W roku 1969 dwudziestoletni Theodore J. Conrad pracował jako kasjer w banku Society National w mieście Cleveland w stanie Ohio. Pewnego dnia po godzinach pracy wszedł do sejfu, zapakował 215 tysięcy dolarów (1,7 miliona dolarów dzisiejszych) do papierowej torby i wyszedł. Od tego czasu wszelki ślad po nim zaginął. Mimo intensywnego śledztwa sprawcy przestępstwa nigdy nie znaleziono. A ściślej – nigdy aż do bieżącego roku...
O Conradzie niewiele wiadomo. Jego znajomi zeznali jednak, że na rok przed kradzieżą pieniędzy Theodore był zafascynowany filmem Steve’a McQueena pt. The Thomas Crown Affair, który przedstawia znudzonego milionera postanawiającego dokonać napadu na bank dla zabawy. Conrad chwalił się przyjaciołom, że mógłby z łatwością popełnić podobne przestępstwo, gdyby tylko chciał. Ochota taka przyszła mu w lipcu 1969 roku. Kasjer postanowił zrabować gotówkę w piątek, gdyż wiedział doskonale, iż nikt nie zauważy braku pieniędzy aż do poniedziałku. Tak też się stało. Gdy Conrad nie pojawił się w pracy, a w sejfie odkryto brak gotówki, oczywiste stało się to, że to on był sprawcą kradzieży.
Bez śladu
Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte przez U.S. Marshals Service przy współpracy lokalnej policji. Jednak od samego początku wiadomo było, że znalezienie złodzieja będzie trudne. W policyjnych kartotekach nie było odcisków palców Conrada, a w banku nie istniały powszechnie dziś stosowane zabezpieczenia, np. kamery monitoringu. Niejasne było też to, w jaki sposób kasjer mógł bez przeszkód wyjść z banku nie budząc żadnych podejrzeń. Być może wynikało to z faktu, iż nikt nie spodziewał się napadu na placówkę od wewnątrz, czyli skoku zorganizowanego przez jednego z pracowników. Bardzo szybko wykluczono możliwość tego, że w przestępstwie brał udział jeszcze jakiś inny pracownik banku.
Na czele grupy śledczych stanął John K. Elliot, dla którego wytropienie Conrada stało się na kilka lat niemal obsesją. Zbiega poszukiwano w Kalifornii, na Hawajach oraz w Teksasie i Oregonie. Conrad stał się też bohaterem telewizyjnych programów America’s Most Wanted i Unsolved Mysteries. Sprawdzono niemal każdy ślad i każde doniesienie o tym, iż Conrada ktoś gdzieś widział. Wszystko to jednak nie przyniosło żadnych rezultatów.
Jeśli złodziej wydawał skradzione pieniądze w taki czy inny sposób, też nie sposób było tego wykryć, gdyż nie wiadomo było nawet dokładnie, w jakich nominałach była ta gotówka, a numery seryjne banknotów nie były zarejestrowane. Dochodzenie utknęło w miejscu i po pewnym czasie całą sprawę umieszczono w katalogu nigdy niewyjaśnionych zagadek. Elliot nie dał wprawdzie za wygraną i nadal zbierał wszelkie możliwe informacje, ale doskonale rozumiał, iż nie miał większych szans na sukces bez jakiegoś istotnego przełomu.
Sprawa rodzinna
Kiedy doszło do kradzieży w Cleveland, Peter – syn głównego śledczego Elliota – był ośmioletnim chłopcem. Peter pamięta, że w roku 1970 poprosił raz ojca przy biesiadnym stole, by podał mu miskę z ziemniakami. John powiedział żartobliwie, że zrobi to dopiero wtedy, gdy znajdzie Teda Conrada. Później Peter postanowił pójść w ślady ojca. Najpierw wstąpił w szeregi ATF (Bureau of Alcohol, Tobacco, Firearms and Explosives). W roku 2003 prezydent George W. Bush nominował go do U.S. Marshals Service. Ostatecznie Peter zajął to samo stanowisko co ojciec i przejął kontrolę nad tzw. cold cases, czyli śledztwami umorzonymi wcześniej z powodu braku postępów. W tej roli Peter Elliot zaczął ponownie analizować wszystkie szczegóły kradzieży z roku 1969.
John Elliot ostatnie lata życia spędził w domu opieki, gdzie był często odwiedzany przez syna. Rozmawiali ze sobą o starych dziejach, w tym również o nierozwiązanej sprawie Conrada. Peter zapewniał ojca, że prędzej czy później wyjaśni tę zagadkę, czyli dokończy jego dzieła. Po raz ostatni odwiedził go w marcu 2020 roku i pokazał mu na iPadzie kilka fragmentów starych programów telewizyjnych, w których John udzielał wywiadów. Kilka dni później John zmarł, a to oznaczało, że nie doczekał momentu, w którym Conrad zostanie znaleziony. A moment ten nadszedł wkrótce potem.
Nekrolog i podpisy
W maju tego roku w jednej z gazet w Bostonie ukazał się nekrolog niejakiego Thomasa Randele, mieszkańca miejscowości Lynnfield, położonej w odległości 16 mil od Bostonu. Śledczy nie ujawnili jak dotąd, dlaczego nekrolog ten zainteresował ich szczególnie. Jednak wiadomo, że zawierał on dane, które były zbieżne z biografią Conrada. Randele miał się urodzić 10 lipca 1947, a datą urodzenia Conrada był 10 lipca 1949 roku. Ponadto imiona rodziców Randele były takie same jak imiona rodziców Conrada. Miejsce narodzin obu panów – Denver. Miejsce studiów – też to samo, czyli New England College.
Wszystkich tych zbieżności było zbyt dużo, by w grę mógł wchodzić przypadkowy zbieg okoliczności. Wydawało się, że Conrad wymyślił sobie nową tożsamość, ale wiele faktów z prawdziwego życiorysu zachował bez zmian. Jednak Elliot wciąż potrzebował jakiegoś konkretnego dowodu na to, że Randele tak naprawdę był Conradem. Dowód taki pojawił się w formie dwóch podpisów. Jeden z nich Conrad złożył na podaniu o przyjęcie na studia. Drugi podpis z 2014 roku widniał na dokumencie sądowym i został złożony przez Randele. Analiza grafologiczna tych podpisów wykazała, że były one dziełem tego samego człowieka.
W obliczu tego faktu Elliot pojechał do Lynnfield i zapukał do drzwi domu rodziny Randele. Powitała go nieco zaskoczona wdowa po Thomasie, która niemal natychmiast wyjawiła prawdę. Zeznała, że w maju tego roku, gdy jej mąż wiedział, iż nie ma szans na zwycięstwo w walce z rakiem płuc, zdradził swojej rodzinie prawdziwe nazwisko i opowiedział o tym, co zrobił w 1969 roku. Randele’owie nie powiadomili od razu policji o wyznaniu Conrada, gdyż uważali, że przestępstwo popełnione przed ponad pół wiekiem nie ma już dziś żadnego znaczenia. Mylili się. Napady na banki nie podlegają mechanizmowi przedawnienia, a zatem gdyby Conrad nadal żył, zostałby aresztowany i osądzony. Mimo to Peter Elliot twierdzi, że nie zamierza pociągnąć krewnych Conrada do jakiejkolwiek odpowiedzialności kryminalnej.
Nieuchwytny za życia
W sumie Theodore Conrad w roli kryminalisty odniósł duży sukces, jeśli zważyć, że dokonał napadu na bank i za życia nigdy nie został wytropiony, umierając na wolności. Przed ponad 40 lat wiódł spokojne, rodzinne życie i nigdy więcej nie popełnił żadnego przestępstwa. Miało to spore znaczenie, gdyż w ten sposób nie zostawiał po sobie żadnych dodatkowych śladów. Był też w swoim środowisku powszechnie lubiany i przyjaźnił się z wieloma ludźmi, w tym również z lokalnymi policjantami. Absolutnie nikt nie podejrzewał, że skrywał przed wszystkimi swoją prawdziwą tożsamość.
Dziś wiadomo dokładnie, co działo się z Conradem po 1969 roku. Już następnego dnia po kradzieży uciekł do Waszyngtonu, a następnie znalazł się na krótko w Los Angeles, skąd w roku 1970 przybył do Bostonu. Tu w swoim nowym wcieleniu założył rodzinę, zatrudnił się w salonie luksusowych samochodów, a w chwilach wolnych grywał w golfa. Śledczy ujawnili, że już w roku 1969 Conrad wysłał list do swojej ówczesnej dziewczyny, w którym opisał swój czyn i wyraził skruchę. Nie miało to jednak większego znaczenia dla śledztwa, ponieważ wszyscy wiedzieli, kto ukradł pieniądze, chodziło jedynie o znalezienie zbiega.
Zagadką pozostaje to, w jaki sposób Conrad podróżował i jakim sposobem uzyskał nowe dokumenty, szczególnie prawo jazdy na nazwisko Randele. Niemal na pewno nie jeździł swoim samochodem, gdyż łatwo byłoby go wtedy namierzyć. Jeśli latał samolotami, w tamtych czasach bilety wypisywane były ręcznie, a zatem podróże nie pozostawiały za sobą elektronicznych śladów takich jak dziś.
Intrygujące przypadki
Cała ta sprawa jest szczególnie intrygująca dla kryminologów, gdyż napad na bank w Cleveland okazał się niezwykle bliski definicji przestępstwa doskonałego. Gdyby w gazecie w Bostonie nie pojawił się wspomniany nekrolog, Conrad vel Randele prawdopodobnie nie zostałby nigdy zdemaskowany, a Peter Elliot nie byłby w stanie dokończyć tego, co zaczął jego ojciec. Innymi słowy, nigdy byśmy się nie dowiedzieli, co stało się ze złodziejem. Przestępstwa doskonałe zdarzają się niezwykle rzadko. Szczególnie teraz, gdy w ramach śledztw stosowane są bardzo wyszukane metody, takie np. jak analizy genetyczne. Jednak w pewnych przypadkach bezkarność sprawców jest bardzo prawdopodobna.
Przykładowo, jeśli morderstwo popełnia osoba nigdy przedtem nie karana, motywem nie jest kradzież lub rabunek, a ofiara nie jest ze sprawcą w żaden sposób związana, szanse na wykrycie zabójcy są małe. Ponadto tzw. klauzula Vicinage w amerykańskiej konstytucji – na mocy której jurorzy muszą mieszkać w tym samym miejscu, w którym doszło do popełnienia czynu kryminalnego – powoduje, że teoretycznie możliwe jest popełnienie doskonałego przestępstwa. Pod warunkiem, iż do przekroczenia prawa dojdzie tam, gdzie nie ma osób, spośród których można byłoby wybrać jurorów.
Zwrócił na ten fakt uwagę profesor Brian C. Kalt z Michigan State University College of Law w roku 2005. Profesor zidentyfikował obszar wchodzący w skład Yellowstone National Park, gdzie popełnienie jakiegokolwiek przestępstwa nie spowoduje żadnych konsekwencji, gdyż niemożliwe jest postawienie sprawcy przed sądem wobec braku kandydatów do ławy przysięgłych.
Zdarzają się też czasami przypadki, w których badania DNA nie tylko nie pomagają, ale przeszkadzają w ustaleniu winnego. W roku 2009 w Niemczech skradziono kosztowności o wartości prawie 7 milionów dolarów, ale do osądzenia sprawcy nigdy nie doszło, gdyż miał on bliźniaka o identycznym kodzie genetycznym. A ponieważ żaden z braci nie przyznawał się do winy, niemożliwe było ustalenie winowajcy ponad wszelką wątpliwość. Podobnie było w przypadku procesów domniemanych gwałcicieli w Bostonie oraz w Houston.
Druga tożsamość
Oczywiście w przypadku Conrada jakiekolwiek badania genetyczne nie wchodziły w rachubę. Ponadto wykorzystał on fakt, iż banki przed pół wiekiem nie były elektronicznie chronione. W przeciwieństwie do tego, co dzieje się dziś, w roku 1969 nie montowano wszędzie kamer monitoringu, a brak Internetu oraz serwisów społecznościowych dodatkowo pomagał przestępcy. Jednak najważniejsze było to, iż Conrad popełnił tylko jedno przestępstwo. Być może tak naprawdę nigdy nie chciał być kryminalistą, a swój skok wykonał zainspirowany projekcją filmu. Co ciekawe, w okolicach Bostonu mieszkał blisko miejsca, w którym kręcono niektóre zdjęcia do filmu The Thomas Crown Affair.
Nie wiadomo, co Conrad zrobił ze zrabowanymi pieniędzmi. Możliwe jest, że wydawał je dość oszczędnie i nigdy nie chwalił się swoim przejściowym bogactwem. W każdym razie gotówka nie zapewniła mu dobrobytu do końca życia, jako że w roku 2014 musiał ogłosić bankructwo. Jego żona nie wypowiada się ani na ten, ani też na żaden inny temat związany z biografią Conrada. Z pewnością dla całej rodziny ujawnienie drugiej (pierwotnej) tożsamości człowieka znanego jako Thomas Randele było szokiem.
Andrzej Heyduk