To prawdziwy fenomen, nad którym głowią się na co dzień ekonomiści i rozpisują się (albo rozgadują) wszystkie media. Amerykański rynek pracy po pandemii wciąż nie może odrobić straconych 4 milionów miejsc pracy. Jednocześnie ze statystyk wynika, że bezrobocie utrzymuje się na bardzo niskim poziomie, bo ludzie wcale nie chcą wracać do pracy.
„Jak Amerykanów w ogóle na to stać, aby nie pracować?” – zastanawia się autor analizy biznesowej na stronach CNN. „Jak wytłumaczyć to, co dzieje się na rynku pracy?” – pyta „Wall Street Journal”. Od maja mamy na rynku pracy więcej ofert zatrudnienia niż oficjalnych bezrobotnych. W listopadzie stopa bezrobocia spadła do 4,2 proc., co w praktyce oznacza, że to praca szuka człowieka, a nie człowiek pracy. Jeszcze na początku roku wskaźnik ten wyniósł 6,7 proc. Imponuje też tempo tworzenia nowych miejsc pracy –tylko w listopadzie gospodarka zyskała ich oficjalnie ponad pół miliona.
Tajemnica niskiego bezrobocia kryje się jednak w metodzie gromadzenia danych statystycznych. W Ameryce za bezrobotnych uważa się tylko tych, którzy aktywnie szukają nowego zatrudnienia. Ci, którzy zrezygnowali z szukania jakiegoś zajęcia wypadają z rachunków.
Po pandemii, która wysłała na długie miesiące na zasiłki i pakiety stymulacyjne całe miasta, wciąż 3,6 miliona ludzi nie wróciło na rynek pracy w porównaniu ze stanem zatrudnienia sprzed dwóch lat. Ekonomiści głowią się na temat przyczyn, choć trudno o jeden oczywisty powód. CNN pisze wręcz o micie, że młodzi ludzie nie chcą pracować, ponieważ mają się zupełnie dobrze na rządowym garnuszku. Narracja o tym, że ludzie mają za dużo pieniędzy, bo dostali czeki z pakietów stymulacyjnych i z zasiłków jest trochę naciągana. Powodów odejścia z rynku pracy było tyle, ile osób zdecydowało się nie szukać nowej pracy. Wiele kobiet zdecydowało się powrócić do tradycyjnej roli – prowadzenia gospodarstw domowych i wychowywania dzieci. Inni postanowili podnieść swoje kwalifikacje. Suche liczby mówią jednak coś ważnego – największą część osób, które nie wróciły na rynek pracy stanowią starsi wiekiem Amerykanie, którzy zdecydowali się na pójście na wcześniejszą emeryturę. Przyczyniły się do tego dwa czynniki – wzrost wartości nieruchomości oraz hossa giełdowa, które zwiększyły wartość majątków osób z pokolenia Baby Boomers. Do tego rynek oferował przede wszystkim miejsca pracy dla osób w pełnym wieku produkcyjnym, a więc młodszych niż 55 lat. Stąd z owych 3,6 miliona osób, które wycofały się z rynku pracy, aż prawie 90 proc. stanowią ludzie starsi, najczęściej już wcześni emeryci. Podobne są szacunki oddziału banku Rezerwy Federalnej z St. Louis, które mówią o 3 milionach dodatkowych osób, które od początku pandemii zdecydowały się na odejście na emeryturę – przynajmniej w porównaniu z długoletnimi trendami sprzed pojawienia się koronawirusa. Przyczyny odejścia z rynku pracy są nie tylko ekonomiczne. Często większe pole do popisu mają tu socjolodzy i psycholodzy społeczni. Mowa tu przecież o lękach i obawach związanych z pandemią i stanem zdrowia – wszak COVID-19, zwłaszcza przy pierwszych mutacjach uderzał przede wszystkim w osoby starsze. Wszechobecność zgonów i covidowy chaos zmuszał także do poważnych przewartościowań związanych z planami emerytalnymi. Refleksja, że „życie jest krótkie” często przesądzała o definitywnej rezygnacji z pracy, nawet za cenę niższych świadczeń.
Na rynku pracy cały czas wiele się dzieje, bo ze statystyk wynika, że Amerykanie masowo dziękują za pracę swoim pracodawcom – od czerwca jest to 4 miliony osób miesięcznie. Jednak w przypadku młodszych generacji jest to raczej czas przegrupowania – w poszukiwaniu lepszego zajęcia. A o te, jak zwykle, jest dużo trudniej, choć pracodawcy przerażeni nową mobilnością próbują podnosić płace i zwiększać zasięg oferowanych świadczeń. Część ekonomistów prognozuje także stopniowy powrót wczesnych emerytów na rynek pracy z powodu obecnych na nim luk, choć przyznają, że w konkurencji z młodszymi pracownikami nie będzie im łatwo.
Ucieczka na wcześniejszą emeryturę jest często decyzją wymuszoną przez okoliczności – grupowe zwolnienia, mniejsza mobilność starszego pokolenia, brak odpowiednich miejsc pracy w pobliżu – zmuszają do rezygnacji z poszukiwania zatrudnienia. To także nie najlepszy sygnał dla gospodarki. W krótkoterminowej perspektywie mniejszy udział starszego pokolenia w rynku pracy zwalnia tempo odbicia gospodarczego w pocovidowej rzeczywistości. W długofalowej – to recepta na poważne problemy finansowe w skali całego systemu emerytalnego w Ameryce. Polityków i ekonomistów czekać będzie niełatwe zadanie, aby namówić nowych emerytów do powrotu do pracy. A będzie to konieczne, bo system emerytalny nie wytrzyma wcześniejszych odejść z rynku pracy. Wydłuża się bowiem średnia długość życia (pandemia jest tylko pojedynczym epizodem), społeczeństwo szybko się starzeje. Ekonomiści biją na alarm: jeśli większa część Amerykanów nie zdecyduje się na pozostanie zawodowo czynnym do późnych lat, finansowe zagrożenia tylko się pogorszą. Ale każdy z nas decyzję o odejściu z rynku pracy podejmie już indywidualnie.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.