W lipcu 2018 roku najstarsze roczniki „Dziennika Związkowego” trafiły do Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, gdzie trwają prace nad ich konserwacją i digitalizacją. O postępach i wyzwaniach towarzyszącym temu projektowi opowiada dyrektor Archiwum IPN, Marzena Kruk.
Grzegorz Dziedzic: Cieszę się, że mamy okazję znowu się spotkać i porozmawiać. Poznaliśmy się trzy lata temu przy okazji przekazania archiwum „Dziennika Związkowego” Instytutowi Pamięci Narodowej.
Marzena Kruk: – Tak, trzy lata, w marcu 2018 roku temu IPN podpisał umowę ze Związkiem Narodowym Polskim, na mocy której archiwalne numery zostały wysłane do Warszawy, gdzie dotarły w lipcu. Na miejscu zajęliśmy się ich konserwacją i właściwym zabezpieczeniem pod kątem archiwalnym i konserwatorskim.
Ja wspominam przekazanie archiwum „Dziennika Związkowego” jako wydarzenie bardzo istotne i ekscytujące. Ciekaw jestem, jak Pani je zapamiętała.
– Dla mnie było to duże przeżycie, ponieważ decyzja o przekazaniu zasobów archiwalnych była bezprecedensowa. Po raz pierwszy organizacja polonijna zdecydowała się przekazać Instytutowi Pamięci Narodowej ważną część swoich zbiorów archiwalnych. Wiem, że była to decyzja niełatwa, ale bardzo ważna, bo bez niej nie udałoby się ocalić archiwalnych roczników gazety. Ogromnie się z tej decyzji cieszę. Dla nas, pod względem archiwalnym i konserwatorskim od początku było to duże wyzwanie. Każdy z etapów był obarczony ryzykiem: pakowanie zasobów archiwum, transport do Polski, później rozpakowywanie i wszystkie kolejne etapy prac konserwatorskich. Zaczęliśmy od analizy mikrobiologicznej papieru. Na niektórych rocznikach obecność mikroorganizmów była widoczna gołym okiem, ale musieliśmy zbadać je wszystkie. W przeciwnym wypadku dalsza degradacja papieru wciąż by postępowała, a mikroorganizmy mogłyby stanowić ryzyko dla zdrowia konserwatorów.
Kojarzy mi się to z klątwą Tutenchamona, za którą odpowiedzialne były właśnie niewidoczne gołym okiem mikroby.
– Życie, które rozwija się na starym gazetowym papierze często samemu papierowi nie szkodzi, ale może powodować poważne komplikacje zdrowotne u osób, które mają z tym papierem kontakt. W tym konkretnym przypadku nie znaleźliśmy żadnych szczególnie niebezpiecznych żyjątek dla ludzi, ale całkiem sporo tych niszczących papier. Zanieczyszczeń było sporo. Odkryliśmy obecność grzybów strzępkowych, bakterii i drożdżaków. Wiemy jednak, w jaki sposób sobie z nimi radzić. Zaczęliśmy od analizy mikrobiologicznej zasobów, następnie zajęliśmy się ich odgrzybianiem i czyszczeniem, a dopiero potem rozpoczęliśmy poważne prace konserwatorskie. Większość wykrytych grzybów pleśniowych może powodować reakcje uczuleniowe i choroby dróg oddechowych. Na szczęście ich stężenie nie zagrażało zdrowiu naszych pracowników.
Bez wchodzenia w szczegóły techniczne, proszę przybliżyć czytelnikom, na czym takie prace polegają. Jakie są poszczególne kroki konserwacji i archiwizacji starych gazet?
– Najpierw analiza mikrobiologiczna, następnie fumigacja, czyli dezynfekcja, następnie mechaniczne czyszczenie zasobów z brudu i kurzu. Po tych czynnościach papier jest przygotowywany do podklejenia specjalną bibułką, która jest naklejana jednostronnie, żeby wzmocnić kartkę i zapobiec jej rozpadaniu się i kruszeniu. Następnie pilnujemy, aby strony zostały ułożone we właściwy sposób i przygotowane do digitalizacji. Gdybyśmy położyli na skanerze strony bez ich uprzedniego przygotowania, zniszczylibyśmy ten kruchy materiał. Po digitalizacji strony są wkładane do specjalnych kartonów i przechowywane w optymalnych warunkach.
Pamiętam, że muszą zostać spełnione bardzo specyficzne warunki przechowywania tego typu zasobów.
– To prawda. W magazynie musi panować odpowiednia temperatura powietrza i optymalny poziom wilgotności. Warunki muszą być stałe, czyli bez wahań temperatury czy wilgotności.
Czy podczas prac konserwatorskich natrafiliście na jakieś niespodzianki?
– Okazało się, że niektórych numerów lub ich fragmentów po prostu brakuje. Nie ma na przykład września 1939 roku albo pierwszej strony z wiadomościami o ataku na Pearl Harbor. Ktoś sobie te materiały przywłaszczył. Podczas prac konserwatorskich ustalamy, których stron brakuje i zapisujemy te braki. Mamy też nadzieję, że uda nam się te brakujące strony odzyskać. W tym miejscu chcę zaapelować do czytelników. Jeśli macie Państwo w swoich domach, wśród swoich pamiątek, te brakujące strony i numery, proszę przekażcie je do archiwum IPN. Byłoby wspaniale móc uzupełnić te braki, a dzięki Państwa pomocy archiwum „Dziennika Związkowego” może być w całości zachowane dla przyszłych pokoleń.
Wspomniała Pani o wyzwaniach, które towarzyszą pracom nad konserwacją i archiwizacją starych wydań gazety. Jakie to wyzwania?
– Największym wyzwaniem jest dla nas ściganie się z czasem. Niektóre tomy, zwłaszcza te najstarsze, są w bardzo złym stanie, papier jest bardzo kruchy i degradacja materiału postępuje. Dokładamy wszelkich starań, żeby tymi najbardziej zagrożonymi rocznikami zająć się w pierwszej kolejności, ale oprócz pracy nad „Dziennikiem Związkowym” mamy też inne równoległe projekty. Jestem jednak spokojna, że uda nam się wygrać ten wyścig z czasem. Proszę pamiętać, że prace nad jednym rocznikiem trwają wiele tygodni, bo każdy z roczników składa się z setek stron. Dotychczas udało nam się zakończyć prace nad 25 tomami. Pracujemy intensywnie nad kolejnymi trzema. To ogromny, czasochłonny i bardzo kosztowny projekt.
Tym bardziej jesteśmy wdzięczni za uratowanie naszego archiwum. Bez pomocy IPN nie byłoby to możliwe, a przecież w kontekście historycznym i badawczym są to zasoby bezcenne.
– Absolutnie należało uratować to archiwum i od samego początku nie mieliśmy ani jednego momentu zawahania, czy się tego podjąć. Wiedzieliśmy, że trzeba to zrobić. Myślę, że po stronie redakcji i wydawcy ta decyzja o przekazaniu oryginałów była trudniejsza, niż nasza o podjęciu się zadania ich konserwacji i archiwizacji. Od początku byliśmy przekonani, że ogromne bogactwo tych archiwalnych roczników musi zostać ocalone.
Dwadzieścia pięć tomów jest już zabezpieczone, pora zapytać, kiedy przewiduje Pani zakończenie prac?
– Trudno jest mi precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Mogę jedynie zapewnić, że dołożymy wszelkich starań, aby stało się to jak najszybciej. Przed nami jednak jeszcze kilka lat pracy. Staramy się rozbudować nasz zespół tak, aby przynajmniej jedna osoba przez cały czas zajmowała się „Dziennikiem Związkowym”, a wówczas prace przyspieszą.
Ostatnio delegacja IPN ponownie gościła w Chicago. Wiem, że trwają rozmowy na temat archiwizacji innych zasobów Związku Narodowego Polskiego. Proszę uchylić rąbka tajemnicy.
– Rozmowy na temat poszerzenia współpracy rozpoczęliśmy już jakiś czas temu. W archiwum „Dziennika Związkowego” wciąż są materiały, które nie znalazły się na łamach, a są arcyciekawe. Ja już się cieszę na tę współpracę. Rozmawialiśmy też wstępnie o konserwacji i archiwizacji innego tytułu prasowego, czyli „Zgody”. Mam nadzieję, że kiedy kolejny raz przyjadę do Chicago, czyli na wiosnę, będziemy mogli już porozmawiać o szczegółach i konkretach. Scenariuszy współpracy jest kilka, a najważniejsze jest, żeby ocalić zagrożone zniszczeniem zbiory. Żeby te archiwa zabezpieczyć, uporządkować, zdigitalizować, a tym samym udostępnić szerszemu gronu odbiorców.
Czy w Polsce jest zainteresowanie tymi archiwalnymi materiałami z Chicago?
– Zainteresowanie jest ogromne. O przejęciu archiwum szeroko informowaliśmy opinię publiczną w Polsce i dzięki temu zbiory cieszą się ogromnym zainteresowaniem badaczy. Udostępniamy im zabezpieczone materiały, jak również sami chętnie do nich sięgamy. W starych rocznikach „Dziennika Związkowego” drzemie niezwykłe bogactwo wiedzy o świecie, którego już nie ma.
Jakie są korzyści z udostępniania tych materiałów badaczom i szerszemu gronu odbiorców?
– Badacze zyskują dostęp do źródeł, do których do tej pory dostępu nie mieli. Badania naukowe tekstów i innych treści, jak choćby ogłoszeń drobnych, pozwalają zbudować pełniejszy obraz Polonii. Dowiadujemy się, co fascynowało i zajmowało ówczesnych Polaków mieszkających w Chicago, o czym chcieli czytać, jak żyli i jakie mieli potrzeby. To niezwykle bogate źródło pozwalające zrozumieć i opisać życie dawnej Polonii w USA. Jednocześnie to przecież jest część naszego narodowego dziedzictwa.
Na koniec zapytam, jakie to uczucie powracać do Chicago?
– Moja pierwsza wizyta w Chicago trzy lata temu była dość trudna i pamiętam swoje zdenerwowanie. Natomiast przyjęcie, z jakim się spotkałam, chęć współpracy i świetny kontakt, jaki udało nam się nawiązać sprawiają, że wracam do Chicago z wielką radością. Czuję się w Chicago dobrze i mam nadzieję, że uda nam się zrealizować jeszcze wiele wspólnych projektów, a dzięki temu przybliżyć Polakom w Polsce prawdziwy, nieskrzywiony stereotypami obraz Polonii. Chicagowska Polonia z pewnością na to zasługuje.
Dziękuję za rozmowę.
W tym miejscu chcę zaapelować do czytelników. Jeśli macie Państwo w swoich domach, wśród swoich pamiątek, te brakujące strony i numery, proszę przekażcie je do archiwum IPN.
Grzegorz Dziedzic jest byłym członkiem redakcji „Dziennika Związkowego” i stałym współpracownikiem gazety.