Czechy oszalały. Po zwycięstwie hokeistów tego kraju 3:0 nad Kanadą w finale mistrzostw świata w Wiedniu, w niedzielę wieczorem na ulice czeskich miast wyszły tysiące kibiców. Na rynku Starego Miasta w Pradze zgromadziło się ponad 60 tysięcy osób. Ruch w centrum stolicy został całkowicie sparaliżowany. Feta trwała do rana.
Tysiące trąbiących samochodów z biało-czerwono-niebieskimi flagami krążyło po ulicach Pragi przez długie godziny. Trąbiły ozdobione czeskimi flagami nawet samochody MPO i polewaczki. W barach i gospodach piwo oraz szampan lały się do białego rana. W niebo leciały sztuczne ognie, a gwar nocnej radości podkreślały wybuchające co chwilę petardy.
W wiedeńskiej hali lodowej na trybunie honorowej zwycięski marsz hokeistów po złoto obserwowali m.in. prezydent Vaclav Klaus, premier Jirzi Paroubek oraz minister szkolnictwa i kultury fizycznej Petra Buzkova.
"Złoci chłopcy" - tak o hokeistach mówili sprawozdawcy Czeskiej Telewizji podkreślając, że właśnie zasługą narodowego zespołu pod wodzą charyzmatycznego trenera (w roku 1998 kapitana czeskiej reprezentacji, która wywalczyła złoto na olimpiadzie w Nagano) - Vladimira Rużiczki "hokejowe złoto wróciło do serca Europy".
"Dziękuję zawodnikom, bo walczyli z ogromnym sercem. Jestem z nich, podobnie jak cały czeski naród, ogromnie dumny. Graliśmy bardzo dobrze w całym turnieju, a w finale udało nam się wyeliminować gwiazdy zespołu kanadyjskiego. Niedzielny mecz był w pewien sposób rewanżem za przegraną z Kanadą (w dogrywce) w ćwierćfinale Pucharu świata. Ogromny wkład w nasze zwycięstwo miał świetnie dysponowany bramkarz Tomasz Vokoun"- powiedział tuż po meczu Vladimir Rużiczka, który po mistrzostwach świata nie chce przedłużyć kontraktu jako trener reprezentacji, by skupić się na pracy trenera klubowego w praskiej Slavii. Czescy kibice wierzą, że ten rozbrat Rużiczki z reprezentacją będzie jedynie chwilowy.
"W meczu z Kanadą kluczowe było zdobycie pierwszej bramki. To pozwoliło nam uspokoić się i kontrolować grę. Bomba Martina Ruczinskiego na 2:0- moim zdaniem - ustawiła ostatecznie przebieg meczu o złoto" - ocenił Jaromir Jagr, który obok Jirzego Szlegra stał się pierwszym w historii czeskim hokeistą posiadającym tzw. złotą koronę, czyli Puchar Stanleya, złoto olimpijskie (z Nagano) i wywalczone właśnie złoto mistrzostw świata.
Czescy hokeiści nie kryli, że złoty medal chcą poświęcić pamięci legendarnego trenera - Ivana Hlinki, który przed rokiem zginął w wypadku drogowym w Karlovych Varach. Zdjęcie kiedyś wyśmienitego hokeisty, a później trenera, który doprowadził czeską reprezentację do triumfu w olimpijskim turnieju w Nagano, wisiało przez cały czas mistrzostw w kabinie czeskiej drużyny. Pod niewielkim pomnikiem w Karlovych Varach, w miejscu gdzie zginął Hlinka, kibice układali po każdym meczu hokejowe krążki z wynikami zwycięskich spotkań. "Złoto dla Ivana" - pisały o ambicjach czeskiej drużyny wszystkie dzienniki.