Hania i Jurek przyjechali do Stanów piętnaście lat temu. Oboje pochodzili z okolic Rzeszowa, wychowywali się na wsi i od małego przyzwyczajeni byli do ciężkiej pracy.
Kiedy zmarł tata Hanki, młodzi przejęli jego gospodarstwo i postanowili je rozbudować i unowocześnić. Ciężko pracowali, ale nie powodziło im się najlepiej. Dwa razy źle zainwestowali pieniądze i byli zmuszeni sprzedać część ziemi, żeby spłacić kredyt.
Marysia, mama Hanki, widząc, jak młodym ciężko, postanowiła wyjechać do siostry do Stanów, żeby trochę zarobić i pomóc córce i zięciowi. Jej siostra wyemigrowała kilka lat wcześniej i powodziło jej się całkiem dobrze – mąż miał dobrze prosperujący warsztat samochodowy, a ona po kilku latach pracy dla kogoś założyła swój własny serwis sprzątający. Była dobrym pracodawcą, a jej firma prosperowała nieźle. Wykształcili dwoje dzieci, które już zdążyły założyć własne rodziny. Kiedy więc siostra zwróciła się do niej o pomoc, bez wahania zaproponowała jej, aby zatrzymała się u nich i obiecała pomoc w znalezieniu pracy.
Marysia była świetną krawcową, specjalizowała się w szyciu sukien ślubnych. Dzięki kontaktom siostry trafiła do dużej szwalni, gdzie doceniono jej talent i ciężką pracę. Była w stanie co miesiąc wysyłać córce i zięciowi małą sumkę na spłatę kredytu. Dzięki pomocy prawnika w ciągu kilku lat zdobyła zieloną kartę, a dzięki pomocy siostry i jej męża kupiła mały domek. Bardzo chciała ściągnąć do siebie córkę z rodziną, ale młodzi ciągle mieli nadzieję, że poradzą sobie w Polsce. Nie potrafili sobie wyobrazić sprzedaży ojcowizny. Urodziło im się troje dzieci i planowali, że z czasem przekażą im ziemię dziadków. Jednak ich sytuacja finansowa, mimo pomocy mamy, nie była najlepsza i w końcu oboje uznali, że czas pomyśleć o wyjeździe do Stanów. Jeszcze zanim mama zalegalizowała swój pobyt w USA, za jej namową, choć zupełnie bez przekonania i wielkich nadziei, wysyłali dokumenty na loterię wizową. Jakież było ich zdziwienie, kiedy okazało się, że jednak znaleźli się w grupie szczęśliwców, którzy zostali wylosowani. Uznali to za znak, że przyszedł czas ruszać za ocean. Sprzedali zwierzęta i maszyny, dom zostawili pod opieką brata Jurka i wyjechali.
Marysia była przeszczęśliwa, kiedy dzieci w końcu podjęły decyzję o przeprowadzce. Jurek zaczął pracować w warsztacie jej szwagra, ale nie bardzo się z nim dogadywał, znalazł więc pracę na budowie. Hania opiekowała się dziećmi jednej z klientek cioci. Mieszkali z mamą, bo tak było wygodniej – kiedy musieli zostać dłużej w pracy, babcia odbierała dzieci ze szkoły i woziła na pozaszkolne zajęcia i do polskiej szkoły. Dzieci na początku miały ogromne trudności z aklimatyzacją. Nie znały języka, a przeprowadzka z małej wsi do dużego miasta okazała się być dużym wyzwaniem. Na szczęście mieszkali w polskiej dzielnicy, dzieci szybko znalazły przyjaciół i powoli wsiąkły w lokalną społeczność. Były bardzo zdolne, w ciągu kilku miesięcy opanowały język angielski i zaczęły poprawiać się w nauce.
Szczególnie dobrze radził sobie w szkole ich syn Jasiek. Uzdolniony z matematyki i fizyki, dostał się do programu dla utalentowanych dzieci. Jednak marzeniem Jaśka było latanie. Mieszkali w Archer Heights na południu Chicago i z okna domu widział lądujące na pobliskim lotnisku Midway samoloty. Każdą wolną chwilę spędzał na obserwowaniu maszyn – znał każdą z nich. Potrafił rozpoznać typ samolotu, wiedział, kiedy, gdzie i przez jaką firmę był wyprodukowany i oczywiście bezbłędnie rozpoznawał wszystkie linie lotnicze. Cały czas podkreślał, że zostanie pilotem i choć rodzice powtarzali, że takie studia są zbyt kosztowne jak na ich możliwości, Jasiek nie dał sobie wybić marzenia z głowy.
Hania i Jurek zaczęli po cichu sprawdzać, jakie warunki trzeba spełnić, aby dostać się do szkoły pilotażu. Okazało się, że na początek potrzebna jest licencja, której zrobienie kosztuje 10,000 dolarów. A to był tylko wierzchołek góry lodowej. Kiedy zaczęli przebąkiwać Jaśkowi, że być może będzie musiał pomyśleć o innym kierunku studiów, syn powiedział, że już podjął decyzję i zapisze się do wojska, do sił powietrznych. Będzie miał opłaconą naukę i rodzice nie będę musieli martwić się o jego wykształcenie. Jednak rodzice nie chcieli o tym słyszeć. Bali się o jedynego syna.
Zmartwieni sytuacją, podzielili się swoimi troskami z mamą, ale ona nie wydawała się zmartwiona. „Poradzimy sobie. Wy możecie spać spokojnie, a Jasiek będzie latał, tak jak sobie wymarzył” – zdumionej rodzinie oświadczyła mama z szerokim uśmiechem. Wtedy Marysia powiedziała, że każdemu z wnuków lata wcześniej kupiła ubezpieczenie na życie w Polish National Alliance czyli PNA. A ubezpieczenie w PNA daje możliwość ubiegania się o stypendium – podkreśliła zapobiegliwa babcia.
Jasiek, zdolny uczeń z bardzo wysoka średnią ocen i świetnymi rekomendacjami, otrzymał kilka stypendiów z różnych instytucji, w tym również z PNA, przez kilka kolejnych lat swojej nauki. Dzięki temu udało mu się spełnić swoje marzenie. Został pilotem.
Kilka lat później jego młodsze siostry rozpoczęły studia – Ewa anglistykę, a Joasia medycynę, obie również dostały finansowe wsparcie z PNA. Dzięki zapobiegliwości babci każde z jej wnuków mogło zrealizować swoje marzenie i pracować w wybranym przez siebie zawodzie.
Marysia postanowiła wykupić ubezpieczenie na życie dla wnuków na sumę $25 000 każde, gdy były w wieku 10, 7 i 5 lat, dzięki temu opłaty były przystępne i nie były ciężarem w jej budżecie. Pięcioletniej Joasi wykupiła ubezpieczenie z jednorazowo opłaconą składką (Single Premium Whole Life) za które zapłaciła $2151. Dla pozostałej dwójki wykupiła stałe ubezpieczenia dwudziestoletnie, za które płaci $45 miesięcznie. Stałe ubezpieczenia na życie w PNA mają wartość gotówkową i zabezpieczą dzieci na całe życie, bez względu na to, co się przydarzy.
Po więcej informacji na temat tego planu i innych zapraszamy do skorzystania z naszych usług – PNA, organizacji, która chroni finansowo rodziny polskiego pochodzenia od 1880 roku.
Prosimy o kontakt z lokalnym przedstawicielem lub biurem głównym PNA w Chicago. Doradzimy i pomożemy wybrać plan ubezpieczenia na życie dostosowany do potrzeb i możliwości każdego klienta.
PNA: 1-773-286-0500 wew. 325 (Bart), 344 (Halina), 330 (Jolanta)