Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 10:35
Reklama KD Market
Reklama

Jak sójka za… ocean

Na swoim koncie na Facebooku, krakowski biskup pomocniczy z franciszkańską duszą bernardyna, Damian Muskus, zamieścił urocze zdjęcie sójki z podpisem: „Nie odleciała”. Widocznie ma się w zapadającej w zimowy sen Polsce całkiem nieźle. Może czuje się bezpiecznie pomimo wszystko, co w Polsce i na jej granicach się dzieje. A może szkoda jej odlatywać, bo znalazła tutaj swoje bezpieczne gniazdo. Może… tego nie wie nikt, bo sójka nikomu tego nie powie. Przyszła mi na myśl dzisiaj o poranku, kiedy kolejny raz domykałem walizkę. Moja mama patrzyła nieco smutnym wzrokiem, znów zostaje w domu sama, mnie także zrobiło się smutno. Życie misjonarza, życie w drodze, z dala od ojczyzny i domu, nie jest mimo wszystko łatwe. Ciągle trzeba zostawiać to, co w sercu najdroższe. W chwili, gdy samolot odrywał się od pasa startowego na krakowskich Balicach, popłynęła łza z mojego oka. Spojrzałem przez okno, zrobiłem zdjęcie i powiedziałem: „Do widzenia, Polsko!”.

Patrząc z perspektywy życia za oceanem, za każdym razem widzę wyraźnie, jak mój polski dom się zmienia. Czy na lepsze, czy na gorsze, tego nie wiem. Zawsze z jednej strony jest tak, a z drugiej inaczej, zawsze są dwie strony medalu. Mam wrażenie, że Polska jest zmęczona, a żyjący w niej ludzie mocno zestresowani. I nie myślę bynajmniej w kategoriach gospodarki czy sytuacji politycznej. Od półtora roku każdego dnia jedną z najważniejszych informacji w czołówkach wiadomości jest raport Ministerstwa Zdrowia podający liczbę zakażonych koronawirusem oraz ilu tej doby z tego powodu zmarło. Wciąż mocna jest grupa „opozycjonistów” nawołujących do bojkotowania „tak zwanej pandemii”, która według nich nie istnieje, jak również bojkotowania zapobiegania jej poprzez szczepienia. Irytują mnie szczerze argumenty „religijne”, przywołujące jakieś prywatne objawienia i nauczania. Przedwczoraj zmarła zarażona covidem mama mojego kolegi z klasy, ojciec w stanie krytycznym leży na tym samym oddziale. Widziałem zalane łzami oczy mojego kolegi i jego rodzeństwa. Tak, to rodzinna tragedia, ale jest ich wiele.

Kolejne codzienne doniesienia dotyczą sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, wojna hybrydowa, uchodźcy, nasze służby i wojsko ofiarnie broniące Polski oraz o sporach politycznych i społecznych wynikających z tej niepewnej kwestii. I tak właściwie dzień za dniem. A w ludziach wzrasta poziom agresji, jakby spada empatia, a są zachowania, które wprost zakrawają o chamstwo. W ubiegłym tygodniu na przykład po wejściu do autobusu zauważyłem, że to nie ta firma, na którą miałem wykupiony bilet. Wychodzę przed autobus, pan kierowca spaceruje, paląc papierosa i przeglądając telefon. Podszedłem i grzecznie proszę o otwarcie mi bagażnika, gdzie z brzegu leżała moja walizka. Mając prawie dziesięć minut do planowanego odjazdu, człowiek ten zaczął okładać mnie epitetami, co ja w ogóle sobie myślę i jak mogę tak „pogrywać”. Zrobiło mi się bardzo przykro i poprosiłem kolejny raz o otwarcie bagażnika. W końcu musiałem tego zażądać, zapowiadając, że w przypadku odmowy, poproszę o pomoc. Długo myślałem nad tym incydentem. Dostrzegam, że jest ich w naszym społeczeństwie naprawdę wiele. Czy tak trudno opanować emocje i być nieco bardziej kulturalnym i miłym? 

W Pierwszą Niedzielę Adwentu głosiłem kazania w mojej rodzinnej parafii. W czytanej Ewangelii, padały groźne słowa, zapowiadające nadchodzące „znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy”, wobec których „ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Choć powiało grozą, nie na strachu jednak trzeba się skupiać. Każdy znak zawiera jakąś informację, ostrzeżenie, nakaz, zakaz. Są one jednak po to, by wskazać właściwą drogę, a nie by zasiać lęk. Wszelkie wróżbiarstwo i prorokowanie na własną rękę nic nie wnosi, a tu chodzi przede wszystkim o to, aby mieć nadzieję, z której powinien wypływać optymizm. Dlatego Adwent to nowy początek nowego czasu i nowa szansa, z której może narodzić się nowy człowiek.

I jeszcze w tej samej Ewangelii padły słowa: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych”. Odczytałem w nich nie groźbę surowego nauczyciela, ale troskę przyjaciela, mamy lub taty, którzy kochaną osobę ostrzegają przed tym, by koncentrując się na sprawach drugorzędnych i nieistotnych, obżerając się i upijając, nie zagubiły właściwej drogi. Oba te przesłania są najlepszą odpowiedzią na pytanie, jak właściwie odczytywać wszelkie znaki, które pojawiają się w życiu oraz jak nie ulegać iluzji tanich proroctw i przepowiedni. Po to Pan Bóg dał nam rozum, aby go używać. Myśleć, pytać, rozeznawać. 

A dzisiaj dostałem w prezencie spotkanie z kolejną niezwykle ciekawą osobą, z którą lecąc nad oceanem, mogłem przegadać niemal cały czas podróży. Tematem było życie, upokarzane przez rasizm, bunt na Pana Boga i świat, dorastanie w bólu i w poświęceniach z miłości do najbliższych rodziców i rodzeństwa. Mój rozmówca, 28 letni Amerykanin pochodzenia latynoskiego, ateista, spotykający na pokładzie samolotu katolickiego księdza, Polaka. Rozmawiamy ze sobą w języku włoskim. W niezwykle poruszającej historii spotkałem pięknego, bardzo inteligentnego człowieka, w którym jest tak wiele dobroci. Powiedziałem mu, że Pan Bóg kocha go bardziej, niż to sobie wyobraża, bo chociaż on sam na Niego się pogniewał, to Bóg nie przestał go kochać, widząc mega dobro, które czyni. „Bracie!”, to słowo poruszyło nim najbardziej. Ale nie mogłem inaczej. To Brat, bo mimo wielu różnic, jest więcej takich punktów, które nas łączą.

Sójka doleciała „za ocean”, zbierając bogactwo wielu chwil i spotkań. Życie jest naprawdę bardzo dynamiczne. Trzeba motylkowym uważnie przeżywać i czytać. Życie jest darem i zadaniem od Boga Stwórcy. Dlatego, wracając do niedzielnej Ewangelii: „Nabierzcie ducha i podnieście głowy, albowiem zbliża się wasze odkupienie”!

ks. Łukasz Kleczka SDS

Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.


Corona test lane at Schiphol Airport for travelers from South Africa, Netherlands - 30 Nov 2021

Corona test lane at Schiphol Airport for travelers from South Africa, Netherlands - 30 Nov 2021


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama