Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 16:25
Reklama KD Market
Reklama

Szop w Białym Domu

O prezydenckiej tradycji ułaskawiania indyka w Święto Dziękczynienia słyszał każdy. Ale mało kto wie, że w 1926 roku uratowano również szopa pracza od pojawienia się w charakterze głównego dania w czasie dziękczynnej kolacji. Nie tylko uniknął śmierci, ale tak zachwycił prezydenta Calvina Coolidge’a, że został jego zwierzątkiem domowym...

Miłośnicy zwierząt

Jak wyjaśnia historyk Margaret McAleer, jeden ze zwolenników prezydenta Coolidge’a, Vinni Joyce z Missisipi, postanowił wysłać mu żywego szopa na kolację w Święto Dziękczynienia. Szopy podobno były apetyczne – miały przypominać w smaku skrzyżowanie świni z kurczakiem i stanowiły przysmak w niektórych regionach Ameryki. Jednak prezydent Coolidge, mimo zapewnień prasy o walorach smakowych szopa, nie zamierzał eksperymentować. Ku uciesze swoich dzieci postanowił przygarnąć słodkie stworzenie i zatrzymać w domowym zoo.

Nie było tajemnicą, że prezydent i pierwsza dama byli miłośnikami zwierząt. Ludzie z całego kraju wysyłali im w prezencie niechciane zwierzaki. „Zawsze mieliśmy za dużo psów, byśmy mogli się wszystkimi zaopiekować” – napisał Coolidge w swojej autobiografii, wspominając lata spędzone w Białym Domu. Psy, koty czy kanarki nie były niczym dziwnym w prezydenckiej menażerii. Ale znalazł się w niej również czarny niedźwiedź z Meksyku, afrykański hipopotam karłowaty sprezentowany prezydenckiej parze przez przedsiębiorcę Harveya Firestone’a, a nawet para młodych lwów, nazwanych przez dowcipnego prezydenta „Obniżka podatków” i „Biuro budżetowe”.

Jednak Rebecca, jak nazwano pociesznego szopa, okazała się najbardziej niszczycielska. Drapała pazurami tapicerkę kosztownych mebli, bujała się na zasłonach i łapała panie za suknie a panów za poły fraków. Swobodne poruszając się po Białym Domu, często odwiedzała Gabinet Owalny i bawiła się z gośćmi. Uwielbiała zabawy w chowanego, wyskakując znienacka na niczego niespodziewających się pracowników i mieszkańców. Złośliwa i inteligentna, była znana z wykręcania żarówek, otwierania szafek i przewracania doniczek z roślinami. Często rezydowała też w kuchni, strasząc kucharzy i czekając na ulubione smakołyki – krewetki, owoce persymony i jajka. Jednak ulubionym miejscem zabaw były ogrody otaczające posiadłość, gdzie specjalnie dla niej zbudowano domek.

„Mieliśmy domek zrobiony dla niej w jednym z dużych drzew, z drucianym płotem zbudowanym wokół niego dla ochrony. Trzymaliśmy ją na łańcuchu, gdy była poza domem, ale po domu biegała swobodnie. Była psotnym, ciekawskim stworzonkiem i musieliśmy jej bardzo pilnować. Nic nie sprawiało jej większej przyjemności niż siedzenie w wannie z niewielką ilością wody i danie jej kawałka mydła, którym mogła się bawić. W ten sposób bawiła się przez godzinę lub dłużej” – pisała pierwsza dama w swoich pamiętnikach.

Szop na wakacjach

Opiekunowie zwierząt próbowali ujarzmić niepokorne stworzenie, umieszczając ją w klatce lub próbując prowadzić na smyczy, jednak szop potrafił wymknąć się z każdego zamknięcia i zrzucić każdą obrożę, zyskując przydomek Houdini. Prezydent Coolidge szybko przywiązał się do swojego nowego pupila. Rebecca stała się towarzyszką prezydenta. Spacerowała z nim w ciągu dnia po Białym Domu, a w nocy wdrapywała mu się na kolana przed kominkiem.

Kiedy w 1927 roku pierwsza rodzina musiała na czas remontu dachu opuścić Biały Dom i przenieść się do rezydencji przy Dupont Circle, prezydent tak bardzo nie chciał się rozstawać ze swoją ulubienicą, że limuzyną przewiózł ją do tymczasowej kwatery. Jednak Rebecce zmiana lokum chyba nie bardzo przypadła do gustu, bo następnego ranka po przeprowadzce prezydent wyszedł ze swojej sypialni z zabandażowanym nadgarstkiem. I chociaż nie chciał zdradzić, co się stało, to jednak szop został zesłany na banicję do zoo Rock Creek. Nie potrwała ona zresztą długo – już tydzień później Rebecca została z powrotem przyjęta do kwatery prezydenta. Jego miłość do zwierzęcia przeważyła względy bezpieczeństwa.

Zwierzak bardzo intensywnie uczestniczył w życiu prezydenckiej rodziny. W 1927 roku był gwiazdą dorocznego konkursu toczenia jajek, jaki odbywał się na trawnikach otaczających Biały Dom w każdą Wielkanoc. Jeszcze tego samego lata wraz z pięcioma kanarkami Coolidge’a i dwoma białymi collie ruszył w liczącą 1800 mil podróż koleją do Black Hills w Południowej Dakocie, gdzie prezydent spędzał trzymiesięczne wakacje. Tamto lato szczególnie dobrze zapamiętała ochrona prezydenta, ponieważ szop nieustannie uciekał z klatki, chowając się w krzakach i wspinając na drzewa otaczające letnią rezydencję Coolidge’ów. Ochroniarze nieustannie ścigali niesforne zwierzę, obawiając się gniewu przełożonego, gdyby Rebecce udało się wymknąć na wolność.

Amerykańska opinia publiczna i media zdawały się mieć obsesję na punkcie niesfornego szopa. Jeden z pracowników ochrony postanowił znaleźć dla niej towarzystwo. Schwytał samca szopa i zabrał go ze sobą do Białego Domu. Ochrzczono go Rueben. Niestety szopy niespecjalnie przypadły sobie do gustu, a Rueben regularnie uciekał z rezydencji. Któregoś dnia wspiął się na ogrodzenie i wbiegł na Pennsylvania Avenue, wstrzymując ruch na 30 minut. Niedługo potem zniknął na dobre.

Rebecca również pokochała dalekie eskapady. Nauczyła się wymykać poza prezydencką rezydencję i zaczęła udawać się na coraz dłuższe wycieczki. Szopa z obrożą „Rebecca – szop Białego Domu” spotykano często na ulicach miasta i, niestety, w śmietnikach, które z zapałem penetrowała. Opuściła Biały Dom wraz z końcem kadencji prezydenta w 1929 roku i dożyła późnej starości w waszyngtońskim Rock Creek Zoo.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama