Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 2 października 2024 05:26
Reklama KD Market
Reklama

Zaduszkowe rozmyślania

Przełom października i listopada to zawsze okazja do refleksji i zadumy. W ostatnich latach jakże często podszytych nową żałobą, bo pandemia koronawirusa przyspieszyła rytm nieuniknionych przecież pożegnań. Statystyka jest jedynie odzwierciedleniem rzeczywistych pożegnań.

Nigdzie różnice między amerykańską kulturą masową a naszymi obyczajami nie są tak widoczne jak w przypadku wspominania zmarłych. Radosny i lekko makabryczny Halloween to bardziej próba oswajania śmierci, a nawet wypierania jej z codziennej świadomości. Taka jest zresztą amerykańska mentalność – przechodzenie nad śmiercią do porządku dziennego i jak najszybszy powrót do normalnego funkcjonowania. Zestawienie skomercjalizowanych pozostałości celtyckich obrzędów z naszymi obchodami dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek (zawsze walczę z potocznym, a upowszechnionym przez komunistów terminem „Święto Zmarłych”) pokazuje, jak różnie można podejmować temat śmierci nawet w obrębie cywilizacji zachodniej. Naszym obyczajom bliżej duchowo do „Trenów” Jana Kochanowskiego niż średniowiecznego Danse Macabre, którego karykaturą stały się halloweenowe parady. Nie ma radości i oswajania śmierci oraz wypraw od domu do domu w poszukiwaniu cukierków. Są odwiedziny na cmentarzach, porządkowanie grobów i symbolika ognia – palenie zniczy. Tak przynajmniej było zanim halloweenowa komercja nie zakradła się w naszych umysłach. Bo ostatni dzień października to także wielki biznes – tylko w ubiegłym roku 148 milionów Amerykanów wydało z tej okazji ponad 8 miliardów dolarów.

Różnią się także nasze nekropolie. Polskie cmentarze pełne są pomników, rzeźb i nagrobków, które są wyrazem pamięci tych, którzy jeszcze żyją, o tych, którzy już odeszli. Amerykańskie – zestandaryzowane, surowe, często pozbawione możliwości postawienia indywidualnych nagrobków. Liczy się pragmatyzm i sprawny przejazd kosiarek do trawy przez groby poziomo umieszczone w trawniku. Tak bywa nawet na chicagowskim cmentarzu św. Wojciecha czy w Doylestown, czyli w Amerykańskiej Częstochowie. Bez wieńców, kwiatów, a nawet zniczy. Nie dla wszystkich z naszej sfery kulturowej taka forma upamiętnienia jest do zaakceptowania. Nie bez powodu więc wielu polskich imigrantów pragnie być pochowanych gdzieś w starej ojczyźnie. Wyjeżdżając za ocean, zostawiliśmy za sobą groby naszych bliskich. Chęć powrotu jest psychologicznie zrozumiała.

W dyskusji dotyczącej upamiętniania zmarłych padają także argumenty ekologiczne. Przeciwnicy naszej obrzędowości przypominają o tym, że Polacy kupują rocznie około 300 milionów zniczy, a to oznacza ogromny ślad węglowy oraz morze wypalonej stearyny i plastikowych śmieci po zużytych wkładach. Zdobienie grobów dużą ilością wieńców, jedliny i kwiatów to także przejaw naszego konsumpcjonizmu, o czym przypomina projekt Caritas Laudato Si w akcji „Mniej śmieci – więcej pamięci”. Wrogowie Halloween mówią z kolei o milionach zniszczonych dyń, które po wycięciu zębów i oczu, i odstaniu krótkiego czasu na schodach czy w ogródkach, trafiają na śmietnik. Tylko w Wielkiej Brytanii corocznie marnowanych jest w ten sposób 8 milionów dyń.

Pandemia, z którą się już jakoś zdążyliśmy oswoić, bardziej niż kiedykolwiek za pamięci naszego pokolenia, uświadamia kruchość życia i nieuchronność przemijania. Gdy piszę te słowa, statystyki dotyczące zachorowań na COVID-19 i zgonów znowu gwałtownie rosną. Znów świeży ból miesza się z pamięcią tych, których pożegnaliśmy już wcześniej. Warto jednak poświęcić kilka chwil, wpominając tych, którzy odeszli z tego świata przed nami. Przemijania nie da się zagłuszyć halloweenowym, komercyjnym zgiełkiem.

Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama