Wobec fiaska prób przeprowadzenia reformy imigracyjnej Biały Dom próbuje za pomocą posunięć administracyjnych rozwiązać problem nieudokumentowanych cudzoziemców, mieszkających dziś w USA. Ostatnia decyzja ogłoszona przez sekretarza Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Alejandro Mayorkasa znacznie ogranicza możliwość deportacji osób, których jedynym przewinieniem jest nielegalny pobyt w USA i w żaden inny sposób nie naruszyły amerykańskiego prawa.
Z redaktor naczelną "Dziennika Związkowego" Alicją Otap rozmawia Joanna Trzos. Podcast "Dziennika Związkowego" powstaje we współpracy z radiem WPNA 103.1 FM
Nowe wytyczne mają zacząć obowiązywać od 29 listopada 2021 roku, gdy upłynie okres 60-dniowych konsultacji społecznych. Mają zastąpić tymczasowe rozporządzenie z lutego tego roku (a więc wydane w pierwszych tygodniach urzędowania prezydenta Joe Bidena), które zostało wstępnie zablokowane w sierpniu przez sąd federalny na wniosek stanów Teksas i Luizjana. Sędzia orzekł wówczas, że administracja nie ma uprawnień, aby decydować, których imigrantów deportować, a których nie, bo należy to do kompetencji Kongresu. Proces ten jeszcze trwa, ale sąd apelacyjny wycofał blokadę na czas rozpatrywania sprawy.
Aby uniknąć podobnych skarg dotyczących nowego memorandum Mayorkasa, dokument unika dzielenia migrantów podlegających deportacji na ściśle zdefiniowane kategorie. Zamiast tego nowe instrukcje wprowadzają wymóg indywidualnego rozpatrzenia każdego przypadku, „w oparciu o wszystkie fakty i okoliczności oraz udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy dana osoba stanowi w danej chwili zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego”.
Co mówi nowe memorandum
Według Mayorkasa, służby imigracyjne nie będą deportować z USA tylko za to, że ktoś przebywa w kraju nielegalnie. „Będziemy korzystywać z naszych zasobów i możliwości egzekwowania prawa w bardziej selektywny sposób. Wymaga tego zarówno poczucie sprawiedliwości, jak i dobro naszego kraju” – czytamy w 7-stronicowym memorandum, podpisanym przez Mayorkasa.
Co dokładnie mówią nowe wytyczne dla funkcjonariuszy Immigration and Customs Enforcement (ICE)? Służba ta ma się skupić na tych imigrantach, którzy stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, bezpieczeństwa granic i bezpieczeństwa publicznego. W tej grupie mają znaleźć się między innymi osoby podejrzewane o działalność terrorystyczną czy szpiegowską, skazani za poważne przestępstwa oraz ci, którzy nielegalnie przekroczyli granicę z Meksykiem po 1 listopada 2020 roku.
Przy rozpatrywaniu poszczególnych spraw mają też być brane pod uwagę inne czynniki, przemawiające za pozostawieniem migranta w USA, takie jak „zaawansowany i wrażliwy wiek”, długi okres pobytu w USA, służba wojskowa nie-obywatela lub najbliższego członka jego rodziny” oraz „wpływ deportacji na los rodziny pozostającej w USA” . Władze nie powinny także deportować nikogo w odwecie za demonstrowanie w obronie Pierwszej Poprawki do Konstytucji, uczestnictwo w manifestacjach czy protestach związkowych – napisał Mayorkas. Według szefa Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, większość nieudokumentowanych cudzoziemców, którzy mogą podlegać deportacji to od lat wartościowi członkowie naszych społeczności. „Znajdują się wśród nich ludzie, którzy znaleźli się na pierwszej linii frontu w walce z COVID-19, przewodzą kongregacjom religijnym, uczą nasze dzieci, wykonują najcięższe prace w rolnictwie, dostarczając żywność na nasze stoły i w różny sposób przyczyniają się do rozwoju naszych społeczności”.
Sprzątanie po Trumpie
To kolejna zmiana w stosunku do polityki imigracyjnej wprowadzonej za czasów urzędowania prezydenta Donalda Trumpa, kiedy zrezygnowano z dzielenia nieudokumentowanych cudzoziemców na mniej lub bardziej niebezpiecznych. Warto jednak pamiętać, że już za czasów Baracka Obamy wprowadzono system priorytetów deportacyjnych, skupiając się przede wszystkim na imigrantach z przeszłością kryminalną. Trump z kolei zniósł ten system, przyzwalając na zatrzymywanie i wydalenie każdego, kto przebywa w USA nielegalnie. Spotkało się to z krytyką, nie tylko ze strony obrońców praw imigrantów, ale pragmatyków. Argumentowano, że każda administracja dysponuje dość ograniczonymi możliwościami i środkami na odsyłanie migrantów do krajów urodzenia w drodze procedur demonstracyjnych. W rekordowych latach, które przypadały zresztą nie na czas prezydentury Trumpa, tylko Obamy, usuwano z USA około 400 tys. osób rocznie. Zasadne więc wydawało się takie skierowanie środków, aby deportować w pierwszej kolejności osoby z przeszłością kryminalną i stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Decyzję opublikowano w dość newralgicznym momencie. Inicjatywy Białego Domu dotyczące stworzenia ścieżki do obywatelstwa dla większości spośród 11 milionów nieudokumentowanych cudzoziemców ugrzęzły na dobre w Kongresie. Z kolei inicjatywy Demokratów regulujące status tzw. Dreamersów, pracowników rolnych i osób z Temporary Protected Status nie znalazły miejsca w pakiecie ustaw budżetowych. Administracja Bidena znalazła się także w ogniu krytyki z powodu działań na południowej granicy, zarówno ze strony lewego skrzydła Demokratów, jak i Republikanów. Ci pierwsi zarzucali administracji kontynuację polityki Donalda Trumpa dot. niewpuszczania migrantów do USA i brutalne potraktowanie kilku tysięcy przybyszów z Haiti, ci drudzy – doprowadzenie do bezprecedensowego kryzysu na granicy.
Powrót do przeszłości
Po ogłoszeniu treści memorandum Mayorkasa na prawicy znów zawrzało. Republikański senator z Arizony Tom Cotton przypomniał, że administracja najpierw „przyjęła powódź nielegalnych imigrantów napływających przez granicę, a obecnie obiecała tym samym migrantom, że mogą oni pozostać w USA bez żadnych konsekwencji”.
„Departament Bezpieczeństwa Krajowego prezydenta Joe Bidena wydał kolejne decyzje zmieniające (USA) w kraj-sanktuarium, zabraniając agentom Immigration and Customs Enforcement (ICE) zatrzymywanie i deportację większości kryminalnych nielegalnych imigrantów, z wyjątkiem tych, którzy ‘stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego’” – skomentował ostatnie zmiany Breitbart News w typowej dla siebie frazeologii.
Z kolei adwokaci imigracyjni zwracają uwagę na niebezpieczeństwo powierzania decyzji o selekcji osób do deportacji urzędnikom ICE, przy minimalnym nadzorze. Dodatkowy niepokój budzi fakt, że część kadr ICE została zatrudniona za prezydentury poprzedniego prezydenta, kiedy starano się rekrutować osoby niechętnie nastawione do migrantów. Nie zmienia to jednak faktu, że nieudokumentowani cudzoziemcy, którzy spokojnie żyją i mieszkają w USA, nie wchodząc w konflikt z prawem, będą mogli spać dużo spokojniej.
Jolanta Telega[email protected]