Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:30
Reklama KD Market
Reklama

Pamiętamy czy wspominamy?

Z tym hasłem można się spotkać stosunkowo często, zwłaszcza na ramkach zdjęć profilowych w mediach społecznościowych, na plakatach i pierwszych stronach gazet. Przypomina ono zawsze o wydarzeniu historycznym, którego rocznicę się właśnie obchodzi. Tak było i teraz, 40 lat od wprowadzenia w Polsce stanu wojennego oraz kilka dni później przeprowadzonej krwawo pacyfikacji w Kopalni „Wujek”. Należę do pokolenia ówczesnych drugoklasistów szkoły podstawowej, którzy pamiętają, że zamiast niedzielnego „Teleranka”, było nadawane non-stop przemówienie Jaruzelskiego, a w domu była atmosfera niepokoju, czy aby nie przyjdą po naszego tatę lub dziadka. O tym zresztą już kiedyś w rocznicowym felietonie wspominałem.

Dziś jednak chcę się zatrzymać nad hasłem: „Pamiętamy”. Jeden z publicystów zamieścił post tej treści: „Hmmm… Coraz młodsi, ci ‘pamiętający’…”. Ciekawe spostrzeżenie i prowokacja zarazem. Na co inny publicysta odpisał: „Anglicy nie mają z tymi ‘coraz młodszymi pamiętającymi’ problemu, bo wiedzą, że jest różnica między „memory”, a ‘remembrance’. Niby różnica to niewielka, gdyż w tłumaczeniu podawane są znaczenia: „pamięć” i „wspomnienie”, jednak patrząc dokładniej, „memory” odnosi się do konkretnej osoby, grupy osób, zdarzenia, które pamiętam, zaś „remembrance” jest pamiątką, wspomnieniem ku czci kogoś lub jakiegoś wydarzenia. Zatem, jeśli na przykład urodziłem się po 13 grudnia 1981 roku, nie mogę pamiętać tego, co się wtedy wydarzyło, znam to tylko z przekazów świadków, którzy dzień ten świadomie przeżyli lub z historii. Wydarzenie tego typu będzie wspomnieniem, w które się włączam, aby je uczcić i ocalić od całkowitego zapomnienia, wymazania z historii. Ktoś mógłby powiedzieć, że bezsensownie czepiam się szczegółów. Nie, nawet o żadną poprawność tu nie chodzi. Warto jednak mieć na uwadze różnicę, kiedy zaczyna się afiszować w takim czy innym miejscu. Okazuje się bowiem, że nie zawsze takowe jest dobrze przyjmowane przez tych, którzy dane wydarzenie naprawdę przeżyli. Są sytuacje, które mogą ich nawet boleć, zwłaszcza gdy spotykają się z „mędrkami”, którzy na wszystko mają odpowiedź i uważają się za ekspertów w kwestiach zupełnie im obcych.

Szczerze mówiąc, nie wiem, skąd się to bierze. Nieraz mam takie gorzkie spostrzeżenia, gdy czytam uwagi niepokornych, bez względu na wiek, którzy agresywnie wręcz wyrażają się nawet pod adresem ludzi będących specjalistami lub autorytetami w danej dziedzinie. Także na gruncie Kościoła często zżymam się z, niestety, pseudo-intelektualistami, którzy kreują się na specjalistów we wszystkich kierunkach filozofii i teologii, liturgii i duchowości. I nie mają świadomości, że takie wymądrzanie się bywa po prostu żałosne. Dlatego czasami warto zamilknąć. Posłuchać, przemyśleć, duchowo przeżyć, a nie od razu pchać się do manifestów. „Cui bono?” („z korzyścią dla kogo?), ta stara łacińska maksyma powinna pojawiać się często w osobistych słownikach wielu, także polityków, duchownych, ludzi kultury, etc.

Z okazji 40. rocznicy przeczytałem kilka artykułów, wspomnień tamtych chwil, napisanych przez ludzi, którzy je przeżyli, doświadczając wiele boleści i upokorzeń oraz wielkiej niepewności. To są historie prawdziwe, gdyż przeżyte. Wielu Polaków, przedstawicieli emigracji lat 80’ albo tych, którzy otrzymali „wilczy bilet” w jedną stronę, ma do powiedzenia naprawdę sporo ciekawych historii, które warto powtarzać i wspominać, niekoniecznie okraszając stwierdzeniem: „Pamiętamy”. Bo co pamiętamy? Nawet jeśli, to ten brak „Teleranka”, ostrą zimę, puste półki w sklepach? To jednak zbyt mało. Trzeba oddać głos tym, którzy to przeżyli jako młodzi i dorośli ludzie. Ta i inne historie bez wątpienia są nie tylko po to, aby stawiać im pomniki, ale by podchodząc do nich z należną czcią, wyciągać wnioski oraz naukę na życie, aby nie powtarzać błędów. Okazuje się jednak, że mimo wszystko wciąż tych błędów wiele powtarzamy. Może też dlatego, że we wspomnienia angażujemy zbyt wiele emocji, a za mało rozumu. Każde wspomnienie jest ważną lekcją historii i zadaniem do odrobienia.

Pisząc te słowa, mam przed sobą perspektywę zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia. To także jakaś szczególna pamiątka, wspomnienie wydarzenia, które miało miejsce ponad dwa tysiące lat temu. Było ono historyczne i ponadczasowe zarazem. Dla jednych jest tylko wspomnieniem, pamiątką, zbiorem barwnych i ciepłych tradycji, komercją. Czymś, co wiąże się z wydatkami, przygotowaniami, światełkami. Irytuje mnie, kiedy ktoś, kto z wiarą nie ma zbyt wiele wspólnego, publicznie wyznaje: „Ale jestem zmęczony/zmęczona! Strojenie choinek, oświetlenie domu, dekoracje, prezenty, kartki, piąta już Wigilia. Kiedy to się wreszcie skończy?!” To trochę tak, jak z tym wszechobecnym: „Pamiętamy”. Brak tu odniesienia do istoty. Papież Franciszek powiedział kilka dni temu: „Nie przeżywajmy udawanego Bożego Narodzenia, tego handlowego”, ale „pozwólmy się ogarnąć przez bliskość Boga, atmosferę Bożego Narodzenia, sztukę, muzykę i tradycje, które zapadają w serce”, to znaczy przeżyjmy Boże Narodzenie w pełni! 

W tym samym przemówieniu do ofiarodawców tegorocznej choinki i Szopki na Placu Św. Piotra w Watykanie, powiedział papież, że drzewko i szopka „wprowadzają nas w klimat Bożego Narodzenia, który stanowi dziedzictwo naszej wspólnoty; to klimat bogaty w czułość, dzielenie się i rodzinną bliskość”. Słowa te oddają istotę, dzięki której przy pomocy tradycji świątecznych, można będzie Boże Narodzenie naprawdę przeżyć, sprawić, że stanie się bardzo moje i osobiste, że odtąd będę mógł spokojnie mówić: „Pamiętam!”, gdyż stałem się świadkiem wydarzenia, które jako ponadczasowe wciąż się dzieje i urzeczywistnia. Wtedy nie będzie już więcej tylko wspomnieniem, pamiątką, komercją.

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama