Pakt z diabłem
Genezy polowań na czarownice trzeba doszukiwać się w średniowieczu. Dla ludzi żyjących w tamtych czasach, gdy medycyna dopiero raczkowała, a klęski żywiołowe interpretowano jako przejaw gniewu bożego, czary stanowiły realne zagrożenie. Kościół katolicki, który stanowił autorytet nie tylko w kwestiach duchowych, początkowo uważał magię za przesąd nie stanowiący zagrożenia dla religii, z czasem jednak uznał ją za formę odstępstwa od wiary i przymierze z diabłem. Powoli zaczęto postrzegać wszelkie przejawy magii jako skutek działania złych duchów i zamach na święty porządek świata.
Wiara w diabła i zło była wówczas głęboko zakorzeniona, a religia interpretowała wiele zjawisk naturalnych oraz nieszczęść jako dzieło sił nadprzyrodzonych. W XIV wieku epidemia czarnej śmierci zabiła około jednej trzeciej populacji Europy, co jeszcze bardziej pogłębiło strach przed niewidzialnym wrogiem. W społeczeństwie szukano kozłów ofiarnych, by wyjaśnić niewytłumaczalne wydarzenia i ulżyć lękowi przed kolejnymi tragediami. W Europie Środkowej i Zachodniej czarownica była postrzegana jako wcielenie zła, służebnica szatana, która mogła sprowadzić na społeczność nieszczęścia, choroby, a nawet śmierć.
Młot na czarownice
Wierzono, że czarownice mają niezwykłe zdolności, które pozwalają im na rzucanie uroków, latanie na miotle, zmienianie się w zwierzęta, a nawet sprowadzanie katastrof naturalnych. Uważano także, że mogą wpływać na pogodę, wywoływać susze i burze, a ich celem jest szerzenie nieszczęść wśród ludzi. Jednym z mitów było tzw. znamię czarownicy – sądzono, że czarownice mają na swoim ciele specjalne znaki, które były rzekomym dowodem ich związku z diabłem. Znak mógł być blizną, pieprzykiem lub jakąkolwiek inną zmianą skórną. Sędziowie często przeprowadzali dokładne badania ciał oskarżonych, aby znaleźć „dowód” ich winy.
W Europie, szczególnie we Francji i Niemczech, czarownice były często oskarżane o rzucanie „klątwy mleka”, która miała sprawić, że krowy przestawały by
dojne. Inne legendy mówiły o tym, że czarownice zbierają się na szczytach gór, gdzie organizują sabat – rytuał, podczas którego oddają cześć diabłu i prowadzą orgiastyczne ceremonie.
W 1487 roku dwaj niemieccy inkwizytorzy, Heinrich Kramer i Jacob Sprenger, wydali traktat „Malleus Maleficarum” (Młot na czarownice), który stał się swego rodzaju podręcznikiem dla łowców czarownic. Książka ta była czymś więcej niż tylko zbiorem przerażających instrukcji; była manifestem ciemności i symbolizowała narzędzie terroru. Kramer i Sprenger wierzyli, że czarownice były zdolne do sprowadzenia najstraszniejszych plag i uroków na ludzi, zwierzęta i plony, i w związku z tym należało się ich bezwzględnie i bezlitośnie pozbyć.
„Malleus Maleficarum” opisywał sposoby, jak rozpoznać czarownicę, jak torturować podejrzaną oraz jak przeprowadzać procesy. Książka ta stała się przewodnikiem dla wielu inkwizytorów i sędziów do walki z „diabelskimi praktykami”, rozsiewając strach w całej Europie i stanowiąc przyczynek do ogromnej fali prześladowań.
Wieże tortur
W Niemczech, Francji i Szwajcarii przeprowadzono najbardziej krwawe procesy, szczególnie w okresie konfliktów religijnych wywołanych reformacją i kontrreformacją. W krajach protestanckich i katolickich z jednej strony dochodziło do rywalizacji o dominację religijną, a z drugiej – wzmacniano lęki i zabobony.
Niemcy są uważane za europejskie epicentrum polowania na czarownice. Szacuje się, że na przestrzeni XVI-XVII wieku, kiedy proceder ten osiągnął swoje apogeum, straciło tam życie około 25 tysięcy ludzi. W szczególności procesy nasilały się w okresach klęsk żywiołowych i epidemii, kiedy społeczeństwo szukało „winnego” dla zrozumienia źródła i powodu tych nieszczęść. W wielu miastach wznoszono specjalne wieże czarownic, w których przetrzymywano osoby oskarżone o czary. Wieże te stały się symbolem tortur i udręki.
Najbardziej brutalne procesy miały miejsce w Würzburgu i Bambergu. W Würzburgu biskup Philipp Adolf von Ehrenberg przeprowadził masowe procesy czarownic, w wyniku których w latach 1626-1631 straciło życie około 900 osób. W procesach tych oskarżane bywały całe rodziny – od starców po dzieci.
Szczególnie przerażający był przypadek 9-letniego chłopca, który został skazany na śmierć po tym, jak „przyznał się” do praktykowania czarów i „nawiązywania paktu z diabłem”. Wierzono, że dzieci mogą być bardziej podatne na wpływ zła, przez co także i one padały ofiarą tej mrocznej paranoi. Ofiary były poddawane rozlicznym torturom, takim jak przypalanie żelazem, wbijanie szpilek pod paznokcie, „rozciąganie” ciała i inne formy nieludzkich mąk.
W Bambergu, gdzie na czele procesów stał biskup Johann Georg Fuchs von Dornheim, wzniesiono specjalny budynek zwany Domem Czarownic, w którym przesłuchiwano oskarżone kobiety i mężczyzn. Wśród ofiar znalazł się m.in. John Junius, burmistrz miasta, który po brutalnych torturach przyznał się do kontaktów z diabłem. W swoim liście do córki, przemyconym z więzienia, opisał przerażające szczegóły swoich męczarni, jak przypalanie ogniem i rozciąganie na ławie tortur, które doprowadziły go do przyznania się do czynów, których nigdy nie popełnił.
Łowcy czarownic
Szczególnie tragiczne polowania miały miejsce we Francji, zwłaszcza w regionie Lotaryngii. Miejscowy biskup Nicolas Rémy w latach 1582-1592 prowadził tu masowe procesy, w wyniku których stracono około 900 osób. Rémy, jeden z najbardziej okrutnych sędziów tamtych czasów, twierdził, że „szatańskie czarownice” były wszechobecne, a ich eliminacja była moralnym obowiązkiem chrześcijanina. Dla Rémiego kobiety były szczególnie podejrzane, wierzył bowiem, że słabsze duchowo, łatwiej poddają się wpływom diabła.
W Anglii polowania miały mniej gwałtowny przebieg, ale za to były bardziej formalne. Matthew Hopkins, samozwańczy „łowca czarownic”, odegrał znaczącą rolę w szerzeniu histerii związanej z czarami, szczególnie podczas angielskiej wojny domowej. Hopkins wraz ze swoim zespołem podróżował po wioskach, oskarżając kobiety o czary i czerpiąc zyski z ich egzekucji.
Fala prześladowań dotarła także do Skandynawii. Jednym z najbardziej znanych przypadków jest proces w Vardø w północnej Norwegii. Między 1662 a 1663 rokiem odbyło się tam jedno z najbardziej krwawych polowań na czarownice w historii tego kraju, w wyniku którego skazano na śmierć 91 osób. Większość ofiar stanowiły kobiety pochodzenia lapońskiego.
Płonące stosy
Procesy o czary rzadko kończyły się na samych oskarżeniach. Stosowano liczne, niezwykle brutalne metody tortur, aby wymusić przyznanie się do winy. Wierzono, że diabeł nadaje czarownicom nadludzką wytrzymałość, dlatego tortury były długie i okrutne, a oprawcy dążyli do tego, by złamać ich ciało i ducha. Często stosowano „skuwanie”, polegające na krępowaniu ciała oskarżonej w taki sposób, aby utrudnić jej oddychanie, co prowadziło do powolnej agonii. Używano także tzw. hiszpańskiego buta, w którym łamano stopy i golenie, rozrywając mięśnie i kości.
Jedną z najbardziej popularnych metod dowiedzenia winy były tzw. próby wody, szczególnie okrutne i wymowne. Uważano, że jeśli kobieta wrzucona do zimnej rzeki wypłynie na powierzchnię, jest winna, ponieważ diabeł nie pozwoli jej zatonąć. W przeciwnym razie – była niewinna, ale… już martwa. Próby te, nieodwracalnie wiążące się z torturą, były wykorzystywane w całej Europie, a później w Ameryce Północnej.
Kiedy tortury kończyły się wymuszonym przyznaniem się do winy, najczęstszą karą była śmierć na stosie. Spalenie żywcem miało oczyścić duszę winnej, lecz jednocześnie stanowiło symboliczne unicestwienie zła, które w ten sposób miało przestać istnieć. Na stosach ginęły głównie kobiety, lecz ofiarami polowań byli także mężczyźni, dzieci, a nawet duchowni.
Wiedźmy Nowego Świata
Prześladowania czarownic nie skończyły się na Europie. Gdy kolonizatorzy dotarli do Ameryki Północnej, przenieśli tam swoje wierzenia i strachy przed nadprzyrodzonymi siłami. W osadzie Salem w Nowej Anglii doszło do jednych z najbardziej znanych procesów czarownic.
W XVII stuleciu miasteczko to było miejscem surowych zasad i głębokiej pobożności. Mieszkali tu purytanie – wyznawcy rygorystycznego odłamu chrześcijaństwa, który kładł nacisk na życie zgodne z Biblią i walkę z wszelkim złem. Wiara ta nakazywała im uznawanie, iż świat duchowy to miejsce walki między siłami dobra i zła, a także demonizowanie wszystkiego, co mogło zakłócić ich religijną wspólnotę. Strach przed niewidzialnym zagrożeniem, jakim miały być czary, spotęgował nieufność. A także lęki związane z konfliktem między biedniejszymi a bogatszymi mieszkańcami osady, które narastały od lat.
Iskrą, która zapoczątkowała lawinę oskarżeń, było podejrzane zachowanie dwóch dziewcząt, Betty Parris i Abigail Williams, córki i siostrzenicy pastora miejscowego kościoła, Samuela Parrisa. Dziewczęta zaczęły wykazywać symptomy, które w ówczesnym rozumieniu przypisywano opętaniu – krzyczały, wyginały się w nienaturalny sposób, miały drgawki i napady histerii. Wkrótce dołączyły do nich inne dziewczyny, których zachowanie jeszcze bardziej zaniepokoiły lokalną społeczność.
Pastor Parris i inni przywódcy religijni natychmiast podjęli kroki, aby odkryć źródło rzekomego opętania. Z pomocą egzorcystów i pod nadzorem sędziów dziewczęta zostały poddane przesłuchaniom, a one same zaczęły wskazywać winowajców, co przybrało formę masowych oskarżeń. Pierwsze zarzuty padły na osoby społecznie marginalizowane – niewolnicę Titubę, żebraczkę Sarah Good i starszą kobietę, Sarah Osborne. Ich rzekome związki z siłami nieczystymi stały się dla mieszkańców Salem niezbitym dowodem na istnienie czarów w ich społeczności.
Ofiary szaleństwa
Procesy nabierały intensywności, a atmosfera w miasteczku stawała się coraz bardziej napięta. Sąd specjalny powołany do prowadzenia spraw o czary przyjmował dowody oparte na zeznaniach dzieci i „wizjach” – formie dowodu, która dziś wydaje się absurdalna, ale wówczas była traktowana jako niepodważalna. Ludzie byli torturowani, by przyznali się do winy, a każdego dnia na ławie oskarżonych zasiadali kolejni mieszkańcy Salem, oskarżani przez sąsiadów, a nawet najbliższych.
Na stosach i szubienicach ginęły młode kobiety, starsi ludzie, a także osoby cieszące się szacunkiem. Wyrok śmierci wykonano na 19 osobach przez powieszenie, a jeden człowiek, Giles Corey, został zamęczony przez miażdżenie kamieniami, gdy odmówił odpowiedzi na zarzuty.
Jesienią 1692 roku, gdy liczba ofiar rosła, a histeria zaczynała wpływać na życie coraz większej rzeszy ludzi, zaczęły pojawiać się wątpliwości co do słuszności procesów. Sędzia Samuel Sewall oraz pastor Increase Mather zaczęli otwarcie wyrażać sceptycyzm wobec dowodów używanych w sądzie. Powoli nastroje się odwracały, aż w końcu gubernator stanu William Phips zainterweniował, rozwiązując sąd specjalny i uwalniając oskarżonych.
Dopiero po latach wielu uczestników procesów otwarcie przyznało, że padło ofiarą szaleństwa. Jednak Salem na zawsze już pozostało symbolem irracjonalnego strachu, niesprawiedliwości i skutków zbiorowej histerii.
Mroczne dziedzictwo
Polowania na czarownice stopniowo wygasły na przełomie XVII i XVIII wieku. Wraz z rozwojem nauki, racjonalizmu i medycyny ludzie zaczęli rozumieć, że wiele zjawisk, które wcześniej przypisywano czarom, miało naturalne wytłumaczenie. Oświecenie, epoka rozumu, przyczyniło się do zakończenia ery procesów czarownic. Choć nie od razu – trwały one jeszcze przez jakiś czas, szczególnie na peryferiach Europy i w odległych rejonach Nowego Świata.
Polowania na czarownice pozostawiły po sobie mroczne dziedzictwo. Były przestrogą przed tym, do czego prowadzić może społeczna paranoja i ślepe podążanie za lękiem i przesądami. Wiele współczesnych społeczeństw uznało te wydarzenia za znak ostrzegawczy – jako przypomnienie, jak łatwo ludzie mogą ulec zbiorowej histerii i jak potężnym narzędziem manipulacji jest strach przed „niewidzialnym wrogiem”.
W Salem, jak i w wielu innych miejscach, które były świadkami tych mrocznych wydarzeń, stoją dziś pomniki pamięci, przypominające o setkach tysięcy ofiar tamtych okrutnych czasów. Są one symbolem ludzkiej nietolerancji i uprzedzeń. Dowodzą także łatwości, z jaką sfanatyzowane społeczeństwo potrafi zanurzyć się w najgłębsze ciemności.
Monika Pawlak