Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 03:48
Reklama KD Market

Ostatnia szansa dla Dreamersów?

fot. MICHAEL REYNOLDS/EPA-EFE/Shutterstock

Koalicja burmistrzów ponad 100 miast, parlamentarzystów stanowych, radnych miejskich, członków rad szkolnych i lokalnych polityków  to kolejna grupa, która apeluje o przyjęcie ustaw imigracyjnych, częściowo przegłosowanych już przez Kongres. Jest na to szansa, ponieważ w Senacie trwa obecnie debata budżetowa, a w grze są wciąż dwa projekty ustaw. 

Wiosną Izba Reprezentantów przyjęła ustawy, które regulują legalny status i tworzą ścieżkę do obywatelstwa dla kilku grup imigrantów. Chodzi o Dreamersów, czyli osoby, które przybyły do USA jako dzieci, a także pracowników uznanych za kluczowych dla gospodarki, pracowników rolnych oraz ofiary wojen, katastrof i klęsk żywiołowych, którym przyznano Temporary Protected Status (TPS). Projekty poparli niemal wyłącznie Demokraci.

Dołączyć do budżetu

Piłka znalazła się teraz w izbie wyższej Kongresu, a tu jest już dużo trudniej. Partyjne linie podziału sprawiają, iż w Senacie Republikanie mogą skutecznie je zablokować, stosując obstrukcję parlamentarną (filibuster). W izbie wyższej Demokraci dysponują najmniejszą możliwą przewagą, bo przy równowadze 50-50 rozstrzyga głos wiceprezydenta, w tym przypadku Kamali Harris. Aby przerwać obstrukcję parlamentarną, potrzebnych jest jednak 60 głosów. Na znalezienie na prawicy dodatkowych 10 głosów dla poparcia projektów nie ma większych szans. 

Jedyną furtką na przyjęcie reform imigracyjnych jest ich dołączenie do tych legislacji, wobec których zastosowanie obstrukcji jest prawnie niemożliwe – czyli do ustaw budżetowych, gdzie o ostatecznym kształcie przesądzają uzgodnienia przy negocjacyjnym stole. O to właśnie apelują lokalni politycy. „Stworzenie tym imigrantom ścieżki do obywatelstwa stanowiłoby nie tylko wyraz uznania dla ich poświęcenia dla Amerykanów w ciągu minionego roku, ale także spełniłoby istotną rolę w ożywianiu amerykańskiej gospodarki i utrzymaniu długoterminowej globalnej konkurencyjności” – czytamy w apelu ponad 700 lokalnych polityków. Problem w tym, że nie wiadomo, czy taki manewr jest w ogóle legalny. 

Reguła Byrda  przedmiot dyskusji

Ustawa budżetowa, której wartość może przekroczyć nawet 3,5 biliona dolarów jest obecnie przedmiotem gorących debat i sporów. Dokument wciąż powstaje. Jego ostateczny kształt może zależeć od negocjacji toczonych za zamkniętymi drzwiami przez polityków z obu izb. Proces pogodzenia (ang. reconciliation) jest często uważany za istotniejszy od debat toczonych na sali obrad i w komisjach. Stwarza przestrzeń do zawierania kompromisów i poszukiwania pragmatycznych rozwiązań. 

Znaków zapytania jest bardzo wiele. Chodzi tu o tak zwaną regułę Byrda (Byrd Rule), która określa, które ustawy można przeprowadzać przez procedurę pogodzenia (reconciliation), a tym samym uniknąć obstrukcji. Jednym z wymogów jest bezpośredni wpływ procedowanej ustawy na budżet federalny. Tu mamy pole do sporu. Zwolennicy reformy uznają, iż taki związek istnieje, choćby przez sam fakt, że legalizacja umożliwi milionom imigrantów dostęp do świadczeń publicznych. Przeciwnicy z kolei uważają, że takiego związku nie ma. 

Drugi test reguły Byrda (od nazwiska nieżyjącego już senatora Roberta Byrda) polega na ocenie, czy koszty budżetowe ustawy nie są zaledwie incydentalne wobec „komponentów niebudżetowych”. I znów mamy tu spór. Według zwolenników reform, przyznanie prawa stałego pobytu daje dużej grupie ludzi dostęp do całego spektrum świadczeń społecznych, a więc musi mieć przełożenie na sytuację budżetową. Na razie nie wiadomo, czy ustawy imigracyjne można w ogóle legalnie dołączyć do pakietu budżetowego – jest to wciąż tematem sporów ekspertów prawnych. 

Między poparciem a realiami

Według badań Pew Research Center ponad dwie trzecie Amerykanów akceptuje ścieżkę do obywatelstwa dla imigrantów już przebywających w USA, przy jednoczesnym wzmocnieniu bezpieczeństwa granic. Za przyjęciem reform lobbują także środowiska biznesowe.

Za przyjęciem tych ustaw przemawiają także argumenty ekonomiczne. Na rynku, nawet po wygaśnięciu covidowych zasiłków, brakować będzie pracowników. Niezależne analizy pokazują, że stworzenie ścieżki do obywatelstwa dla Dreamersów, pracowników kluczowych i rolnych czy posiadaczy TPS, zwiększyłoby aktywność ekonomiczną o około 121 miliardów dolarów rocznie, wliczając w to 31 miliardów dolarów dodatkowych wpływów podatkowych na poziomie federalnym, stanowym i lokalnym. 

Warto pamiętać, że ustawy będące teraz przedmiotem debaty to zaledwie ułamek problemu. System imigracyjny wymaga szerokiej reformy – od uszczelnienia granic, czego domagają się Republikanie, poprzez reformę mechanizmów przyznawania zielonych kart i wiz pracowniczych (co do tego zgadzają się wszyscy), po uregulowanie statusu większości z 11 milionów nieudokumentowanych cudzoziemców przebywających obecnie w USA, co jest postulatem Demokratów. Projekt US Citizenship Act of 2021, zgłoszony przez prezydenta Joe Bidena w pierwszych miesiącach sprawowania urzędu nie ma jednak większych szans na stanie się obowiązującym prawem. „Dead on arrival” – zawyrokowali Republikanie, widząc w nim produkt progresistów bez szans na jakikolwiek kompromis. 

Ostatnia szansa

Reconciliation Bill może okazać się ostatnią szansą na wprowadzenie zmian w systemie prawnym dotyczących imigracji. Kryzys na południowej granicy i coraz głośniejszy konflikt Białego Domu ze stanami rządzonymi przez republikańskich gubernatorów sprawiają, że coraz trudniej o racjonalną debatę na temat reform. Kryzys może się tylko pogłębiać. Służby imigracyjne nie mogą się pozbierać po pandemii. „Pracujemy na granicy możliwości” – mówi sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, Alejandro Majorkas. Agencje federalne, zarówno te odpowiedzialne za bezpieczeństwo granic i egzekwowanie prawa, jak i te, które zajmują się przyjmowaniem nowych imigrantów są niedofinansowane i przeciążone. W kończącym się 30 września roku budżetowym „przepadnie” około 100 tys. zielonych kart m.in. z powodu starych kolejek i nowych covidowych zaległości.  

Trudno się także spodziewać, aby osłabł migracyjny napór na Amerykę. Bieda i przemoc w Ameryce Środkowej nie znikną z dnia na dzień, zwłaszcza bez wymiernej finansowej pomocy USA. Pogłębiać je będą także kolejne kataklizmy, takie jak niedawne trzęsienie ziemi na Haiti. Kryzys może pogłębić także chaotyczna ewakuacja z Afganistanu, gdy uciekinierzy z tego kraju będą masowo ubiegać się o azyl w USA. 

Jeśli dorzucimy do tego kilka porażek administracji w sądowych sporach ze stanami – w tym nakaz przywrócenia procedur określanych potocznie Remain in Mexico, perspektywy przeprowadzenia reform nie okażą się różowe. Im bliżej przyszłorocznych wyborów do Kongresu, tym więcej miejsca w debacie publicznej będą zabierały argumenty populistyczne i demagogiczne. Z obu stron sceny politycznej zresztą, bo będzie chodziło o zmobilizowanie własnej bazy wyborczej. W tej sytuacji reconciliation może okazać się ostatnią szansą na jakiekolwiek zmiany. Bo jak nie teraz, to kiedy?

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama