Od listopada Europejczycy, Polaków nie wyłączając, będą mogli przyjeżdżać do USA w celach turystycznych i biznesowych. Nie oznacza to, że ruch zostanie wznowiony bez żadnych ograniczeń – trzeba będzie mieć pełne szczepienie oraz negatywny wynik testu na koronawirusa, wykonanego w ciągu 3 dni przed wylotem. Ruch ten nie zadowoli na pewno wszystkich, ale jest to bez wątpienia krok w dobrym kierunku.
Pragnienie normalności jest ogromne. Już w kilka godzin po ogłoszeniu zapowiedzi otwarcia granic LOT odnotował wzrost liczby wyszukiwań rejsów do USA o 115 proc., a następnego dnia aż o 177 proc. Portale zajmujące się sprzedażą biletów online już ruszyły z kampaniami reklamowymi. Branża turystyczna zobaczyła nareszcie maleńkie światełko w tunelu.
Amerykanie mogli w minione wakacje odwiedzać Europę (oczywiście ci zaszczepieni). Nie było jednak wzajemności. Prezydent Joe Biden przedłużał rozporządzenia wykonawcze swojego poprzednika, ograniczając ruch ze strefy Schengen tylko do podróży koniecznych, odbywanych w interesie narodowym USA oraz do własnych obywateli i posiadaczy zielonych kart. Było to o tyle dziwne, że latem obserwowaliśmy odwrót pandemii, a Amerykanie bez poważniejszych restrykcji mogli spędzać wakacje we Francji, Grecji, Włoszech czy w Polsce. Dopiero niedawno Bruksela usunęła Stany Zjednoczone z bezpiecznej listy krajów, których obywatele są zwolnieni z wymogów kwarantanny lub testów, co dało poszczególnym krajom UE zielone światło do wprowadzania restrykcji. Na razie jednak nie zdecydowano o drastycznych obostrzeniach.
W czasie zamknięcia ruchu ze Starego Kontynentu rodzima branża turystyczna, żyjąca z bogatych Europejczyków przyjeżdżających do USA na zwiedzanie i zakupy mogła tylko liczyć straty, mierzone zresztą w dziesiątkach miliardów dolarów. Cierpiały też, i to mocno, linie lotnicze, którym niezwykle trudno przyjdzie odtworzenie przedpandemicznej siatki połączeń. Dotyczyło to także polskiego LOT-u, dla którego Stany Zjednoczone są niezwykle ważnym kierunkiem.
Paradoksalnie zniesienie ograniczeń następuje w momencie nasilenia kolejnej fali pandemii. W Europie, w tym w Polsce, liczba zakażeń systematycznie rośnie. Władze wielu krajów czynią usilne starania, aby przekonać opornych do przyjęcia szczepionek, których dziś już nie brakuje. Jednocześnie jednak widać pozytywne skutki masowych szczepień. Masowe kampanie informacyjne pozwoliły na ograniczenie liczby ofiar śmiertelnych (dziś na COVID-19 umierają głównie niezaszczepieni) i lżejszy przebieg choroby u ponownie zakażonych. Trudno jeszcze mówić o kontroli nad pandemią, ale z chorobą radzimy sobie lepiej niż kilka miesięcy temu.
Na dobrą sprawę Polacy nie mieli czasu na skorzystanie z przywileju podróżowania do USA bez konieczności ubiegania się o wizy. Pandemia nadeszła zaledwie kilka miesięcy po zniesieniu tego obowiązku. Okres ten nie objął nawet jednego sezonu letniego. Nie było więc okazji, aby nacieszyć się możliwością latania nad Atlantykiem, ani nawet zobaczenia członków rodziny. Teraz jest szansa na świąteczne spotkania – nie tylko nad Wisłą, ale nad Jeziorem Michigan, Hudsonem czy Potomakiem.
Osoby niezaszczepione mogą mieć powody do niezadowolenia. Znów padają argumenty o dyskryminacji ogromnej grupy ludzi nastawionych sceptycznie do programu szczepień. W przypadku Polaków pełne szczepienie przyjęła niewiele ponad połowa populacji. Ożyje także, wciąż przecież toczona w mediach społecznościowych dyskusja na temat granic wolności jednostki. Wkroczyliśmy zresztą w etap walki z pandemią, który można było przewidzieć – gdy rządy stają przed koniecznością wprowadzenia i wyegzekwowania przywilejów dla osób niezaszczepionych. A raczej odwrotnie – podtrzymania ograniczeń wobec tych, którzy nie zdecydowali się na przyjęcie pełnej dawki jednego z dopuszczonych oficjalnie preparatów.
A niezaszczepieni? Wygląda na to, że aby było normalniej, znów najpierw z przywilejów będzie mogła cieszyć się grupa ludzi, która zdecydowała się na podjęcie – minimalnego zresztą – ryzyka przyjęcia szczepionki. Z decyzją administracji Joe Bidena trudno tu polemizować, bo dane statystyczne i rzeczywistość pokazuje na każdym kroku skuteczność akcji masowych szczepień. Kontrowersje i emocje sceptyków są co prawda z psychologicznego punktu widzenia zrozumiałe. Warto jednak traktować zapowiadaną liberalizację przepisów jedynie jako kolejny etap stopniowego przywracania normalności.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.