzepraszać, pojednać i ucieszyć się sobą. Póki jesteśmy razem!
Drugą sprawą jest wdzięczność. Przede wszystkim za ten wielki dar, jakim jest życie. Kiedy uświadamiam sobie i mówię innym o darze życia, to od razu przychodzi mi na myśl, że świadomość daru i wdzięczność mobilizują do tego, żeby każdy dzień przeżywać jak najlepiej i w pełni. Wtedy także osobista „praca nad sobą” poprowadzi do tego, żeby uruchomić w sobie pokłady dobroci, dobrej woli i uczynków, które można zrobić dla innych. Dobre słowo nic nie kosztuje, czy nie jest miło, kiedy tych słów używa się więcej, kiedy można je sobie prezentować? Także wobec zupełnie przypadkowych ludzi, spotykanych w różnych sytuacjach, jak na przykład moje wspomnienia towarzyszy podróży samolotem do i z Europy. Człowiek wdzięczny to ktoś naturalnie i szczerze radosny. A przecież wciąż mówi się o deficycie takich ludzi, bo za wiele smutku, przemocy, nienawiści. Dlatego, jak mówią często amerykańskie hasła reklamowe: „Do it!” („Zrób to!”).
Często na świątecznym stole zapalamy świecę. Także bardzo lubię ten zwyczaj. W Polsce upowszechnia się od lat zapalanie „Betlejemskiego Światła Pokoju”. Na stronie internetowej tejże akcji, którą prowadzi polski ZHP, czyli harcerze, czytamy, że po raz pierwszy zorganizowano tę akcję w 1986 roku w Linz, w Austrii, jako część bożonarodzeniowych działań charytatywnych. Każdego roku dziewczyna lub chłopak z organizacji skautów, odbierają Światło z Groty Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Następnie Światło transportowane jest do Wiednia za pośrednictwem Austrian Airlines. W Wiedniu ma miejsce ekumeniczna uroczystość, podczas której Płomień jest przekazywany mieszkańcom miasta i przedstawicielom organizacji skautowych z wielu krajów europejskich. Związek Harcerstwa Polskiego organizuje Betlejemskie Światło Pokoju od 1991 roku. Tradycją jest, iż otrzymuje je od słowackich skautów. Przekazanie Światła odbywa się naprzemiennie raz na Słowacji, raz w Polsce. Polska jest jednym z ogniw betlejemskiej sztafety. Harcerki i harcerze przekazują Światło dalej na wschód: do Rosji, Litwy, Ukrainy i Białorusi, na zachód do Niemiec, a także na północ – do Szwecji.
Jeden z księży młodszego pokolenia napisał: „Betlejemskie Światło Pokoju to nie tylko idea, to pragnienie serca milionów ludzi. Po raz kolejny wpatruję się w ten płomień z nadzieją, że kolejny rok przyniesie więcej miłości niż nienawiści, więcej przebaczenia niż gniewu, więcej budowania niż burzenia. Pokój to zadanie, które muszę zacząć od siebie”. W Polsce Światło jest dostępne w wielu kościołach i miejscach publicznych, można zabrać do domu. Myślę o tym, że ta więcej niż idea zasługuje na to, by zapalić nią cały świat, aby zapanował pokój. Pomyślmy o tym, siadając do wigilijnych stołów, zapalając świecę i biorąc do rąk opłatek. Niech będzie pokój! Niech będzie rodzina, wspólnota, przyjaciele! Niech będzie wdzięczność! Niech będzie radość!
Błogosławionego, to znaczy szczęśliwego, zdrowego i pełnego pokoju Bożego Narodzenia 2021 roku!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.