W ostatnich dniach obiegło media społecznościowe zdjęcie młodego księdza kapelana amerykańskiej marynarki wojennej, który w mundurze, z założoną kapłańską stułą koloru czarnego, prowadził przeniesienie trumny z ciałem młodego także żołnierza marynarki, który właśnie zginął w Afganistanie. Ten wzruszający obraz pokazuje, jak w dramatycznej sytuacji, którą w takich miejscach jak Afganistan i wielu innych na świecie przeżywają konkretni ludzie, mieszkańcy, żołnierze, służby medyczne i inne, potrzebny jest ktoś, kto nie tylko wypełni ostatnią posługę, ale przyniesie światło nadziei. Kilka dni wcześniej przeczytałem na stronie jednego z portali tytuł: „Już oficjalnie: to koniec Kościoła katolickiego w Afganistanie”. Czy koniec?
Po ludzku może się wydawać, że tak tu i ówdzie bywa. Podobne hasła niektórzy z prawdziwym upodobaniem odnoszą do sytuacji Kościoła w Europie, łącznie z Polską. Podkreślając licznie ujawniane skandale wewnątrz Kościoła, odejścia zeń, zwłaszcza młodego pokolenia, zaprzestawania praktyk religijnych. Liczne „proroctwa” na temat końca Kościoła zdają się nie mieć końca. Prawdą jest, że sytuacja może napawać pesymizmem. Czy jednak wystarczy mu się biernie poddawać, pytając o to, czy są jeszcze jakieś widoki na przyszłość? Sam czasami ulegam pesymizmowi. Tracę nadzieję, doświadczając marazmu i bylejakości w sobie samym i wokół siebie. Nie umiejąc sprostać wygórowanym nieraz oczekiwaniom innych. Pytam o to, co mogę zrobić? Jako chrześcijanin, katolik, a nawet ksiądz i zakonnik? Znajduję cichą podpowiedź, która, niczym iskra, tli się gdzieś w moim wnętrzu. Mówi ona: wróć do Pana Boga. Zacznij bardziej Nim żyć, nie bój się o Nim nie tylko mówić, ale rozmawiać, słuchając innych, stawiając pytania i próbując na nie odpowiadać. Ta iskra pali się nie od dziś. Jest ona od zawsze, od chwili, kiedy będąc dzieckiem, przyjąłem chrzest, a później, w wieku dorastania, sakrament bierzmowania. Tyle że wiele czynników w życiu, także pesymizm, powodują, że jest ona przysypana, przyduszona, że istnieje niebezpieczeństwo, iż może zagasnąć.
Początek roku szkolnego wiąże się także z kwestią lekcji religii w szkole lub poza nią. Myślę jednak, że powinno tu chodzić o coś zdecydowanie więcej. Nie tyle o „lekcje religii”, ile o katechezę, której celem jest wejście w osobową relację z Jezusem Chrystusem, przyjęcie Jego Ewangelii, wprowadzenie jej w życie oraz potwierdzenie swojego miejsca we wspólnocie Kościoła. Katecheza powinna obejmować nie tylko dzieci i młodzież, także dorosłych, wszystkich, którzy są chrześcijanami. Również księża i zakonnicy są ciągle przynaglani do świadomego przeżywania tak zwanej „formacji ciągłej”, której celem jest pogłębianie ich relacji z Bogiem i Kościołem, modlitwa i bardziej autentyczne przeżywanie przez nich powołania. Może się to wydawać trochę górnolotne i odrealnione. Jestem przekonany jednak, że dla każdego, dla kogo życie liczy się także w wymiarze duchowym, doskonale wie, co znaczy jego głód i potrzeba zadbania o nie. Niestety na tej płaszczyźnie jest często jak na pustyni, wszystko jest ważniejsze, zwłaszcza w wymiarze materialnym, nie zaś to, co stanowi istotę życia. Stąd coraz bardziej też brakuje wspólnot, między chrześcijanami, między duchownymi. Indywidualizm podlewany egoizmem bierze górę nad pięknem życia przeżywanego razem. Co więcej, wzajemne antagonizmy i uprzedzenia pogłębiają ten kryzys między ludźmi.
Czytam właśnie ostatnią homilię, którą abp Józef Życiński wygłosił za swojego życia w lubelskiej archikatedrze, w dniu 2 lutego 2011 r. Była adresowana do osób życia zakonnego. Mówił w niej: „Pierwsza encyklika papieska [św. Jana Pawła II] mówiła o człowieku, który jest drogą Kościoła. Człowiek, nie przedstawiciel tej grupy, tamtej formacji, tej partii, lecz człowiek, jest tym dziełem Bożym, w którym widać obraz Boga, dziełem, które jest dla nas wielką wartością. Więc, (…) szukajmy tego stylu, który ukazuje solidarną rodzinę ludzką, a wyzwala z kompleksów i z mentalności niewielkich grup skłóconych ze sobą czy patrzących na siebie z nieufnością”. Jakie to mądre i wciąż aktualne słowa! Szkoda wielka, że właśnie owa mentalność i kompleksy, o których mówił arcybiskup, duszą także piękno wiary w Boga dzielonej z innymi, tłumiąc iskrę Ducha, a w konsekwencji, poddając się pesymizmowi i rezygnacji.
Chyba wciąż nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo otwartość na drugiego człowieka i jego człowieczeństwo, wpływają na to, że zaczyna on bardziej świadomie szukać Boga. Szukać to znaczy pytać, rozmawiać, odnajdywać tych, którzy sami już odnaleźli. Mój znajomy, bardzo zaangażowany w sprawy Kościoła, także te bolesne i trudne, człowiek świecki, nie ksiądz, dzieli się na swoim profilu tym, jak przeżywa urlop: „Tradycyjnie, w Taizé. Zacząłem od tygodniowych rekolekcji w milczeniu. Bez neta, bez telefonu, bez podnoszących ciśnienie newsów, skandali, listów i wypowiedzi biskupów i innych polityków. Za to dużo słuchania, Słowa, długich spacerów i biegania o wschodzie słońca, i niespiesznego czytania Halika. No i mnóstwo ciszy, która jest niczym i wszystkim równocześnie”. To przykład kogoś, kto szuka, znajduje i nie boi się mówić o tym innym. I powiem, że takie życie i świadectwo mnie przekonują. Bo za nim idzie szczera otwartość na drugiego.
Bardzo brakuje mi takich ludzi blisko, w otoczeniu. Podobnie jak rozmów o Panu Bogu i wierze. Brakuje mi katechez, w których można nie tylko uczyć innych, ale i samemu wracać do priorytetów. Kościół nie skończył się i nie skończy, aż do skończenia świata. Jestem tego pewien. Jaki on jednak będzie? To zależy od każdego, kto go tworzy. Zarówno ode mnie, jako przedstawiciela duchowieństwa, jak i od świeckich. Od odważnych ludzi, przeżywających swoje życie także na płaszczyźnie duchowej. Pozbawionych kompleksów i uprzedzeń, ewangelicznych naprawdę!
ks. Łukasz Kleczka SDS
Salwatorianin, ksiądz od 1999 roku. Ukończył studia w Bagnie koło Wrocławia, Krakowie i Rzymie. Pracował jako kierownik duchowy i rekolekcjonista w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, duszpasterz i katecheta. W latach 2011-2018 przełożony i kustosz Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville w stanie Indiana. Aktualnie jest przełożonym wspólnoty zakonnej salwatorianów w Veronie, New Jersey.