Ponad połowa Amerykanów uważa, że demokracja w USA jest zagrożona. Podobny odsetek badanych nie wierzy, że wyniki wyborów rzeczywiście odzwierciedlają wolę większości. To niepokojące dane, bo opinie te dzielą ze sobą zarówno zwolennicy wygranych, jak i przegranych w wyborach. Brak zaufania do mechanizmów demokracji podkopuje fundamenty funkcjonowania całego społeczeństwa. A to nie wróży dobrze na przyszłość.
Według tych samych badań, przeprowadzonych na zlecenie CNN, co drugi Amerykanin uważa za prawdopodobne, iż w ciągu najbliższych pięciu lat wybieralni politycy podejmą udaną próbę unieważnienia wyborów, w przypadku wyborczej klęski. Taką opinię wyraża 49 proc. Demokratów, 48 proc. wyborców niezależnych i aż 57 proc. Republikanów. Czyli połowa z nas nie wierzy do końca w podstawowy mechanizm demokracji.
Przyczyn takiego braku zaufania nie trzeba daleko szukać. Od wielu miesięcy jesteśmy bombardowani fake newsami o „ukradzionych” wyborach prezydenckich w 2020 roku, wspieranymi przez apele o ich unieważnienie. W prawidłowość przebiegu procesu wyborczego nie wierzy więc wielu Republikanów – tylko 21 proc. wyborców tej partii uważa, że obecny prezydent wygrał w sposób zgodny z prawem. Z kolei nerwowe reakcje drugiej strony wynikają nie tylko z pozostających na długo w pamięci scen szturmu przegranych na Kapitol, ale także z potwierdzonych doniesień o telefonach wykonywanych przez poprzedniego prezydenta w celu „znalezienia” głosów w kluczowych stanach. Stanowiło to rażący kontrast w porównaniu z sytuacją z 2000 roku, kiedy przegrywający kandydat po przegranej sądowej potyczce, uznał publicznie swoją porażkę. Właśnie dla dobra demokracji. Ponowne liczenie głosów w spornym stanie stało się już wówczas tylko sztuką dla sztuki. Wiary w rzetelność procesów wyborczych nie umacniają także doniesienia o słabości i lukach systemów liczenia głosów i ich podatności na działalność komputerowych hakerów.
W krajach, w których obowiązują mechanizmy liberalnej demokracji – a jest ich dziś na świecie niestety mniejszość – może dziać się różnie. Władzy wykonawczej często zarzuca się autorytaryzm, parlamentom rozpasanie, a sądom zawłaszczanie domen przewidzianych dla innych gałęzi monteskiuszowskiego podziału władzy. Wystarczy przyjrzeć się dokładniej temu, co dzieje się dziś w Europie. Można się spierać na temat przestrzeni dla wolności obywatelskich, praw człowieka, rządów prawa, granic wolności słowa, czy przywilejów mniejszości. To element normalnego dyskursu społecznego. Demokracja demokracji nierówna. Ale podstawowe kryterium oceny pozostaje niezmienne – czy władze danego kraju, stanu czy prowincji, miasta czy samorządu zostały wyłonione w drodze uczciwego głosowania wyborców, zgodnie z obowiązującą ordynacją, zapewniającą reprezentatywność wyłanianego przedstawicielstwa. Proces ten powinien być wolny od korupcji, oszustw i jakichkolwiek podejrzeń co do rzetelności ostatecznych wyników. Nie bez powodu w czerwcu tego roku ponad 100 przedstawicieli amerykańskiego świata nauki wyraziło wspólnie zaniepokojenie z powodu „poważnych zagrożeń dla wyborczych filarów amerykańskiej demokracji”, wzywając władze do podjęcia „pilnych działań naprawczych na federalnym poziomie legislacyjnym”.
Kryzys zaufania do demokracji w USA jest inny od europejskich sporów – opiera się on na zaszczepieniu w wyborcach głębokich podejrzeń, że sam proces wyłaniania przedstawicieli w drodze głosowania jest niewiarygodny.
Wyniki sondażu CNN, choć zleconego przez medium o ściśle zdefiniowanej orientacji politycznej, powinny wybrzmieć już nie jako dzwonek, ale syrena alarmowa. To sygnał dla polityków, że przekroczono granice, których nie wolno było przekroczyć. Amerykanie zwątpili bowiem w to, co jest fundamentem systemu władzy kraju, w którym przyszło im żyć i mieszkać. A – używając biblijnego porównania – jeśli sól traci swój smak, to czymże ją posolić? „Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu” – zwykł mawiać konserwatysta Winston Churchill, wielokrotny premier Wielkiej Brytanii. „Demokracja nigdy nie jest zamkniętym projektem, to wezwanie do bezustannego wysiłku” – to z kolei wyznanie Johna F. Kennedy’ego, 35. prezydenta USA. Demokracja zaczyna się od zaufania, że głos oddany przez każdego wyborcę zostanie oddany zgodnie z obowiązującym prawem i dokładnie policzony. Odbudowanie wiary w ten fundament demokracji może okazać się bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe.
Tomasz Deptuła
Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”. Obecnie zastępca szefa Centrum Badań nad Bezpieczeństwem w Warszawie.